Z Talagą do Berlina czy z Wróblewskim z dala od kuglarstwa? I pytanie: czy to koniec polskiego państwa?

Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Plus Minus, ambitny dodatek Rzeczpospolitej, niesie ze sobą dwa całkowicie sprzeczne przesłania.

Na ostatniej stronie nowy wicenaczelny Andrzej Talaga przedstawia starą, aczkolwiek nieco zmodyfikowaną alternatywę: albo z Rosją albo z Niemcami.  Kto nie chce iść do Unii Euroazjatyckiej musi się zgodzić na akces do Europy niemieckiej.

Talaga przyznaje otwarcie:

Filarem stabilności euro strefy oraz realnym recenzentem narodowej polityki gospodarczej całości będą Niemcy. (…) Czy to już dominacja? Na pewno nie taka, jaką miał na myśli prezes Kaczyński mówiąc o kondominium. Raczej scalanie słabszych wokół silnego centrum ku obopólnej korzyści.

Czy rozumiemy z tego wszystko? Niekoniecznie. Ale Talaga stawia kropkę nad „i”.

W dalszej perspektywie korzystny jest dla nas tylko jeden wybór, choć może nas niemało kosztować w krótkim czasie – wstąpienie do Europy „niemieckiej” z rządem gospodarczym, wspólną polityką fiskalną, być może jedną armią. Czas przełomu w Unii sprzyja wynegocjowaniu jak najkorzystniejszych warunków akcesji.

To już nawet nie jest Europa francusko-niemiecka. To przyłączenie się do imperium ze stolicą w Berlinie. Talaga wie już za nas wszystko.

Niedawno polemizując ze skądinąd znacznie subtelniejszymi wywodami Marka Cichockiego, który  sugerował pogodzenie się z nieuniknionym produkowanym przez Grupę Frankfurcką, pisałem:

W taki determinizm nie wierzę. A gdybym musiał uwierzyć, uznałbym, że stoimy w obliczu katastrofy, bo taki sens ma sytuacja, gdy jakaś zbiorowość nie ma wyboru.

Talaga nie widzi w tym żadnego problemu, przemawia dziarskim  tonem entuzjasty. Przebijając nawet Marka Beylina, który w „Gazecie Wyborczej” stał się już specjalistą od kolejnych komunikatów z frontu.

Beylin ogłasza na pierwszej stronie w sobotę tym razem tylko tyle:

Trwają teraz dwa wyścigi. Pierwszy to siłowanie się Unii z reakcjami rynków. Drugi, ukryty, ale nie mniej doniosły, to walka o dusze Europejczyków. O to byśmy sparaliżowani lękiem nie uznali europejskiej katastrofy za nieuchronną.

Nie ma w tym konkretów, ale Beylin zdążył je już wyłożyć wiele razy. Wspólny rząd europejski, wspólne podatki. Tylko ten Berlin jest u niego jakby mniej eksponowany. Talaga  oporów nie ma, więc za jedno: za szczerość, powinniśmy mu być wdzięczni.

Ale wracając do Plusa-Minusa, mamy dysonans. Na początku numeru swojego sceptycyzmu wobec pomysłów na ratowanie euro nie ukrywa naczelny Tomasz Wróblewski. W długim editorialu może nie odrzuca definitywnie wspólnej waluty, ale jest mocno sceptyczny (z pozycji wolnorynkowych) i zwłaszcza narzeka na wartości, które ożywiają dziś ratowników.

Wspólny rynek przełamał setki lat nieudolnych prób jednoczenia Europy. Nie dlatego, że jedni uznali rację drugich, przewagę cywilizacyjną, skapitulowali pod naporem siły czy lepszej wyceny kredytowej, ale dlatego że wszyscy połączyli się w robieniu interesów.

Ta wielka idea została pogrzebana wraz z  narodzinami strefy euro. Wymusiła ona kulturową unifikację, kontynentalną izolację i wzajemne wyrzeczenia w miejsce wzajemnych interesów. Każdy ciągnął w swoją stronę. Efekt codziennie obserwujemy na pierwszych stronach gazet. Wiara, że problem zniknie, gdy wprowadzimy głębszą kontrolę i dyscyplinę w ramach i tak sztucznego systemu, porównywalna jest tylko do wiary Napoleona, że narody Europy garnąć się będą do rządów wspólnej republiki w miejsce przestarzałych monarchii”.

No właśnie, trudno o mocniejszą odprawę udzieloną argumentom Talagi. Pytanie, ile będzie w zagranicznym serwisie „Rzepy” z jednego, ile z drugiego. I pytanie, jakie mamy pole manewru. My jako Europejczycy i my jako Polacy.

Bo przecież obok tekstu Wróblewskiego Dariusz Rosiak przypomina (pod wymownym tytułem: „Ktoś tym musi rządzić”): bez ujednolicenia polityki fiskalnej  wspólna europejska waluta nie ma sensu. Ale przecież bez prawa do nakładania podatków, bez autonomii własnego budżetu, rozstajemy się definitywnie z własnym państwem. Rzucamy się na głęboką wodę. Z setkami pytań: nie tylko ekonomicznych.  Z tysiącami konsekwencji, trudnych do odwrócenia.

Talaga mówi wprost: przyłączcie się do Niemiec. Beylin mówi ostrożniej: przyłączcie się do Europy wymarzonej przez skrajnych postępowców. Tak naprawdę nawet nie wiemy, czy jedno bądź drugie jest  ofertą realną, a w każdym razie kompletną, ale wiemy jednak więcej niż przed kilkoma miesiącami: tak może być. Wróblewski mówi tylko tyle: bądźmy ostrożni, to może być kuglarstwo.

To jeden z najważniejszych dylematów i tematów dyskusji, jaki nas obecnie czeka. Ważniejszy nawet, dużo ważniejszy, od reform Tuska. Obserwujmy pod tym kątem wszystkich: polityków, publicystów, ekspertów.  Słuchajmy tego co mówią.

To dlatego tak mnie zdziwiła wciąż nie do końca dla mnie jasna wypowiedź Marka Cichockiego. I dlatego też jestem ciekaw, jaki kurs w tej kwestii wybierze „Rzeczpospolita”. To może być główna linia podziału między prawicą i całą resztą, nawet jeśli wypowiedzi liderów PO są dziś w tej kwestii mylące i nieokreślone.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych