Kara śmierci cenniejsza niż... życie. "Jakuba Fescha warto przywoływać w dyskusjach na ten temat"

Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o potrzebie legalizacji w Polsce kary śmierci wywołała dyskusję, czy jest to wyraz bieżącej gry politycznej prowadzonej przez PiS czy też może przejaw wierności programowej. Faktem jest, że PiS podnosił ten punkt programu niejdnokrotnie w przeszłości, abstrachując od innych uwarunkowań np. międzynarodowych, tj. przyjęcie przez Polskę - zgodnie ze stanowiskiem Rady Europy - moratorium na karę śmierci.

Ale wypowiedź prezesa Kaczyńskiego wywołała także dyskusję, czy katolik powinien popierać najwyższy wymiar kary czy nie. Katechizm Kościoła Katolickiego nie pozostawia tu wątpliwości - "tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem" (2265). Tak jest w istocie. Pomijając nawet Stary i Nowy Testament, można przytoczyć długą listę luminarzy zasłużonych w kształtowaniu nauki katolickiej, którzy dopuszczali stosowanie kary śmierci: św. Klemens Aleksandryjski, Orygenes, św Cyprian, Laktancjusz, św. Augustyn, św. Dominik, św. Tomasz z Akwinu, św. Alfons Liguori, papieże Leon XIII, Pius XI czy Pius XII... i wielu innych.

Poparcie dla kary śmierci grzechem?

W tym kontekście za - delikatnie mówiąc - niezrozumiałe i wprowadzające zamęt trzeba uznać słowa kard. Kazimierza Nycza, który w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową powiedział, że "Kościół wielokrotnie przy dyskusjach dotyczących kary śmierci mówił, że nikt z ludzi nie może decydować o odbieraniu czegoś, czego nie dał, czyli życia. - Pan Bóg jest dawcą życia - nawet jeśli człowiek to życie zmarnował - i tylko Pan Bóg może to życie odebrać" (cyt: za onet.pl).

Jeszcze dalej poszedł moralista, ks. dr hab. Piotr Kieniewicz, który wypowiadając się dla portalu fronda.pl stwierdził: "Nie widzę możliwości, aby na gruncie moralności katolickiej i zgodnie z duchem nauczania bł. Jana Pawła II usprawiedliwić w jakiś sposób przywrócenie kary śmierci. Jeśli ktoś jako katolik wsparłby takie działania to popełnia grzech bo popiera działania niemoralne, chce odebrać życie człowiekowi, nie mając do tego prawa. Człowiek nie jest panem życia, jest nim tylko Pan Bóg, który daje życie i je odbiera".

Twierdzenie przez ks. Kieniewicza, że katolik popełnia grzech wspierając działania na rzecz przywrócenia kary śmierci, jest szokujące w świetle Pisma Św., Tradycji i aktualnego nauczania Kościoła, wyrażonego w Katechizmie. Poza tym absolutyzowanie życia przestępcy za wszelką cenę, zwłaszcza w kontekście działaności stróżów prawa prowadziłoby do tragedii. Oto wszyscy uprawnieni do noszenia broni nie mogliby jej używać do zadania śmierci, nawet w samoobronie, skoro tylko Pan Bóg "daje życie i je dobiera". W ogóle katolik musiałby zrezygnować z obrony przed agresorem, gdyby w konsekwencji mógł go pozbawić życia.

Już nie potrzebna?

Także Tomasz Terlikowski dał sie poznać jako zdecydowany przeciwnik wprowadzenia kary śmierci. Znany katolicki publicysta nie udaje, że Kościół nie dopuszcza stosowania kary śmierci. Terlikowski dobrze zna tradycyjne nauczanie Kościoła i Katechizm. Skądś jednak jest bardzo pewien, że zapewnienie obecnie bezpieczeństwa obywateli nie wymaga istnienia kary śmierci ("Nie ma moralnych powodów, które mogłyby usprawiedliwić przywrócenie czy wykonywanie kary śmierci"). Systemy penitencjarne mają być skuteczne bez niej. Skąd to wie, niestety nas nie informuje.

Podaje przykład stanu wojny albo państwa w stanie rozkładu, gdy można stosować karę śmierci. Z jakieś powodu przyjmuje, że np. istnienie zorganizowanej przestępczości, którą kieruje się zza krat więzienia, włącznie ze zlecaniem wyroków śmierci, nie jest stanem zagrożenia bezpieczeństwa obywateli, które wymaga istnienia kary śmierci w kodeksie karnym. Podobnie istnienie zawodowych morderców nie jest takim powodem.

