Valdas Adamkus wiele miejsca poświęca również sprawom polskim. Opisuje swoje relacje z prezydentami Aleksandrem Kwaśniewskim i Lechem Kaczyńskim. Adamkus podobno ciągle wypominał Kaczyńskiemu nieznajomość języków obcych. „Czasami się wydawało, że polityka jest zbyt ciężkim brzemieniem dla tego człowieka o łagodnym charakterze” – pisze Adamkus.
Najwyższej rangi funkcjonariusze litewskiej policji są podejrzani o nadużywanie stanowisk służbowych i fałszowanie dokumentów, podobno wiedzieli też o morderstwach planowanych przez Drąsiusa Kedysa i nie kiwnęli w tej sprawie nawet palcem. Były prezydent Litwy w opublikowanych przed dwoma tygodniami wspomnieniach pt. „Ostatnia Kadencja. Dzienniki prezydenta” przyznaje się do wywierania presji na sędziach i prokuratorach. Te skandale zmuszają do postawienia zasadniczego pytania o stan litewskiej państwowości.
Wydana zaledwie dwa tygodnie temu książka „Ostatnia Kadencja. Dzienniki prezydenta” byłego prezydenta Litwy Valdasa Adamkusa stała się nie tylko bestsellerem, ale zdążyła też wywołać kilka skandali. Były prezydent Litwy bez ogródek pisze że np. w kwietniu 2005 r. wymusił na prezesie Wileńskiego Sądu Okręgowego Artūrasie Šumskasie i prezesie litewskiego Sądu Najwyższego Vytautasie Greičiusie zmianę decyzji sądowej w sprawie założenia podsłuchu u białoruskich dyplomatów, których litewski kontrwywiad podejrzewał o szpiegostwo (początkowo sąd odmówił takiego zezwolenia powołując się na immunitet dyplomatyczny podejrzanych). W 2008 r., również na skutek ingerencji prezydenta Valdasa Adamkusa, litewska prokuratura umorzyła dochodzenie w sprawie sowieckiego partyzanta żydowskiego pochodzenia Icchaka Arada. Arad, który w latach powojennych służył w oddziałach NKWD, był podejrzewany o uczestnictwo w mordach na litewskiej ludności cywilnej, jednak wytoczenie sprawy szanowanemu izraelskiemu historykowi wywołało olbrzymie oburzenie wspólnoty żydowskiej. Adamkus w swojej książce opisuje także i sytuacje w którym sam był ofiarą nacisków (np. „ojciec litewskiego odrodzenia narodowego” Vytautas Landsbergis miał wywierać na nim presję w sprawie mianowania pewnych sędziów), i korupcyjne powiązania byłego sekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki Anicetasa Ignotasa.
Valdas Adamkus wiele miejsca poświęca również sprawom polskim. Opisuje swoje relacje z prezydentami Aleksandrem Kwaśniewskim i Lechem Kaczyńskim. Adamkus podobno ciągle wypominał Kaczyńskiemu nieznajomość języków obcych. „Czasami się wydawało, że polityka jest zbyt ciężkim brzemieniem dla tego człowieka o łagodnym charakterze” – pisze Adamkus. Już dziś o dziennikach Adamkusa mówi się nie inaczej jak „litewskie Wikileaks”. Adamkus ujawnił – cząstkowo, fragmentarycznie, ale jednak – to co się dzieje za kulisami władzy. O czym podejrzewaliśmy, ale na co nie mieliśmy żadnych dowodów. Podwodne prądy, naciski, szantaże, wzajemne zobowiązania, które towarzyszą litewskiej „wielkiej polityce”. „Zadziwiające jest, jak w naszym państwie interpretowane są normy demokratyczne. Książka Adamkusa ujawniła, jak krucha jest demokracja na Litwie” – skomentował sytuację dla Radia „Znad Wilii” poseł Vytautas Gapšys, a propos jeden z liderów Partii Pracy wobec której od 6 lat toczy się postępowanie karne.
