Po ostatnim Marszu Niepodległości pojawiły się w debacie publicznej nieliczne, ale rozsądne moim zdaniem głosy, dotyczące konieczności bliższej współpracy spadkobierców tradycji piłsudczykowskiej i endeckiej. Przez ostatnie lata bowiem wydawało się to czymś niemożliwym ze wzglądu na podgrzewanie przez wielu reprezentantów obu stron wzajemnej niechęci, a nawet wrogości. Sytuacja ta nosiła znamiona tragifarsy, gdyż największym polem konfliktów nie były kwestie programowe.
Głównym problemem były zagadnienia historyczne. O ile w dobie dwudziestolecia międzywojennego, gdy najważniejsi przedstawiciele obu obozów oraz ich współpracownicy żyli i byli aktywni na kanwie publicznej, spory o to kto miał większe zasługi w odbudowie Niepodległej miały logiczne wytłumaczenie, o tyle wznawianie ich pół wieku później wydaje się kuriozum. Tymczasem przez całe lata można było usłyszeć czy przeczytać, że Roman Dmowski to „wyzwoliciel Polski”, a Józef Piłsudski to austriacki agent, tchórz, który zamiast ratować Polskę przed bolszewikami zajmował się kochanką i wojnę za niego wygrali sztabowcy wespół z francuskimi doradcami i Bożą Opatrznością.
Odpowiedzią na to było oskarżanie drugiej strony o rusofilizm, czy odmawianie jej jakichkolwiek zasług w odzyskaniu niepodległości, co Polacy mieli osiągnąć dzięki wizjonerstwu i czynowi legionowemu Józefa Piłsudskiego, który przewidział, że państwa centralne pobiją Rosję, po czym same ulegną mocarstwom zachodnim.
Wszystkie w skrócie wymienione zarzuty nie są oczywiście całkowicie wyssane z palca. Bo przecież Piłsudski związał się z Aleksandrą Szczerbińską, gdy formalnie był jeszcze w związku małżeńskim, a strzelcy Piłsudskiego prowadzili na terenie zaboru rosyjskiego działalność wywiadowczą na rzecz Austro-Węgier. Z drugiej strony Dmowski był posłem do rosyjskiej Dumy, zaraz po wybuchu wojny światowej chciał u boku Rosjan tworzyć polskie oddziały i liczył, że całość ziem polskich zostanie zjednoczona w ramach imperium rosyjskiego. Jeśli się specyficznie wyselekcjonuje fakty, wyrwie z szerszego kontekstu, to można najróżniejsze dziwne rzeczy udowadniać. Tyle, że nigdy nie będzie to pełna prawda, a dobieranie argumentów pod pewną tezę.
Zamiast tego lepiej przyznać, że obaj politycy i ich współpracownicy w sytuacji, gdy nie było państwa polskiego, od czasów powstania listopadowego nie istniało wojsko polskie, musieli taktycznie związać się z którymś z zaborców. Jedni i drudzy mieli przy tym swoje argumenty. Nie można więc dezawuować działalności któregokolwiek z obozów, ponieważ w dłuższej perspektywie oba dążyły do odbudowy niepodległego państwa, tyle że drogę ku temu widziały zgoła odmiennie. Ponadto uczciwie należy powiedzieć, że zarówno piłsudczycy jak i endecy w chwilach decydujących, kiedy okazja się nadarzyła, zrobili co tylko mogli, by ten najważniejszy cel osiągnąć. Symbolicznym tego dowodem są ogromne zasługi Romana Dmowskiego w ustaleniu granicy zachodniej państwa oraz Józefa Piłsudskiego w wywalczeniu jej kształtu na wschodzie. Na tym wypadałoby wreszcie zakończyć ten jałowy spór i przypomnieć, że w tych ważnych chwilach obaj bardzo sobie zaufali, czego wymownym świadectwem jest list Piłsudskiego zaczynający się od słów „Drogi Panie Romanie”.
Czy większości z tych którzy uważają się za dziedziców jednej i drugiej tradycji nie stać obecnie na nic więcej niż bezsensowne spieranie się o zasługi ludzi, którzy nie żyją od prawie 80 lat? Czy gdyby dziś się z nimi zetknęli, zostaliby przez nich ocenieni jako poważni endecy i piłsudczycy? Czy może usłyszeliby coś w rodzaju „wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić”? Drugim bowiem grzechem tych, którzy postrzegają siebie jako spadkobierców wspomnianych polityków, jest wewnętrzne rozbicie. Nie dość, że dla większości „działaczy” największą pasją jest prześciganie się z konkurencyjną tradycją w zasługach dla budowy II Rzeczypospolitej, to jeszcze jedni i drudzy mają problemy ze stworzeniem jednolitego środowiska czy to piłsudczykowskiego, czy to endeckiego.
Słusznie zauważył redaktor Rafał Ziemkiewicz, że Polską nie rządzą trumny Piłsudskiego i Dmowskiego, jak stwierdził swego czasu Jerzy Giedroyc, a raczej kliki wywodzące się z tradycji Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, Komunistycznej Partii Robotniczej Polski i ich następców w postaci Polskiej Partii Robotniczej oraz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Piłsudczycy i narodowcy są absolutnym marginesem, mówiąc kolokwialnie polityczną „kanapą”, co jednak nie przeszkadza im w prowadzeniu długoletnich wewnętrznych wojenek w ramach własnych obozów.
Można z całą pewnością stwierdzić, że gdyby twórcy obu ideologii politycznych widzieli, co we współczesnej Polsce wyrabia znaczna część ich samozwańczych dziedziców, nie chcieliby mieć z nimi nic wspólnego. Ponadto bez wątpienia można powiedzieć, że gdyby obaj mężowie stanu funkcjonowali w III Rzeczypospolitej, staliby po jednej stronie barykady. Nie kto inny jak Roman Dmowski napisał słynne słowa „Jestem Polakiem i mam obowiązki polskie”, której to deklaracji wyraźnie nie podziela i nie rozumie większość tak zwanych elit współczesnej Polski. Zamiast zabiegać o silne państwo polskie zarówno wewnętrznie, jak i na arenie międzynarodowej, zaraz po tym jak uwolnili się spod panowania wschodniego imperium, zaczęli pukać do drzwi Unii Europejskiej. Organizacji, która już dawno zerwała z pierwotnymi założeniami i pretenduje do roli kolejnego imperium, gdzie obywatele będą co najwyżej decydować o tym jaki talk show w telewizji obejrzą, nie zaś o tym, kto owym imperium będzie zarządzał i jaki światopogląd będzie w nim obowiązywał.
Większość polskich przywódców woli zrzekać się kolejnych prerogatyw na rzecz instytucji unijnych, przerzucać na nie odpowiedzialność za rodaków, zamiast brać ją na swoje barki, jak czynili to choćby Piłsudski i Dmowski. Można tylko domniemywać co byłoby z Polską, gdyby w 1918, 1919 czy 1920 r. jej polityką nie kierowali Paderewscy, Dmowscy, Piłsudscy, a różni mistrzowie i specjaliści od polityki sondażowej. Czy znalazłby się ktoś, kto miałby odwagę i kompetencje, by przez 5 godzin udowadniać w dwóch językach przedstawicielom państw zachodnich polskie prawa do Śląska, Wielkopolski, Pomorza? Czy znalazłby się ktoś, kto potrafiłby bolszewikom nie tylko szabelką przed nosem pomachać, ale i nią uderzyć? Każdy uważny obserwator sceny politycznej dojdzie do wniosku, że gdyby wówczas rządzili potulni specjaliści od PR-u, pewnie Polski by już nie było.
Nie tylko Roman Dmowski współcześnie załamywałby ręce nad dobrowolnym pozbywaniem się suwerenności na rzecz mitycznego Zachodu. Również Józef Piłsudski swoimi czynami, ale i słowami, dowiódł, iż obcą była mu postawa liczenia, że odpowiedzialność za losy Polski i Polaków wezmą państwa zachodnie. Rozumiał, że o bezpieczeństwo własnego kraju trzeba przede wszystkim samemu zadbać, a ewentualne bliskie związki z zachodem muszą wiązać się z „wchodzeniem mu w dupę”, bo Polska nie jest tam uważana za równorzędnego partnera.
We współczesnym świecie, gdy nadal Polski nie uważa się za równorzędnego partnera, zaś polskie „elity” w większości nie są w stanie realizować polskich interesów, oba środowiska powinny wreszcie podjąć konkretną współpracę. W sytuacji, kiedy coraz szerzej wbija się ludziom do głów lewackie „ideały”, gdy odcina się Polaków od ich korzeni cywilizacyjnych, piłsudczycy i narodowcy nie powinni kruszyć kopii na swoich jałowych wojenkach. Najpierw niech zawalczą o rząd dusz w Polsce, a gdy już ten cel osiągną, mogą spierać się o niuanse. Choć w tym momencie są marginesem, próbuje się ich kreować na wrogów wewnętrznych „nowoczesnych Polaków-Europejczyków”. Choć obecnie nie stanowią dla swoich prawdziwych przeciwników realnego zagrożenia, ci robią wszystko, by postrzegano ich jako faszystów. Najwyższa więc pora, aby zaczęli intensywnie razem działać, działać skutecznie, bo ani się obejrzą, a ich liczne kanapowe organizacje zostaną zdelegalizowane i jedyne co po nich w Polsce zostanie to jałowe polemiki – kto bardziej zasłużony – Piłsudski czy Dmowski i wspomnienie o śmiesznym prześciganiu się czy głośniej będzie skandowane „Roman Dmowski wyzwoliciel Polski” czy zaśpiewana „Pierwsza Brygada”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/122318-pilsudczycy-i-endecy-gdyby-obaj-mezowie-stanu-funkcjonowali-w-iii-rp-staliby-po-jednej-stronie-barykady
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.