Premier konsultuje stanowisko z wszelkimi gremiami, tylko nie… z polskim parlamentem

Można odnieść wrażenie, że przed przyszłotygodniowym posiedzeniem Rady Europejskiej, które ma mieć kluczowe znaczenie dla reformy Unii Europejskiej, premier Donald Tusk konsultuje stanowisko rządu z wszelkimi możliwymi gremiami, tylko nie… z polskim parlamentem.

O swoim stanowisku, jak donoszą media, premier rozmawiał już i z kanclerz Merkel i z przewodniczącym Barosso, jest ono znane „Gazecie Wyborczej” (o czym informuje ona dziś na swej pierwszej stronie), a także zostało przedstawione na konferencji przedsiębiorców współorganizowanej przez stowarzyszenie „Lewiatan” Henryki Bochniarz.

Tymczasem, gdy premier Tusk przedstawiał swoje propozycje przedsiębiorcom w towarzystwie min. Dowgielewicza, na posiedzeniu Komisji ds. Unii Europejskiej polskiego Sejmu, w punkcie dotyczącym Rady Europejskiej, rząd reprezentował jedynie podsekretarz stanu w MSZ, który poinformował posłów, że…  nie jest w stanie przedstawić  polskich celów negocjacyjnych na szczyt brukselski.

Sam premier natomiast zapowiedział wczoraj pogłębioną debatę o polityce europejskiej… w tydzień po zakończeniu Rady, czyli 15 grudnia.

W ten oto bezprecedensowy sposób rząd nie tylko lekceważy demokratycznie wybrany polski parlament, ale nawet sam pozbawia się możliwości uzyskania parlamentarnego wsparcia swoich postulatów, które to wsparcie jest zawsze ważnym argumentem przetargowym w negocjacjach międzyrządowych.

Nie może być zgody na takie traktowanie władzy ustawodawczej przez wykonawczą i na tak drastyczne ograniczanie kontrolnej funkcji parlamentu. Dlatego posłowie PiS złożyli wniosek o dodatkowe posiedzenie Komisji ds. UE jeszcze przed Radą Europejska, aby odpowiednio wysoki rangą przedstawiciel rządu przedstawił polskim posłom stanowisko polskiego rządu.

Mamy do tego prawo, nawet jeśli będzie to w ostatniej kolejności po kanclerz Niemiec, szefie Komisji Europejskiej, „Gazecie Wyborczej” i „Lewiatanie”.