I znowu piękną poetycką frazą zaimponował wszystkim premier Donald Tusk. Prezentując dziennikarzom listę nowych ministrów znalazł chwilę na dowcip (jak stwierdzenie, że dziennikarze lubią nigdy nie odbierającego telefonów i nie oddzwaniającego rzecznika Pawła Grasia...), na słuszną uwagę edukacyjną (środowisko to wszystko wokół nas, nawet miejsce pracy), wreszcie na odrobinę tradycyjnego samochwalstwa.
Ten samozachwyt wszystkim, którzy wiedzą co się święci na rynkach i nie za bardzo ufają w przekonywania prorządowych "Wiadomości", że obniżanie rankingów naszych banków i długu publicznego to tylko szaleństwo agencji ratingowych, musi mocno niepokoić.
Oto premier wyfasowuje nam drużynę, która ma za zadanie trwać tak samo jak trwała poprzednio. A nawet gorzej. Drużynę składającą się głównie z nowicjuszy, którym sporo czasu zajmie nauczenie się resortów. A jedyną zmianą o której dziś wiadomo na pewno jest to, że oklaski dla Donalda Tuska będą teraz brzmiały na posiedzeniach rządu jeszcze głośniej i czyściej, że ostatni oddech zwątpienia czy ironii zostanie wyeliminowany.
Dziennikarze cały ranek z zapałem łapią i ścigają każdą ploteczkę i każdy przeciek dotyczący expose szefa rządu. Ale to chyba ma niewielki sens. Bo premier może sobie jutro zapowiedzieć co zechce. Jest jednak jasne, że ta ekipa żadnych zmian nie dokona. Nie tak się bowiem konstruuje rząd, który miałby stawić czoła wielkim wyzwaniom.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/122137-jedyna-zmiana-o-ktorej-wiadomo-na-pewno-jest-to-ze-oklaski-dla-tuska-beda-teraz-na-posiedzeniach-rzadu-glosniejsze