Kordon sanitarny wokół Palikota? "Wyrosło znacznie poważniejsze od PiS zagrożenie dla polskiego życia politycznego"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Wyrosło znacznie poważniejsze od PiS zagrożenie dla polskiego życia politycznego, czyli Janusz Palikot – dla portalu Rebelya.pl mówi Jan Filip Libicki w rozmowie z Filipem Memchesem.

Rebelya.pl: Jakiś czas temu, kiedy był pan jeszcze posłem PJN, mówił Pan, razem z ówczesną szefową partii, o konieczności tworzenia wokół PiS kordonu sanitarnego. Czy tę opinię nadal pan podtrzymuje?

Jan Filip Libicki: Dziś ta sprawa wymaga głębszego namysłu. Wszystkie te zastrzeżenia, które formułowałem w stosunku do PiS pozostają aktualne. Wyrosło jednak znacznie poważniejsze zagrożenie dla polskiego życia politycznego, czyli Janusz Palikot. Oczywiście pozostaje kwestia tego, na ile będzie to zagrożenie poważne.

Czyli jeśli byłby pan teraz za tworzeniem kordonu sanitarnego, izolującego jakąś formację od polskiej polityki, to tą formacją byłby Ruch Palikota?

W pierwszej kolejności tak. Chociaż uważam, że Palikot jest zagrożeniem jawnym i widocznym, a więc czytelnym właśnie jako zagrożenie. Tymczasem fakt instrumentalizacji środowisk katolickich przez kierownictwo PiS jest niemal zupełnie nieobecny w świadomości społecznej, przez co per saldo może być równie groźny. Trzeba też zwrócić uwagę na jeszcze inny aspekt sprawy. Janusz Palikot to odpowiedź młodego pokolenia – które, owszem, jest skołowane – na to wszystko, co reprezentuje ojciec Rydzyk i jego działalność. I w związku z tym mamy do czynienia z pewnym odreagowaniem. A zatem fenomen ojca Rydzyka wymaga wciąż naprawy.

Z tym, że ojciec Rydzyk też nie wziął się znikąd. Jego działania to odpowiedź na agresywny dyskurs liberalny, który od ponad 20 lat lansuje "Gazeta Wyborcza" Sprowadza się to wszystko do straszenia społeczeństwa wydumaną ekspansją Kościoła. Teraz "Wyborcza" pieje z zachwytu nad sukcesem Palikota.

To głębszy problem. Ojciec Rydzyk jest odpowiedzią na sytuację, w której Kościół na początku lat 90. nie wypracował właściwej formuły udziału katolików w życiu publicznym. I raczej mówił im: nie angażujcie się w politykę, bo Kościół stoi od niej daleko. A ponieważ ludzie wierzący mają naturalny odruch angażowania się w życie polityczne i wyrażania swoich poglądów, to odruch ten zagospodarował ojciec Rydzyk ze wszystkimi tego konsekwencjami – zarówno pozytywnymi, jak i – przede wszystkim – negatywnymi. I z kolei w odpowiedzi na ten stan rzeczy pojawia się Palikot.

To znaczy na co?

Na mało atrakcyjną w formie ofertę Kościoła. Skądinąd tu jest jeszcze jedna sprawa – to pytanie o dorobek 20 lat katechezy w polskiej szkole. Bo jeśli po 20 latach tej katechezy Janusz Palikot święci triumfy wśród najmłodszego pokolenia wyborców, to należy się zapytać, czego się młodzież uczy na lekcjach religii. Czy na tych lekcjach mamy świadectwo wiary czy odbębnianie kolejnych tematów? Być może więc Kościół instytucjonalny poniósł na tym polu porażkę. W tym miejscu chcę zaznaczyć, że absolutnie nie jestem za wyprowadzeniem katechezy ze szkoły. Wskazuję po prostu problem, na który odpowiedzią jest Palikot.

