"Dlaczego boeing nie mógł być ruszany do przyjazdu amerykańskiej ekipy, a z tupolewem Rosjanie od początku robili, co chcieli?"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Z lewej zdjęcie przedstawiające niszczenie łomem przez rosyjskiego żołnierza wraku polskiego tupolewa - kilkadziesiąt godzin po tragedii, Z prawej - ostrożne podnoszenie boeinga. Fot. wPolityce.pl, PAP
Z lewej zdjęcie przedstawiające niszczenie łomem przez rosyjskiego żołnierza wraku polskiego tupolewa - kilkadziesiąt godzin po tragedii, Z prawej - ostrożne podnoszenie boeinga. Fot. wPolityce.pl, PAP

Jestem zszokowany, kiedy słyszę w mediach, że choć załoga Boeinga 767 nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji wybitego bezpiecznika, to i tak nie popełniła błędu. (...)  Mojemu synowi od razu przypięto łatkę "improwizatora", gdy po prostu starał się w Smoleńsku dojść do źródła awarii, która nieuchronnie zbliżała ich do tragedii.

Dlatego mam nadzieję, że ludzie myślący, którzy nie zadowalają się jedynie podawaną im przez media przetrawioną już papką, zaczną oba te przykłady ze sobą porównywać, zestawiać. Dają one bowiem wiele do myślenia. W komisji badającej przypadek awaryjnego lądowania boeinga zasiadają ci sami eksperci, którzy wyjaśniali katastrofę pod Smoleńskiem.

I niestety, mam takie przeświadczenie, że w obu przypadkach wydali przedwczesne opinie. W przypadku załogi samolotu rządowego przedwcześnie ją napiętnowali, nie mając najważniejszych danych, zaś w przypadku awaryjnego lądowania na Okęciu najpierw okrzyknięto pilotów bohaterami i obwieszono ich orderami, a dopiero po tym fakcie zaczęto badać okoliczności.

Od razu jednak zaznaczam, że nie mam zastrzeżeń co do nagradzania kpt. Wrony za jego niekwestionowane piękne lądowanie. Chodzi mi tylko o pokazanie różnic w podejściu komisji, które są dla mnie niezrozumiałe i bolesne. Żałuję, że na podobne zrozumienie ze strony członków PKBWL nie mógł liczyć mój syn. (...)

Na koniec chciałbym zaapelować, żeby PKBWL wyjaśniła mi, jak to jest, że teraz okazuje się, iż rekordery można badać poza miejscem zdarzenia. Dlaczego w przypadku boeinga nie mógł on być ruszany do czasu przyjazdu amerykańskiej ekipy, a z tupolewem Rosjanie od samego początku robili, co chcieli, bez jakiegokolwiek przestrzegania obowiązujących zasad? Chyba dla każdego jest oczywiste, że w obu tych przypadkach zastosowane zostały inne standardy.


Władysław Protasiuk, ojciec mjr. pil. Arkadiusza Protasiuka, dowódcy lotu PLF 101 do Smoleńska w "Naszym Dzienniku".

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych