Tę książkę można czytać na dwa sposoby. Pierwszy, tak jak ją nakreśliła historia, poprzez wspólny los jej bohaterów – dziesięciu spośród dziewięćdziesięciu sześciu osób, które 10 kwietnia 2010 roku wsiadły na pokład rządowego samolotu, by w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej polecieć na groby swoich bliskich. O ich pamięć całe życie walczyli, a tamta śmierć tragicznie ich naznaczyła.
Zginęli na ich grobach, domykając w ten sposób metafizyczną wręcz klamrę historii i polskiego losu, pełnego bohaterstwa i wielkich miłości, ale także kłótni i podziałów.
Jak wielkich, przekonałam się, zaczynając drogę reportażysty od wizyty w Federacji Rodzin Katyńskich, gdzie natrafiłam na zupełnie wtedy dla mnie niezrozumiały mur niechęci i milczenia. Przebijałam go powoli, odkrywając złożoną i skomplikowaną prawdę o zasługach, winach, powiązaniach i zależnościach, małych i wielkich zawiściach oraz różnych sposobach pielęgnowania pamięci. Jak powiedziała jedna z moich rozmówczyń:
Jesteśmy stowarzyszeniem ludzi, których połączył ból, może w normalnych warunkach wcale byśmy sobie nie odpowiadali i nawet się nie lubili.
Tak było wtedy, siedemdziesiąt lat wcześniej, i tak jest teraz, siedemdziesiąt lat później.
I to był następny próg do przekroczenia, ale też stopień wtajemniczenia. Odkrywanie ludzkich, rodzinnych dramatów i sekretów. Sytuacji tragicznych, ale i niekiedy zabawnych. Niektórzy mówili od razu, inni potrzebowali roku i dłużej, żeby się otworzyć, a wtedy wyrzucali z siebie wszystko, co zalegało na dnie duszy i sumienia. Czasem historie przychodziły same, jak ta, kiedy znajoma powiedziała mi:
Maria Kaczyńska leciała do Katynia na grób swojego stryja, wielkiej miłości mojej mamy. Opisz to.
Książkę tę można więc również czytać na inny sposób – idąc śladami poszczególnych rodzin.
Metafizyka zdarzeń dotykała również mnie podczas zbierania materiałów. Na przykład wtedy, gdy wybierałam nocleg w Krakowie. Coś mnie ciągnęło do nieznanego mi zupełnie hotelu przy ulicy Krowoderskiej, chociaż zawsze lubiłam się zatrzymywać w okolicy Rynku.
Pani wiedziała, że przy tej ulicy mieszkaliśmy z Ewą?
– zapytał mąż Ewy Bąkowskiej.
Nie. Czysty przypadek
– odpowiedziałam.
Wierzy pani w przypadki? Coś pani opowiem…
Ale o tym przeczytają państwo w książce, bo w niej sny i przeczucia są tak samo ważne jak twarde fakty.
Wkrótce na wPolityce.pl kolejne fragmenty tej poruszającej książki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/120692-zgineli-w-smolensku-na-grobach-swoich-bliskich-domykajac-w-ten-sposob-metafizyczna-wrecz-klamre-historii-i-polskiego-losu