Wspólnie brońmy Polski i prawdy! Wesprzyj nas

Skrajna prawica: prawdziwa tęsknota Seweryna Blumsztajna. "Ci z Marszu Niepodległości byli jakby mniej u siebie"

PAP
PAP

Wśród licznych komentarzy i analiz politycznych, jakie przeczytałem od piątku, zwróciły moją uwagę przede wszystkim te, które próbują z warszawskich wydarzeń wyciągnąć wnioski ściśle polityczne. W tej kategorii tekstów mamy oczywiście element, mniejszej czy większej, kreacji. Po to, aby zamysł polityczny autora przedstawiał się jak najbardziej przekonująco, rozjaśnia się jedne, a przyczernia inne aspekty rzeczywistości. Politycy tak mają. I mają tak także politycy przebrani za dziennikarzy. Można to jakoś zrozumieć, ci ludzie „robią w polityce”. Kiedy jednak rozziew pomiędzy rzeczywistością, a jej obrazem jest zbyt duży, można się zastanawiać, czy to się jeszcze opłaca, czy „ciemny lud to (jeszcze) kupi”.

Jeśli myślicie, że mam na myśli Jacka Kurskiego, to jesteście w błędzie. Tym razem wszystkich przebił Seweryn Blumsztajn. Napisał on bowiem w swojej gazecie ni mniej, ni więcej, tylko takie oto słowa:

„(...) Politycy, którym marzy się elektorat zdyscyplinowanych kibicowskich kohort, powinni jeszcze raz przemyśleć swoje marzenia.

Inni, którzy uważali, że radykalny prawicowo-kibolski ruch to tylko kłopotliwy margines, wiedzą już, jak bardzo się mylili. Marsz Niepodległości przegrał dlatego, że pokazał swoją prawdziwą kibolską twarz, ale radykalna prawica zamanifestowała swoją siłę.

Zgromadzenie Kolorowej Niepodległej dzięki zdecydowanej i sprawnej akcji policji odniosło symboliczny sukces – obroniło Marszałkowską. I w dodatku blokujący wyszli z tego żywi. Ale widać już, że blokadami i policją nie zatrzymamy ani radykalnej nacjonalistycznej prawicy, ani potężniejącej fali kibolskiej przemocy [wszystkie podkreślenia moje – RG] („Gazeta Wyborcza” z 12-13 listopada).”

Najpierw wytłumaczę się z podkreśleń w tekście. Wedle Blumsztajna, Marsz Niepodległości miał, zatem, jakąś twarz sztuczną, którą chciał pokazać światu, ale to się nie udało, bo świat zobaczył jego twarz prawdziwą, czyli kibolską. Inaczej mówiąc to, że na Marszu Niepodległości było kilkanaście tysięcy normalnych ludzi, niekiedy całymi rodzinami i z dziećmi, nie ma żadnego znaczenia, ważna jest tylko obecność kilkuset agresywnych kiboli. Bo to kibole nadają prawdziwy charakter Marszowi, nie pozostali, których było nieporównanie więcej. Tamtych mogłoby na Marszu w ogóle nie być, ważne, że byli kibole.

Dalej pisze Blumsztajn, że blokada udała się „dzięki zdecydowanej i sprawnej akcji policji”. W rzeczy samej: akcja lewaków wspieranych przez „Gazetę Wyborczą” miała przychylność władzy publicznej, na jaką nie mogli  liczyć prawicowcy. Legalny marsz nie mógł przejść zatwierdzoną przez władze trasą, ponieważ policja tolerowała zawłaszczenie fragmentu tej trasy przez lewaków. Porozumienie 11 Listopada było jak u siebie, mimo że okupując ten teren, łamało ostentacyjnie prawo. Ci z Marszu Niepodległości byli jakby mniej u siebie. Rozumiem, że o to w ogóle chodzi Blumszatjnowi i jego politycznym przyjaciołom, żeby prawicy było wolno mniej i żeby to miało sankcję nie tylko dyżurnych autorytetów, ale i sankcję samorządu, a na końcu władzy politycznej. Tak ma w Polsce odtąd być pod rygorem oskarżenia o faszyzm.

W końcu Blumsztajn snuje pewną prognozę na przyszłość – do jej politycznego sensu jeszcze powrócę. Na razie chcę zwrócić uwagę na formę tej wypowiedzi, bo ona sama w sobie dużo mówi: „nie zatrzymamy” prawicy, ani kiboli. „My” nie zatrzymamy. Całkiem jawnie Blumsztajn wychodzi tu z roli dziennikarza, obserwatora, by wcielić się w rolę uczestnika. Podobnie rzecz się  zresztą miała na łamach „GW” bodaj już od kilku tygodni w kampanii promującej Kolorową Niepodległą. Do lamusa odesłano starą, liberalną koncepcję prasy – prasy, która opisuje rzeczywistość. Na jej miejsce przywołano koncepcję leninowską – prasy, która kreuje „słuszną” rzeczywistość, a „niesłuszną” spycha w niebyt lub co najmniej na margines. Żeby daleko nie szukać, łatwo sprawdzić jak reporterzy „GW” w tym samym weekendowym wydaniu gazety opisują kiboli po stronie prawicy i jak nie opisują „niemieckich towarzyszy drogi” po stronie lewicy. Było, a nie ma. Orwell w czystej postaci.

A teraz o tym, czego nie podkreśliłem. Pisze Seweryn Blumsztajn – powtórzę, bo warto to zapamiętać:

„(...) widać już, że blokadami i policją nie zatrzymamy ani radykalnej nacjonalistycznej prawicy, ani potężniejącej fali kibolskiej przemocy”.

Dwie sprawy warto tu podkreślić.

Po pierwsze, wedle Blumsztajna, Polsce zagraża jakieś bliżej nieokreślone, ale na pewno poważne, niebezpieczeństwo ze strony radykalnej, nacjonalistycznej prawicy. Przepraszam, a jaki procent w wyborach wzięła ta prawica przed miesiącem? Skoro zaś wiemy, że ten nurt w ogóle politycznie nie zaistniał, to o co w rzeczywistości chodzi Blumsztajnowi? Po co sztucznie nadyma ten balon?

Po drugie, w tych słowach kryje się jakiś enigmatyczny plan polityczny. Słowa są mętne, może celowo, a może autor jeszcze nie wie, co chce powiedzieć. W każdym razie wydaje się, że ów niejasny plan polityczny zakłada jakiś nowy etap, może nową, większą skalę walki z ciągle tym samym nadymanym sztucznie balonem nacjonalistycznej prawicy.

Żeby nie być źle zrozumianym, jedno zastrzeżenie: nacjonalistyczna prawica i kibole w ogóle nie są w moim typie, kto czyta – od dawna wie. Kibole to problem policyjny i należy go rozwiązywać środkami policyjnymi, biorąc  przykład z krajów, gdzie udało się opanować sytuację (Anglia). Skrajna prawica, owszem, byłaby groźna, gdyby reprezentowała siłę większą niż śladowa. Jej sztuczne kreowanie wydaje mi się mieć tylko jedno sensowne wytłumaczenie: jest racją  bytu takich przedsięwzięć jak Kolorowa Niepodległa. I także, w coraz większym stopniu, sama „Wyborcza”, niestety.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych

Używasz przestarzałej wersji przeglądarki Internet Explorer posiadającej ograniczoną funkcjonalność i luki bezpieczeństwa. Tracisz możliwość skorzystania z pełnych możliwości serwisu.

Zaktualizuj przeglądarkę lub skorzystaj z alternatywnej.

Quantcast