Jak w kiepskim filmie. Pięć powodów, dla których Ziobro nie zdetronizuje Kaczyńskiego. Ale prezesowi też się to nie opłaci

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP
Fot. PAP

To taka sytuacja, kiedy finał jest znany na sto sekwencji przed końcem filmu. Jesteśmy w stanie przewidzieć każdy gest, każdy grymas, każde zdanie. Zbigniew Ziobro już podjął decyzję aby tworzyć coś własnego. Naturalnie zobaczymy jeszcze sto dąsów i usłyszymy pięćdziesiąt apeli o demokratyzację partii, ale w nerwowych ruchach Ziobry i wyraźnie nakręcającego go Jacka Kurskiego nie znać nadziei na przejęcie partii. Oni wiedzą, że większości PiS nie mają i nie pozyskają. Da się wyczuć najwyżej dążność aby odegrać ten kiepski scenariusz do końca.

Tak samo Jarosław Kaczyński już podjął decyzję aby się Ziobry i Kurskiego pozbyć. Padnie jeszcze trochę wezwań do jedności i opowieści o "kompromisie", który w istocie jest kapitulacją. Można chwilami odnieść wrażenie, że pacyfikujący kolejny partyjny "spisek" lider bawi się takimi paradoksami. Tego nie wiemy. Zachowuje pozory, ciągle zresztą prosi go o to część kierownictwa partii. Ale finał jest znany i przesądzony.

To czego już nie zna Ziobro z Kurskim to kolejne części tego kiepskiego filmu. Rozłam uda się średnio: wyjdzie może kilku, może kilkunastu posłów. Może dojdzie do próby połączenia sił z innymi politykami uważającymi się za ofiary Kaczyńskiego: liderami PJN czy Markiem Jurkiem, ale nie wróżę ich współdziałaniu trwałości. To są ludzie z całkiem różnych parafii i o sprzecznych ambicjach. Skończy się na podzieleniu prawicowych wyborców w roku 2014 i 2015. Być może grupa Ziobry, inaczej niż partia Pawła Kowala, przekroczy próg pięcioprocentowy, a może nie. Ale ich formacja nie zajmie miejsca PiS, choć może PiS osłabić.

Wymieńmy po kolei powody, dla których nie osiągną swojego celu:

1. Nie przedstawiają klarownej kontroferty dla wyborców PiS. Wbrew pozorom PJN był wymyślony lepiej: celował w kilkuprocentowy elektorat, który głosował w 2010 roku na Jarosława Kaczyńskiego jako prezydenta, ale odstąpił od PiS w wyborach samorządowych. Paweł Kowal prowadził z Kaczyńskim realny spór, przynajmniej taktyczny. Jego szansa została zmarnowana, ale jakaś była. Jaka grupa wyborców i czym ma być pozyskana przez nieodróżniających się od tła, zgłaszających niejasne lub techniczne pretensje,  Ziobrę i Kurskiego? Zwłaszcza, gdy ci wyborcy czują się dziś przypierani do muru przez ofensywę myślenia liberalno-lewicowego, więc jedność jest dla nich wartością szczególną

2. Ziobro i Kurski będą próbowali kierować nową formacją z europarlamentu. To się raczej nie udaje. W polskim Sejmie mogą liczyć na polityków mniej znanych (Arkadiusz Mularczyk) lub kontrowersyjnych (Beata Kempa), w każdym przypadku pozbawionych ciężaru gatunkowego. Debaty toczą się w coraz większym stopniu w mediach, ale jednak również w parlamencie. Ziobry i Kurskiego w nich na co dzień nie będzie.

3. Możliwe, że te zaległości byłyby do nadrobienia, gdybyśmy mieli do czynienia z ludźmi systematycznej pracy. Tak jednak nie jest. Trudno odmówić Ziobrze i Kurskiemu medialnej zręczności, ale to na razie jedyne ich atuty. Chyba że ujawnią jakieś nowe nieznane nam cechy.

4. Przeciw nim pracuje czas. Nowe oferty lepiej tworzyć niedługo przed wyborami. Osiąga się wtedy efekt świeżości. To był atut PiS i PO w latach 2000-2001, a ostatnio choćby formacji Palikota. Nawet PJN liczył na to i przez kilka tygodni odgrywał taką rolę. Podtrzymanie zainteresowania sobą przez trzy, a w zasadzie cztery lata - do 2015 roku, kiedy będą wybory parlamentarne i prezydenckie, wymagałoby życzliwych mediów, tytanicznego uporu i wielkiego wachlarza pomysłów. A i tak byłoby bardzo trudno, aby w momencie decydującej próby pojawić się jeszcze raz jako odnowiciel sceny. Z kolei kilkuletni polityczny cykl ujawni słabości i wady Ziobry: na przykład wtedy gdy wda się w żmudne negocjacje z innymi liderami prawicowej drobnicy. Albo gdy zacznie tracić ludzi, a nie okaże się przekonujący jako ten, który mógłby ich zatrzymać. Ujawni też przezroczystość swoich poglądów, z których w ostatnich latach nie musiał robić zbyt częstego użytku. Nawet PJN pisał swój program trochę na siłę żeby się wyróżniać. Nie wiem, czym mieliby się różnić politycy pisowscy do bólu.

5. Zbigniew Ziobro był człowiekiem popularnym wśród PiS-owskich wyborców, ale jednak zawsze jako drugi - ukochany "syn" Jarosława i jego następca. Trochę także jako szeryf, ale jest to gwiazda już mocno przyblakła. Wbrew pozorom prawie nie ma samodzielnego wizerunku. Musiałby się o niego dopiero postarać, a efekty tych starań są dziś niepewne.

Wymieniwszy te wszystkie słabości nowego ruchu, warto jednak zastrzec: zwycięstwo Kaczyńskiego nad Ziobrą będzie, jak to określił jeden z komentatorów, pyrrusowe. Upływ czasu nie będzie może służył Ziobrze. Ale wrażenie Kaczyńskiego, lidera tracącego ludzi, nie umiejącego dogadać się z najwierniejszymi z wiernych, odłoży się w podświadomości wyborców. W tym przypadku Barbara Fedyszak-Radziejowska nie będzie mogła tak łatwo kwalifikować nowych buntowników jako oportunistów czekających na okazję aby czmychnąć z pokładu do obozu Okrągłego Stołu. Z dysydentami liberalnymi można było tak robić.

A w dłuższej perspektywie na rzecz Ziobry pracuje jednak biologia. Nawet za kilka lat będzie się prezentował jako lider stosunkowo młody, ojciec małego dziecka, człowiek przyszłości. Kto wie, czy nawet po kolejnych przegranych wyborach nie będzie mógł dalej czekać na swoją chwilę. Kaczyński takiej perspektywy nie ma.

Myślenie Prezesa aby zachować przede wszystkim drobiazgową kontrolę nad partią, jest zrozumiałe, wiele razy bał się, że straci nad nią wpływ. A jednak to myślenie staje się coraz bardziej anachroniczne. Nawet jeśli Ziobro sam jest niewiarygodny jako człowiek narzekający na niedemokratyczne struktury ( zarządzał bardzo twardą ręką regionem małopolskim, Beata Kempa całkiem niedawno pacyfikowała w imieniu Kaczyńskiego region świętokrzyski) to przecież przy okazji mówi o zjawiskach realnych. Wystarczy posłuchać partyjnych działaczy tłumaczących w imieniu Prezesa, dlaczego dyskusja w partii jest w zasadzie niemożliwa, a najważniejsze jest zachować tajemnicę. Nawet najwięksi propisowscy radykałowie na internetowych portalach są tym razem zmieszani tą mową-trawą.

Spontaniczna reakcja Jadwigi Staniszkis mówiącej o "miernotach wokół Prezesa" przypomina zakłopotanie największych monarchistów chcących, aby król wreszcie zrozumiał. To paradoks, ale dzieje się to w momencie, gdy ten król zaczął ostrożne reformy - pokazuje to i ostatnia kampania i oblicze nowego klubu. Ale teraz pewnie się cofnie, schowa w skorupie.... Bardzo przewidywalna, można by rzec biurokratyczna reakcja na bunt Ziobry na to wskazuje.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych