Krzysztof Czabański: co się dzieje w mediach? Po imieniu, proszę! "Nie był to błąd w sztuce, lecz założony scenariusz"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Sposób relacjonowania przebiegu 11 Listopada w TVN 24 i TVP INFO przypomina haniebne, najczarniejsze dni polskich mediów w PRL-u. Ordynarna,  sowiecka i hitlerowska propaganda, to  - i tylko to – nasuwa mi się na myśl, jeśli szukam porównań.

Kilkadziesiąt tysięcy ludzi szło w spokoju, mimo prób prowokacji ze strony przeciwników a może i policji,  manifestując uczucia  patriotyczne, ale ekrany telewizyjne sączyły do umysłów nieświadomych manipulacji obywateli całkiem inny przekaz, ponoć w relacji „na żywo” i „z miejsca”- był to obrazek bijatyk policji z bandą kilkudziesięciu chuliganów.

Tak oto  Marsz Niepodległości został przedstawiony jako  przedsięwzięcie bandyckie. Dokładnie według wzorców jak w PRL-u przedstawiano  „wichrzycieli” w czerwcu 1956r., w marcu 1968r., w grudniu 1970r., czerwcu 1976r., no i w stanie wojennym, rzecz jasna. Że nie był to błąd w sztuce, lecz założony scenariusz, najlepiej świadczy fakt, iż tezy wygłaszane przez prowadzących dziennikarzy i ich gości nie ulegały zmianie nawet, gdy stały w sprzeczności z przekazywanym obrazem. Kuriozalna wręcz była sytuacja, kiedy widzieliśmy na ekranie TV pusty plac Konstytucji , gdyż Marsz Niepodległości udał się  inną niż wcześniej zapowiadana trasą pod pomnik Dmowskiego i Piłsudskiego, a spikerka telewizyjna nadal ostrzegała histerycznie widzów, że zaraz może dojść do konfrontacji” bojówek prawicowych” z „pokojową młodzieżą”  Kolorowej Niepodległej, blokującą wylot z placu na Marszałkowską. Relacje pisemne zaś na głównych portalach (w tym „Gazety Wyborczej”) były formułowane w sposób iście kabaretowy: „bojówki prawicowe”  rzucały butelkami, kamieniami i tłukły kijami, z kolei jeśli już trzeba było zaznaczyć, że jakieś elementy ulicy lub przedmioty frunęły w stronę Marszu Niepodległości,  no to one właśnie „frunęły”, nie wiadomo przez kogo rzucone, ot same z siebie, jak to butelki i kamienie mają w zwyczaju!

Trudno mi uwierzyć, żeby poważni dziennikarze – choćby dzieliły ich zasadnicze różnice polityczne – po pierwsze  nie widzieli tych skandalicznych (ponoć dziennikarskich) relacji, po drugie – żeby akceptowali takie dziennikarstwo(?). Dlatego sądziłem, że moje, nasze, środowisko zdobędzie się na jednoznaczną ocenę.

A jednak -  znowu uległem złudzeniu. Oto w dniu wczorajszym  (rychło w czas, 14 listopada!), oświadczenie wydał zarząd główny SDP. Z oburzeniem – i słusznie! -  potępił akty wandalizmu i niszczenie sprzętu stacji telewizyjnych i radiowych. Wymienił nazwy tych stacji. Następnie zaapelował do dziennikarzy o rzetelne – niezależnie od sympatii politycznych – relacjonowanie wydarzeń. Tutaj jednakże nazw adresatów swojego apelu  nie podał,  choć  z  przytoczonej wcześniej wyliczanki zniszczonego sprzętu   wynika, że nie miałby z tym najmniejszego kłopotu. Rozumiem, że zadziałała „zasada wyważonego kompromisu”, która w salonach warszawskich przybiera kształt mówienia tak na okrągło aż treść przekazu nabiera pożądanego w salonie sensu, czyli staje się bezsensem, zniekształcającym rzeczywistość, ba, wręcz ją przekłamującym.

Ale też jakieś poczucie wstydu chyba jeszcze w  nowych władzach SDP pozostało, bo przecież pod  oświadczeniem nie ma żadnych nazwisk, tylko urzędnicza formuła „zarząd główny”? W tym wstydzie zatem moja nadzieja, że któregoś dnia SDP nazwie po imieniu to, co się dzieje w polskich mediach. Po imieniu!



Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych