Tłumaczenie wystąpienia Josepha Weilera, prawnika, wierzącego Żyda, przed Trybunałem w Strasburgu - w obronie krzyża

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
PAP
PAP

10 dni temu ks. Dariusz Kowalczyk napisał na naszych łamach:

Z laicką ideologią przestrzeni publicznej bez krzyża doskonale poradził sobie Joseph Weiler, prawnik, wierzący Żyd, który przed Trybunałem w Strasburgu bronił (skutecznie) krzyża we włoskiej szkole. Zachęcam do obejrzenie jego wyśmienitej mowy w internecie:



Nie wiem, czy ktoś przetłumaczył tę mowę  na język polski. Jeśli nie, to może znajdzie się ktoś, kto to zrobi, bo naprawdę warto…

Kolejny raz okazało się, że na naszych czytelników można liczyć. Pan J.N. (nazwisko i imię znane redakcji) nadesłał nam własne tłumaczenie najwyższej próby. Serdecznie dziękujemy! Dokument w języku polskim powinien posłużyć wszystkim obrońcom wiary jako cenny zasób argumentów:

 

TŁUMACZENIE WYSTĄPIENIA PROF. JOSEPHA WEILERA Z NEW YORK UNIVERSITY SCHOOL OF LAW REPREZENTUJĄCEGO OSIEM PAŃSTW, KTÓRE ZŁOŻYŁY APELACJĘ OD WYROKU PIERWSZEJ INSTANCJI EUROPEJSKIEGO TRYBUNAŁU PRAW CZŁOWIEKA (ETPC)

Proszę Wysoki Trybunał o wysłuchanie. Mam zaszczyt reprezentować osiem protestujących państw, wszystkich wyrażających przekonanie, że druga Izba mylnie przedstawiła uzasadnienie i interpretację Konwencji (mowa o konwencji praw człowieka – przyp. tłum.) i wynikające z niej wnioski.

Zostałem pouczony przez Pana, panie Przewodniczący, że trzecie strony (chodzi o owe 8 państw – przyp. tłum.) nie mają uprawnień do bezpośredniego odniesienia się do szczegółów sprawy, lecz wolno im wypowiedzieć się w odniesieniu do ogólnych zasad mających związek ze sprawą i wynikających z nich możliwych rozstrzygnięć.

To więc zamierzam zrobić.

Niniejszy przypadek nie dotyczy jedynie krucyfiksu, lecz również napięcia pomiędzy prawami jednostki i zbiorową tożsamością, napięcia pomiędzy rolą sądów i politycznych instytucji demokratycznych oraz napięciem pomiędzy wspólnymi wartościami, których broni Konwencja i wielką różnorodnością, która charakteryzuje europejskie systemy prawne. W swojej decyzji Trybunał sformułował trzy kluczowe zasady, spośród których z dwiema osiem protestujących państw w pełni się zgadza, natomiast wobec ostatniej z nich wyraża stanowczy protest. Zgadzają się z Konwencją tam, gdzie gwarantuje ona jednostkom wolność religijną a także wolność od religii, zarówno pozytywną jak i negatywną wolność religijną. Nikt nie powinien być zmuszany do jakichkolwiek praktyk religijnych. Z silnym przekonaniem akceptują również, że w naszych szkołach powinny znajdować się klasy, w których dzieci będą  uczone tolerancji i pluralizmu. Ale Izba powołała się również na zasadę neutralności. Przypomnę stwierdzenie z orzeczenia Izby:

„Państwo, na mocy zasady neutralności i bezstronności, nie jest władne na mocy żadnej ze swych prerogatyw, ocenić prawowitości przekonań religijnych, ani sposobu wyrażania tych przekonań.”

W oparciu o taką przesłankę nieuchronnie musiała wynikać następująca konkluzja: krucyfiks na ścianie w klasie jest w sposób oczywisty wyrazem potwierdzenia prawowitości religijnego przekonania, a konkretnie chrześcijaństwa, a tym samym narusza zasadę neutralności.

Jednakże, w naszym pełnym szacunku przedłożeniu twierdzimy, że owo sformułowanie neutralności zostało oparte na dwóch błędach pojęciowych, które zarazem podważają wnioski. Pierwszy błąd pojęciowy polegał na braku rozróżnienia pomiędzy prawami jednostki a publiczną tożsamością. Pod działaniem Konwencji jest rzeczywiście faktem, że wszystkie strony muszą gwarantować indywidualną wolność religii, włączając w to również wolność od religii. To zobowiązanie stanowi powszechną konstytucyjną wartość Europy. W odniesieniu do niej wszyscy stanowimy jedno. We wszystkich naszych krajach wolność do religii i wolność od religii muszą być honorowane. Jednakże jest to równoważone przez znaczącą wolność, jaką zapewnia Konwencja, w odniesieniu do pól obecności religii, spuścizny religijnej, a także symboli religijnych, przy określaniu zbiorowej tożsamości narodu i państwa oraz jego publicznych przestrzeni.

Zademonstruję przejawy tej wolności. Z jednej strony obserwujemy podmioty, dla których laickość stanowi część samej definicji państwa, co na przykład znajdujemy we Francji, w artykule 1 jej konstytucji, na mocy której rzeczywiście, stosując zasadę laickości, nie zezwala się, aby jakikolwiek symbol religijny był dozwolony ani wspierany przez państwo znalazł się w przestrzeni publicznej. Laickość, jako doktryna polityczna, utrzymuje, że religia winna być ograniczona i pozostać w przestrzeni prywatnej. To jest sprawa prywatna. Jednakże po przeciwnej stronie Kanału La Manche znajdujemy Anglię, w której - celowo użyję tego terminu - panuje kościół państwowy, Kościół Anglii. Tam głowa państwa jest jednocześnie głową kościoła, tam przywódcy religijni są ex ufficio członkami ciała legislacyjnego. Jej flaga zawiera krzyż i jej hymn narodowy jest modlitwą do Boga o ochronę monarchy i zapewnienie mu lub jej zwycięstwa i chwały. Czasem Bóg nie słyszy, jak się zdarzyło ostatnio w Republice Południowej Afryki, na meczu futbolowym. W samej definicji państwa jako kraju z panującym kościołem, w samej jego istocie, tym co znaczy Anglia, i co oznacza bycie Anglikiem, Anglia naruszałaby prerogatywy izb. Jak bowiem moglibyśmy powiedzieć, że wszystkie te symbole, o których wspomniałem: głowa państwa, głowa kościoła, krzyż, hymn itd., nie stanowią swego rodzaju oceny prawowitości wierzeń religijnych?

Istnieje wielka różnorodność relacji pomiędzy państwem i kościołem w Europie. Więcej niż połowa populacji europejskiej żyje w państwach, które nie sposób określić mianem laickich. Co więcej, w edukacji publicznej państwo i jego symbole niewątpliwie mają swoje miejsce. I powinny je mieć, ponieważ jest w interesie demokracji, aby panowała jedność w społeczeństwie, aby ludzie w społeczeństwie czuli, że  przynależą do jednego narodu. Tam, gdzie nie występuje wspólnota demosu, Wysoki Trybunale, tam nie może być demokracji. Tak więc państwo i jego symbole mają kluczowe znaczenie dla naszej demokracji.

Jednakże pojawia się problem, że wiele naszych symboli państwowych, wskutek znanej nam historii Europy, przez setki i tysiące lat nierozerwalnie związanej z chrześcijaństwem, mają odniesienie do religijnego wymiaru. Nie możemy unieważnić naszej historii. Krzyż jest w oczywisty sposób tego najwyraźniejszym przykładem, skoro pojawia się na nieskończonej ilości flag, herbów, budynków, walut etc. Nie jest prawdą, że krzyż jest jedynie narodowym symbolem, jak utrzymują niektórzy ludzie. To nonsens. Krzyż jest narodowym symbolem, ale jest zarazem religijnym symbolem. Ale nie jest także jedynie religijnym symbolem. W wielu krajach, może nie we wszystkich, jest również narodowym symbolem. Ma więc dwa znaczenia. Jest to zrozumiałe. Znani są badacze, Wysoki Trybunale, którzy utrzymują, że flaga Rady Europy z dwunastoma gwiazdami również odzwierciedla tę dwoistość: znaczenie religijne i świeckie.

Ale zostawmy krzyż na boku. Wyobraźmy sobie klasę w szkole angielskiej, gdzie wisi fotografia królowej angielskiej. Analogicznie do przypadku krzyża, fotografia królowej, którą wolno zawieszać w szkołach angielskich, reprezentuje dwie rzeczy. Przedstawia fotografię głowy państwa, ale także fotografię tytularnej głowy Kościoła Anglii. Do pewnego stopnia przypomina to przypadek papieża. Czy moglibyśmy sobie wyobrazić, że uczeń angielski wszedłby do swojej klasy i powiedział:

„Z uwagi na moje indywidualne prawo do wolności religii, ponieważ jestem, powiedzmy, katolikiem, a nie należę do Kościoła Anglii, ani nie jestem protestantem, ponieważ jestem żydem, albo ponieważ jestem muzułmaninem, albo z powodu moich filozoficznych przekonań, albo ponieważ jestem ateistą, proszę usunąć fotografię królowej angielskiej z mojej klasy”.

Nie sądzę, nie sądzę. Mógłbym powiedzieć więcej. Mogłoby być niedozwolone, albo też czy chcielibyśmy zabronić zawieszenia egzemplarza irlandzkiej konstytucji w irlandzkiej klasie lub egzemplarza niemieckiej konstytucji w niemieckiej klasie? Albo nawet czytania irlandzkiej konstytucji lub czytania niemieckiej konstytucji, w irlandzkiej klasie lub w niemieckiej klasie, z tego powodu, że w irlandzkiej konstytucji, w jej preambule, znajduje się odwołanie do Trójcy Świętej oraz do Pana naszego Jezusa Chrystusa, a niemiecka konstytucja rozpoczyna się słowami:

„Czując naszą odpowiedzialność przed Bogiem”?

Oczywiście, nie możemy wymagać, aby nasi uczniowie w szkole brali udział w akcie religijnym. Jeśli śpiewamy hymn narodowy w szkole brytyjskiej, bezdyskusyjnie powinniśmy pozwolić angielskiemu uczniowi nie śpiewać: Boże chroń królową, jeśliby samo wypowiedzenie imienia Bożego miałoby urażać jego wrażliwość. Ale nie powinniśmy wymagać od pozostałych uczniów, aby nie śpiewali hymnów narodowych. Takie europejskie ustanowienie, które gwarantuje indywidualną wolność religii i wolność od religii oraz  prawdziwe bogactwo wzajemnych relacji pomiędzy kościołem i państwem w przestrzeni publicznej, stanowi wielką lekcję pluralizmu i tolerancji. Każde dziecko w Europie, tak ateistyczne jak religijne, albo agnostyczne, chrześcijanin, muzułmanin i żyd, uczy się, że dzięki swojemu dziedzictwu Europa z jednej strony nalega na ich indywidualne prawo do swobodnej modlitwy, oczywiście z pełnym poszanowaniem praw innych ludzi i ładu publicznego, ale w równym stopniu pozostawia im prawo do niemodlenia się wcale. Nie może być podstawą do objęcia publicznego urzędu fakt, że ktoś wyznaje pewną religię albo przeciwnie, że ktoś nie wyznaje pewnej religii etc. Zarazem, co wynika z jej pluralizmu i tolerancji, Europa przyjmuje i szanuje, tak Francję, jak i Anglię, także Szwecję, w której nastąpiło oddzielenie się państwa od oficjalnego kościoła, jak i Danię, gdzie nadal istnieje oficjalny kościół, Kościół Luterański, także Grecję i Włochy, gdzie w każdym z nich mamy do czynienia z bardzo różnymi praktykami publicznego wyznawania religii, z symbolami religijnymi dozwolonymi przez państwo jak i w przestrzeni publicznej. Ta różnorodność, te różne tradycje, aprobując je i uznając w sensie artykułu 2, są tą częścią tolerancji i pluralizmu, której chcemy uczyć nasze dzieci.

Nie popełniajmy błędu, Wysoki Trybunale. W wielu z tych nielaickich państw, ogromne segmenty populacji, być może nawet większość sama przestała już być religijna, ale wciąż trwały związek z religijnymi symbolami w ich przestrzeni publicznej, a także uznawanie ich przez państwo, jest akceptowany przez świecką część populacji jako część narodowej tożsamości. Jestem pewien, że spośród tysięcy, czy nawet dziesiątek tysięcy śpiewających „Boże chroń królową”, wielu nie wierzy w Boga. Ale czuliby się zbulwersowani, gdyby ktoś przyszedł i powiedział:

„Musicie zmienić brytyjski hymn narodowy”.

Jest on przecież częścią ich brytyjskiej tożsamości. Mogłoby się wszakże pewnego dnia zdarzyć, że Brytyjczycy lub Anglicy zmienią swoje podejście w tej mierze i zdecydują, że chcą jako państwo rozejścia z kościołem, zmiany hymnu, przeprojektowania flagi etc. Jest ich demokratycznym i konstytucyjnym prawem tak postanowić. Ale należy im pozostawić tę decyzję, a nie obecnemu tu Wysokiemu Trybunałowi. Konwencja jednak w żaden sposób nie nakłada na nich wymagania, aby tak postąpili. Włochy mają prawo, jeśli tego chcą, być, i tak też zdecydować, państwem laickim. Ale ja nie sądzę, aby ten Trybunał powinien być poproszony o zinterpretowanie włoskiej konstytucji w celu narzucenia Włochom takich ograniczeń. Zostawmy to samym Włochom. Włochy mają prawo, jeśli tego chcą, do stania się państwem laickim. Ale Lautsi chce, aby Trybunał narzucił Włochom stanie się państwem laickim. Tak nie może być. To nie jest właściwa interpretacja Konwencji.

Nie ma wymagania laickości wobec sygnatariuszy europejskiej Konwencji praw człowieka. W dzisiejszej Europie państwa otworzyły swoje podwoje dla wielu nowych mieszkańców i obywateli. Mamy obowiązek zagwarantować im wszystkie dobrodziejstwa tej konwencji. Winniśmy im przyzwoite traktowanie i serdeczne przyjęcie, powinniśmy chronić ich przed dyskryminacją. Ale impuls tolerancji względem innych nie powinien być tłumaczony jako sygnał nietolerancji wobec tożsamości innych. I prawny imperatyw Konwencji nie powinien oznaczać, że państwo gwarantujące negatywną i pozytywną wolność religii, rozciągało ją na usprawiedliwienie dla nieuzasadnionej i zdumiewającej propozycji, aby państwo odrzuciło swoją kulturalną tożsamość tylko z tego powodu, że artefakty tej tożsamości mogą mieć charakter religijny lub wywodzić się z religii. Podstawa przyjęta przez Izbę w swej decyzji nie jest odzwierciedleniem pluralizmu, za którym się opowiada. Jest wyrazem laickości państwa. Szanuję państwo laickie. Szanuję ludzi, którzy chcą mieszkać w państwie laickim. Ale szanuję również ludzi, którzy nie chcą żyć w państwie laickim.

Rozciągnięcie jego zasad na wszystkich członków żyjących pod działaniem Konwencji, proszę mi darować to określenie, jest amerykanizacją Europy. Amerykanizacją w dwóch aspektach: po pierwsze, jedna reguła dla każdego, z odrzuceniem dumnej, w uzasadnionym sensie, europejskiej tradycji odmienności rozwiązań konstytucyjnych, a po wtóre, surowy amerykański model separacji kościoła i państwa, tak jakby narody Europy, które nie są laickie, jak Anglicy, Maltańczycy i Grecy, a także wiele innych, nie zasługiwali na zaufanie, nawet jeśli wybierając nie-laicką opcję dla swojego państwa, postanowili o przestrzeganiu reguł tolerancji, pluralizmu i nie-dyskryminacji, które są przecież częścią Europejskiej tradycji. Europa pod rządami konwencji reprezentuje wyjątkowa równowagę pomiędzy wolnością jednostki do i od religii oraz wspólnotowej wolności do stanowienia swojego państwa i narodu posługując się religijnymi symbolami, nawet po ustanowieniu kościoła państwowego. Ufamy naszym konstytucyjnym demokratycznym instytucjom, powierzając im określanie naszej przestrzeni publicznej i wspólnego systemu edukacji. Mamy zaufanie do naszych sądów, także do tego dostojnego sądu, gdy bronią wolności jednostki. To jest równowaga, która jak dotąd dobrze służyła Europie. Cieszymy się pokojem religijnym, odkąd obowiązuje Konwencja. Nie powinniśmy zmieniać tego stanu pochopnie. Jest to również równowaga, która mogłaby stanowić światło nawigacyjne dla świata. Europa przewodzi przez przykład, nie przez siłę. Znane jest skądinąd w świecie przekonanie, że jeśli chcesz być demokratyczny, nie możesz być religijny. Powinieneś skryć religię w sferze prywatnej. Taki jest amerykański punkt widzenia. To nie jest europejski punkt widzenia, chyba że bliskie są komuś stanowiska Trybunału i Lautsi. Europejskie rozumienie zakłada, że trzeba szanować wolność religii i wolność od religii, ale państwo, jak Anglia, jak Malta, jak Grecja i wiele innych, bez przeszkód może określać siebie przez odniesienie do dziedzictwa religijnego. To szlachetny przykład, który innym pozostawia szanse, do naśladowania pod naszym przewodnictwem.

Bardzo krótko, Panie Przewodniczący, chciałbym odnieść się, jeśli mogę, do kwestii laickości. W dzisiejszej dobie pęknięcie naszych społeczeństw nie jest pomiędzy żydami i chrześcijanami; ani też pomiędzy protestantami i katolikami. Występuje ono pomiędzy ludźmi religijnymi i niereligijnymi. Laickość jest, jak powiedziałem, szlachetną tradycją Francuskiej Rewolucji. Twierdzi ona, że religia jest prywatną sprawą i należy ją owszem szanować, ale jako sprawę prywatną, odwołując się do wolności sumienia. Zgódźmy się z tym. Ale jest ona przeciwieństwem innego politycznego poglądu, który temu przeczy w następujących słowach:

„Nie, nawet w demokracji, nawet w liberalnej demokracji, religia może być częścią życia publicznego, podczas gdy w tym samym czasie możemy szanować wolność do religii i wolność od religii. To nieprawda, że pogląd laicki jest neutralny. Nie twierdzę, że to jest złe, lecz, że nie jest neutralne. To odpowiada światu dwustanowemu, w którym po jednej stronie są ci, którzy wierzą, że religia jest sprawą prywatną, a po drugiej ci, którzy wierzą, że religia może mieć swoje miejsce w przestrzeni publicznej."

Proszę mi teraz pozwolić odczytać moją przypowieść na temat Janka i Marka. To dwaj przyjaciele, którzy wkrótce rozpoczną naukę w szkole, takiej, o której słyszeliśmy wcześniej. A więc o Janku i Marku, albo jeszcze inaczej – o Leonardzie i Marku: Leonard odwiedza Marka w domu, gdzie dostrzega krucyfiks. Pyta się Marka: „Co to jest?” Marek odpowiada: „Czy ty nie masz krucyfiksu? Jak ty możesz żyć w domu, w którym nie ma krucyfiksu?” Leonard biegnie do domu i zwraca się do swojej matki: „Jak możemy żyć w domu bez krucyfiksu?” Matka mu odpowiada: „Nie martw się, oni są katolikami, szanujemy ich, ale my mamy inny pogląd na świat, dobry światopogląd, pogląd, któremu należy się szacunek”. Odwróćmy teraz role: Marek biegnie do domu Leonarda: „Gdzie jest twój krucyfiks?” pyta. Co ty, daj spokój z krucyfiksem. To opowieści starych bab, przesądy, a w ogóle starocie. My żyjemy wzorując się na Sokratesie”. Leonard wraca do domu i mówi: „Dlaczego my mamy krucyfiks? To przecież opowieści starych bab”. Matka mu odpowiada: „Nie gorączkuj się, my wierzymy w Boga, wierzymy w naszego Zbawiciela i szanujemy ludzi, którzy nie wierzą.” Przyjrzyjmy się im dalej; chłopcy idą do szkoły. Dwie hipotezy: wchodzą do budynku i widzą krucyfiks na ścianie. To jasne, że Leonard pobiegnie do domu i powie swej matce: „Widzisz? Szkoła również ma krucyfiks.” Hipoteza druga: Wchodzą do szkoły, gdzie nie ma krucyfiksu. Marek pośpieszy do domu i powie: Widzisz? W szkole nie ma krucyfiksu. To opowieści starych bab.

Laickość nie jest ani trochę bardziej neutralna aniżeli religijny pogląd na świat. Jak więc rozstrzygnąć tę kwestię? Dokonamy tego ucząc tolerancji. Francuzi, ze swoimi nagimi ścianami, muszą w swoim curriculum uczyć dzieci szacunku dla ludzi religijnych i dla różnych religii. Państwa takie jak Włochy, które wybrały obecność krucyfiksu jako część swojego sposobu życia i tożsamości oraz samo-świadomości muszą uczyć swoje dzieci szacunku dla tych, którzy nie wierzą. Dla tych, którzy są agnostykami i ateistami, Francja z krucyfiksem na ścianie nie byłaby Francją. Włochy bez krucyfiksu na ścianie nie byłyby Włochami. Nie zmieniajmy tego. Dziękuję.

Tłumaczył: J.N.



Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych