Sikorski proponował w Berlinie ogólnoeuropejskie listy do euro parlamentu. To absurd, sprzeczny z zasadami demokracji

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP
Fot. PAP

W rozmowie Bogdana Rymanowskiego były minister Dariusz Rosati zalecał, aby nie traktować zbyt dosłownie berlińskiego przemówienia Radosława Sikorskiego. Poseł PiS Krzysztof Szczerski dał jeden przykład nielogiczności, które się w nim pojawiły: europejskiej listy do parlamentu. To oznaczałoby, że wyborcy w Niemczech, Polsce, na Łotwie i w Portugalii mogliby głosować na tych samych kandydatów.  Rosati odpowiedział, że to nieważne. Ważne jest ogólne pogłębienie integracji.

Widać, że PO ma problem z "nienadążającą" świadomością Polaków, stąd uniki. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" tuż przed przemówieniem Sikorski powiedział nawet o Stanach Zjednoczonych Europy. To by oznaczało budowanie wspólnego państwa. W Berlinie mówił o gotowości "budowania federalnej Europy". A jednak profesor Rosati zalecał jednak w TVN 24, aby nie brać tego dosłownie.

Ale skąd w takim razie pomysł, który nawet we wspólnym państwie byłby skrajnym przejawem dziwacznej centralizacji życia politycznego? Bo wspólne listy traktujące cały kraj jako wspólny okręg  to ewenement w dziejach. Nie, jest jedna analogia: w faszystowskich Włoszech zgłoszono taką listę. Za to w demokratycznych organizmach państwowych posłowie są jednak zawsze reprezentantami określonego terytorium. Mają wyrażać racje i interesy jego mieszkańców.

Tak jest i w USA: mieszkańcy Nebraski wybierają swoich przedstawicieli, Kalifornii swoich, Nowego Jorku - swoich, itd. Nie ma i nigdy nie było czegoś takiego jak lista ogólnoamerykańska.

Co więcej, konstytucja USA nakazuje wybierać kongresmenów zamieszkałych w swoim okręgu i senatorów mieszkających w swoim stanie. Choć przecież nie ma narodu nebraskiańskiego czy kalifornijskiego, a jest polityczny naród amerykański. Za to u nas nie ma politycznego narodu europejskiego, ale za to są narody polski, łotewski czy portugalski.

Dodatkowo amerykańskim stanom gwarantuje się równość w podejmowaniu decyzji ustawodawczych. Każdy stan wybiera przecież po dwóch senatorów, choć różnią się rozmiarami i liczbą równości. W XIX wieku Newada miała 50 tysięcy mieszkańców, a Nowy Jork - 8 milionów. A jednak były sobie równe. To skądinąd przyczynek do dyskusji o ważeniu głosów w Unii Europejskiej, dającym przewagę ludniejszym krajom nad mniej ludnymi.

Listy ogólnoeuropejskie to produkt ściśle ideologicznego myślenia. Chce się osiągnąć efekt integracji sztucznymi metodami, jakich nigdy nie zastosowano w żadnym państwie federacyjnym. A podkreślmy, przynajmniej nasze elity wciąż podkreślają - poza Palikotem, że decyzja o państwie europejskim nie zapadła.

Sprawa ma za to inny aspekt, o którym napomknął poseł Szczerski, a który warto rozwinąć. To droga do kompletnego zakwestionowania demokracji. Wyobraźmy sobie łotewskiego polityka agitującego w Portugalii. Co będzie obiecywał? O czym będzie rozmawiał z tamtejszymi wyborcami? Demokracja opiera się, powinna się opierać,  na choćby minimalnej więzi między politykami i ich wyborcami. W takim przypadku byłyby one całkowitą fikcją.

Po to Amerykanie z Nebraski wysyłają  swoich kongresmenów i senatorów do Waszyngtonu (na podstawie ordynacji większościowej) aby reprezentowali ich interesy. A jak ma być w przypadku Europy?  Łotysz ma reprezentować jednocześnie interesy Łotwy i Portugalii? Absurd.

Absurd, ale pokazujący eksperyment z nowym projektem europejskim jako produkt myślenia doktrynerskiego, operującego w abstrakcji. To powinno niepokoić przede wszystkim tych, którzy traktują serio demokrację. Więcej, to będzie test na demokratyczną wrażliwość różnych środowisk.

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych