W weekend mieliśmy w Sejmie konferencję na temat 30-lecia niezależnych mediów audiowizualnych. Przy okazji ciekawe filmy, dyskusje, panele. Sporo wystąpień o wolności słowa i o potrzebie niezależnych mediów. Na pytanie „Czy w Polsce potrzebne są niezależne media” Agnieszka Romaszewska odpowiedziała, że są potrzebne bardzo jako warunek demokracji, ale należy zadać sobie pytanie, czy są możliwe? Wiele mówiła o standardach, których media – zarówno publiczne, jak i komercyjne – powinny przestrzegać, a najważniejszym z nich jest równość traktowania. Można pozwolić dziennikarzowi okazywać własne poglądy i emocje podczas programu – mówiła Romaszewska – i można mu tego zakazać; ale musi on zachować się jednakowo w odniesieniu do wszystkich rozmówców.
Wielu panelistom brakowało rozwiązań prawnych, np. w odniesieniu do misji mediów publicznych. Inni twierdzili, że wszystko od 22 lat jest znane, opracowane i wiadome zainteresowanym, trzeba tylko wprowadzić to w życie.
Najbardziej zdumiał mnie Jan Dworak, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Orzekł, że w Polsce mamy niezależne media, a wszystkie segmenty opinii publicznej istnieją na rynku prasowym (poniekąd prawda, tylko co to za istnienie, skoro nie ma odbicia w mediach publicznych). Mamy też jego zdaniem wolność słowa, bo wobec każdego zagrożenia tej wolności podnosi się alarm. No, to nie ma jak Białoruś, gdzie co i rusz podnosi się alarm w tej sprawie, nie mówiąc o nadzwyczajnej wolności słowa w PRL, gdzie na kraj i zagranicę szły ciągle alarmy.
A ja bym chciała, żeby mi pokazali chociaż jeden zrównoważony politycznie, uczciwy krótko mówiąc, program publicystyczny w telewizji publicznej. Równowaga polityczna w Polskim Radiu w publicystyce Jedynki doszła latem do takiego poziomu, że z kolegami z Rady Programowej uważaliśmy za konieczne alarmować, bo tak bezczelnej stronniczości dawno nie widzieliśmy. Przedtem wywalono z pracy w PR i TVP wszystkich (może jeden został) dziennikarzy, rozumiejących wrażliwość odbiorcy konserwatywnego, prawicowego i katolickiego, choć jest ich w kraju niemało, żeby nie powiedzieć większość (tu wliczam część elektoratu PO, który niewątpliwie w części te idee wyznaje).
Agnieszka Romaszewska powiedziała też bardzo ciekawą rzecz. Otóż od półtora roku po blogach i gdzie indziej słyszymy wiele oskarżeń władz III RP z związku z katastrofą smoleńską. Powtarza się z tej okazji często wypowiedziane kiedyś przez obecnego prezydenta Komorowskiego zdanko „No chyba że prezydent gdzieś poleci i to wszystko się zmieni”. Przytaczane są te słowa jako dowód winy prezydenta w ewentualnej zmowie smoleńskiej.
Otóż to zdanie w tym kontekście to manipulacja. Romaszewska sprawdziła, że Komorowski wypowiedział je na długo przed katastrofą w kontekście mianowania ambasadorów w Ameryce Południowej, z czym prezydent Kaczyński zwlekał (powody, by zwlekać, miał z pewnością). Powyższy cytat dotyczył planowanej podróży Lecha Kaczyńskiego do Ameryki Pd., gdzie wtedy rozwiąże się problem ambasadorów.
Mamy dostatecznie wiele wątpliwości, zarzutów, przykładów złej woli i co najmniej niedbalstwa władz, szykujących podróż LK do Smoleńska, by połowę władz państwa postawić przed Trybunał Stanu. Ale nie wolno nam „poprawiać” rzeczywistości, przekręcać słów, wkładać w usta zdań nieprawdziwych i mylić kontekstu.
Skoro mamy szukać prawdy, sami musimy jej pilnować.
O Ruchu Autonomii Śląska ciekawy reportaż napisała Jadwiga Chmielowska:
http://niezalezna.pl/17770-zdetonowac-polske
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/120519-gdzies-poleci