Jak informuje zielonogórski dodatek do "Gazety Wyborczej", wydarzenia związane z zamieszkami po śmierci jednego z kibiców mogły przebiegać istotnie inaczej, niż relacjonowały to władze tuż przed wyborami. Pojawia się też pytanie, czy policja i prokuratorzy nie "podkręcili" niektórych elementów - tak, by i śledczy, i władza miały więcej argumentów.
Przypomnijmy: kilka dni przed wyborami, w atmosferze konfrontacji kibiców z władzą, po finałowym meczu ligi żużlowej nieoznakowany policyjny radiowóz śmiertelnie potrącił jednego z kibiców. Doszło do całonocnych zamieszek, w których poturbowano 16 policjantów, a najbardziej ucierpiały dwie kobiety.
Te wydarzenia tak oto komentował premier Tusk:
Kto kopie policjantkę w twarz, jest bandytą - mówił premier.
I tu dochodzimy do sedna. Według zielonogórskiej "Wyborczej":
Zaraz po zamieszkach prokuratorzy ujawnili, że pierwsza z policjantek może mieć złamaną podstawę czaszki, druga złamaną szczękę. Potem okazało się, że urazy nie były aż tak groźne i że skopana przez bandytów kobieta ma stłuczoną szczękę i kilka szwów na policzku. Natomiast uderzona kawałkami bruku - doznała wstrząśnienia mózgu. Te rozbieżności w ocenie doznanych przez kobiety obrażeń były dla władz klubu żużlowego pierwszym sygnałem, aby uznać informacje o zamieszkach podawane przez media i śledczych jako podkoloryzowane.
Jak informuje gazeta, kibice wszczęli własne śledztwo, by odnaleźć osoby bijące policjantów. Ich działania poparł prezes Falubaz - zaniepokojony taką plamą na wizerunku klubu:
Media mówiły wyłącznie o dwóch młodych wątłych policjantkach zaatakowanych przez zwyrodnialców. Od takich informacji włos się na głowie jeżył. Wszyscy zaczęliśmy ich szukać. I klub, i kibice. Wśród fanów Falubazu nikt o nich nie słyszał. Może zrodzić się pytanie, czy naprawdę istnieli.
Kibice postanowili sami ocenić obrażenia policjantek. Dotarli do kobiety uderzonej fragmentem bruku. Odwiedzili ją w zielonogórskim szpitalu.
Poszliśmy życzyć jej powrotu do zdrowia, ale policjantka była zdrowa. Nie miała żadnego zadrapania, plasterka czy bandaża. Czuła się dobrze, rozmawiała przez telefon. Była tam trzymana na pokaz - opowiada kibic, który zadzwonił do "Gazety".
Co więcej, także według policjantki nie było żadnych kibiców, jedynie para podająca się za studentów Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Słowa kibiców potwierdza Marek Jankowski, rzecznik klubu Falubaz:
Pierwsza policjantka wyszła ze szpitala praktycznie natychmiast po badaniach, bo okazało się, że obrażenia są niewielkie. Druga była na siłę trzymana w szpitalu. Jeżeli jakakolwiek część historii o policjantkach jest zabiegiem pijarowskim, by odwrócić uwagę od udziału policji w zdarzeniu, to jest to monstrualnych rozmiarów skandal.
Całą sprawę prokurator Alfred Staszak, szef zielonogórskiej prokuratury okręgowej, komentuje następująco:
Czy ta policjantka musi być martwa, żeby klub zrozumiał, że nie można tolerować chuligańskich działań kibiców? Jeśli klub myśli, że będziemy badać trajektorię lotu każdego rzucanego przez kibica kamienia, by sprawdzić czy aby na pewno trafił w policjanta, a potem sprawdzać jak boleśnie to policjant odczuł, to odpowiem - nie, nie będziemy.
Nie broniąc autorów zamieszek w Zielonej Górze, należy jednak postawić pytanie, czy w całej sprawie prokuratura i policja nie "podkręciły" faktów- by ułatwić sobie zadanie, a także, by dać niezwykle silne argumenty ("Kto kopie policjantkę w twarz, jest bandytą") władzy spierającej się z kibicami.
Prej
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/120576-jak-to-z-pobitymi-policjantkami-w-zielonej-gorze-bylo-czy-fakty-znaczaco-podkrecono
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.