Katechizm wskazuje, że władza powinna się ograniczyć do stosowanie środków bezkrwawych, jeśli wystarczą one do obrony osób przed napastnikiem (2267). Wskazanie to wcale nie zabrania istnienia kary śmierci w prawodawstwie i jej wykonywania. Rzucać może jedynie światło na jej stosowanie w konkretnych przypadkach. Wymiar sprawiedliwości ma rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia z sytuacją skutecznego ukarania i unieszkodliwienia przestępcy bez odbierania mu życia czy też nie.

Droga nawrócenia

W dyskusji nad karą śmierci pojawiają się tradycyjne argumenty za jej stosowaniem, np. wymóg sprawiedliwości czy czynnik odstraszania. Rzadko katolicy w kontekście kary śmierci podnoszą kwestię, która jest najważniejsza dla człowieka wiary - chodzi o nawrócenie i zbawienie.

Dobrym przykładem jest postać mordercy, który skazany został na karę śmierci i przed wykonaniem wyroku wypowiedział znamienne zdanie: "Za pięć godzin zobaczę Jezusa". Wiedział co jest najważniejsze.

Jakub Fesch, bo o nim mowa, był młodym Francuzem, który uciekając z paryskiego kantoru, w którym miał dokonać rabunku, przypadkiem śmiertelnie postrzelił policjanta. Za ten czyn, w 1957 roku, po trzech latach od momentu ujęcia, wykonano na nim wyrok śmierci. Po rocznej odsiadce, kiedy Jakub miał jeszcze nadzieję na uniknięcie najwyższego wymiaru kary, nawrócił się - później do ostatnich dni prowadził bardzo ascetyczny tryb życia, którego pozazdrościć by mu mogło wielu zakonników.

Przed otrzymaniem wyroku napisał bardzo ważne słowa: "Proszę nie mówić mi o ułaskawieniu, ponieważ teraz jestem gotów umrzeć i nie byłbym zdolny spędzić dwudziestu lat w więzieniu. Zdemoralizowałbym się. (...) Zamiast umrzeć głupio, będę mógł ofiarować swoją śmierć za tych, których kocham”. Fesch przyjął karę śmierci jako ofiarę za zło, które popełnił i jako wyraz sprawiedliwości.

Był jednocześnie realistą, gdy pisał o groźbie więziennej demoralizacji. Takim samym realistą był jego duszpasterz, o. Devoyod, który towarzyszył na szafot ok. 40 więźniom. Mało jest ludzi tak bardzo zdających sobie sprawę z grozy kary śmierci jak więzienny kapelan; Devoyod jednak w pełni świadomie ją popierał. Wiedział, że wyrok śmierci powodował, iż więźniowie stawali się moralnie i duchowo lepsi, dożywocie natomiast degenerowało ich kompletnie.

Jakuba Fescha - być może zostanie on wyniesiony na ołtarze - warto przywoływać w dyskusjach na temat kary śmierci. Jego historia i historia jego duszpasterza są cennym argumentem (choć przede wszystkim moralnym i religijnym) na to, że najwyższy wymiar kary ma wpływ na przemianę przestępców.

I jeszcze jedno. Wiara religijna w lepszą przyszłość pomaga przyjąć nieuchronny koniec, który czeka nas na tym padole. Stąd widać jak na dłoni oczywisty związek między społeczeństwem „humanistycznym”, zsekularyzowanym a pielęgnowaną przez nie wrogością do kary śmierci. Nie może ono jej nadać żadnego głębszego sensu, nie ma tu żadnej nadziei. Ofiara, zadośćuczynienie, łaska... - budzą jedynie politowanie, niezrozumienie. Totalniactwo laickie, które jest propagowane w krajach UE, jest wyraźnym przykładem takiej postawy.

Ale dla człowiek wiary, np. Fescha, kara śmierci to droga do zmartwychwstania, tak jak kara śmierci była drogą do zmartwychwstania dla Chrystusa.

Dariusz Hybel

Zastępca redaktora naczelnego magazynu "Głos dla Życia", redaktor portalu: www.prolife.com.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.