W październiku 2009 r. przedsiębiorca z Kowna Drąsius Kedys zamordował sędziego kowieńskiego sądu dzielnicowego Jonasa Furmanavičiusa i siostrę swojej konkubiny Violetę Naruševičienė. Kedys uważał, że jego czteroletnia córka była molestowana, wskazując jako podejrzanych m.in. Furmanavičiusa i biznesmena Andriusa Ūsasa. Naruševičienė miała rzekomo umożliwić sędziemu kontakt z dzieckiem. Pół roku później ciało Drąsiusa Kedysa zostało znalezione na brzegu Morza Kowieńskiego, eksperci uznali, że śmierć nastąpiła na skutek zakrztuszenia się zawartością swego żołądka. Jeszcze po dwóch miesiącach zginął i jedyny podejrzany w tej sprawie – Andrius Ūsas. Sprawa przycichła. Jednak w ubiegłym tygodniu do litewskiej prokuratury i mediów zgłosił się nowy świadek, niejaki Tomas, który twierdzi, że na kilka dni przed morderstwami popełnionymi przez Kedysa stawił się w Departamencie Policji u swojego dalekiego krewnego Algirdasa Stončaitisa, zastępcy komisarza generalnego policji, i poinformował, że Kedys przygotowuje zamachy na Furmanavičiusa, Naruševičienė, Ūsasa oraz byłą konkubinę Laimutė Stankunaitė. W rozmowie mieli uczestniczyć także inny zastępca komisarza generalnego Visvaldas Račkauskas oraz zastępca szefa litewskiej policji kryminalnej Tomas Ulpis. Policja nie zrobiła jednak nic by morderstwom zapobiec. Wszyscy trzej podejrzani odmawiają komentarza w tej sprawie, Visvaldas Račkauskas – oskarżony o fałszowanie dokumentów — podał się do dymisji, a tymczasem prokuratura rozpoczęła szeroko zakrojone działania mające wyjaśnić sprawę, w mieszkaniach kilkunastu policjantów przeprowadzono rewizje i przeszukania, kilku przedstawiono zarzuty.
Sprawa Kedysa już wcześniej podzieliła Litwę na dwa wrogie obozy: jedni wypatrywali za serią tajemniczych zgonów spisek klanu pedofilów, który miał rządzić Litwą, inni uważali, że histeria nakręcana przez zwolenników Kedysa prowadzi do utraty przez Litwę resztek pozorów państwa prawa. Nowe informacje dolały jeszcze więcej oliwy do ognia. Dlaczego tajemniczy świadek pojawił się dopiero teraz, po dwóch latach od wydarzeń? Czy funkcjonariusze Departamentu Policji świadomie zignorowali informacje o przygotowanych morderstwach, a może te informacje były zbyt mgliste i niepewne? Czy zawinił totalny chaos i bałagan, który panuje w litewskich organach ścigania, czy jednak funkcjonariusze działali w interesach jakichś „klanów”?… Pytań jest mnóstwo, odpowiedzi – niewiele.
Na pierwszy rzut oka Litwa jest dosyć młodym, ale stabilnym i trwałym bytem państwowym, w którym działają wszystkie instytucje charakterystyczne dla euroatlantyckiej demokracji liberalnej: odbywają się wybory, działają partie polityczne, media krytykują polityków, politycy zwalczają się nawzajem, a sądy są niezależne. Dlatego gdy politolog Vytautas Radžvilas opublikował przed ponad rokiem cykl esejów zatytułowanych „Neįvykusi valstybė” (można to przetłumaczyć jak „Państwo, które nie powstało” albo „Nieudane państwo”) wyglądało to na pewnego rodzaju intelektualną prowokację. Dziś, gdy się okazuje, że najwyższej rangi szefowie policji ignorują doniesienia o przygotowanych morderstwach, a były prezydent publicznie przyznaje się do wywierania presji na sędziach i prokuratorach, którym Konstytucja gwarantuje niezależność, ten tytuł już nie wydaje się być tak niedorzeczny, bo – jak słusznie zauważa Piotr Wołejko — „różnica pomiędzy organizmem człowieka a państwa jest taka, że człowiek w ostateczności umiera, a nawet upadłe państwo nadal żyje”…
Po pierwszych latach euforii po odzyskaniu niepodległości nastąpiło na Litwie powszechne rozczarowanie jej wynikami i odpowiedzialnością za nie obarczono nie tylko elity, ale i samą ideę liberalnej demokracji. W roku 1991 75 proc. mieszkańców Litwy było zwolennikami systemu demokratycznego, w roku 2009 – już tylko 55 proc. Obecnie 80 proc. mieszkańców jest niezadowolonych z tego w jaki sposób działa demokracja na Litwie. Najwyraźniej wydarzenia z ostatnich tygodni liczby zadowolonych z litewskiej demokracji również nie zwiększą. Litwa oczywiście nie jest państwem upadłym, ale najwyraźniej potrzebuje swego rodzaju catharsis by się wyrwać z zamkniętego koła korupcji, głupoty, bezmyślności, arogancji politycznej i teorii spiskowych. Być może jego początkiem będzie oczyszczenie szeregów policji. Albo dzienniki Adamkusa odsłaniające kulisy litewskiej „wielkiej polityki”.
Aleksander Radczenko
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/122296-radczenko-litewskie-wikileaks-czyli-wspomnienia-prezydenta-adamkusa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.