Czy jednak sukces Palikota nie ma głównie podłoża politycznego? Czy nie wziął się stąd, że na jego coraz bardziej bulwersujące wystąpienia było po prostu przyzwolenie mainstreamu? A wynikało ono z logiki walki politycznej z PiS – walki, w której pan był w pewnym momencie bardzo aktywny.

Domyślam się, że chodzi panu o to, co się działo w sierpniu ubiegłego roku pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim. Sądzę, że do tych napastliwych zachowań młodych ludzi doszło dlatego, ponieważ byli oni mentalnie gotowi te wszystkie rzeczy robić. Gdyby nie byli gotowi, to żadne przyzwolenie by ich do tego nie skłoniło. Jeśli walka polityczna się w jakiś sposób do tego przyczyniła, to raczej widziałbym w niej iskrę, która spadła na proch, a nie główną przyczynę tego, co się działo. Ale są też inne czynniki sukcesu Palikota. Daje tu o sobie znać zjawisko protestu społecznego, które zawsze w III RP występowało. Dziesięć lat temu to była Samoobrona, a dziś to jest Palikot. I możemy mieć tego nawet pozytywne skutki.

Jakie?

Weźmy spot partii Palikota, gdzie dzieci myją samochód księdzu. To jest oczywiście spot skandaliczny i niedopuszczalny. Ale jego by nie emitowano, gdyby nie brano pod uwagę, że może się spotkać z rezonansem społecznym. Przeczytałem właśnie w serwisie KAI, że episkopat zamierza się w najbliższym czasie zająć finansami Kościoła. Może to nie przypadek, że akurat w takim momencie pada komunikat tej treści. Może właśnie teraz jest czas, żeby usunąć bolączki po własnej stronie, a nie krzyczeć: "biją naszych!".

To bardzo optymistyczny wariant. Nie liczyłbym zbytnio na niego.

Są też i inne – pesymistyczne. Jeden to zbagatelizowanie problemu. A drugi – że Jarosław Kaczyński ubierze się w strój pierwszego obrońcy Kościoła przed Palikotem i zawoła, żeby wszystkie środowiska katolickie stanęły bezwarunkowo po jego stronie. To się już zresztą dzieje. Kaczyński wystąpił już w roli obrońcy krzyża na sali sejmowej jako nieodłącznego elementu naszej tradycji. A przecież krzyż to przede wszystkim nie tradycja, lecz wyraz pewnych wartości.

Pan znowu tu próbuje znowu przestrzegać przed Kaczyńskim, a ja chciałem podjąć inny wątek. Marek Migalski doszukuje się w Palikocie polskiego Żyrinowskiego, który będzie robił dla PO za koncesjonowaną opozycję. Czy nie jest tak, że rząd Donalda Tuska w zamian za poparcie dla siebie będzie spełniał takie żądania Palikota, jak wprowadzenie ustawy o związkach partnerskich?

Palikot jest przede wszystkim biznesmenem i to warunkuje jego spojrzenie na politykę. Ujrzał po lewej stronie politycznej niszę, którą postanowił na chłodno zagospodarować. Bo to nie jest kwestia jego poglądów. Przecież pięć lat temu był wydawcą "Ozonu", a rok później wypowiadał w trakcie przysięgi poselskiej słowa: "Tak mi dopomóż Bóg". To jest zimna polityczna kalkulacja. Jeśli chodzi o Kościół, to zagrożenie widzę w tym, iż Palikot wyczuł pewną koniunkturę. I temu się trzeba przeciwstawić.

Tylko trudno oczekiwać tego od PO. Premier Tusk może nie będzie chciał zdejmować krzyża z sali sejmowej, ale nad finansowaniem zabiegów in vitro z budżetu państwa już się zastanowi...

Dobrze pan wie, że ja głosując w Sejmie za społecznym projektem ustawy o ochronie życia znalazłem się w zdecydowanej mniejszości swojego klubu. Nie mam złudzeń, jaka jest opinia większości posłów PO w tego typu kwestiach. Ale niech pan popatrzy na inną rzecz. Na posłów, którzy głosowali tak jak ja, klub miał nałożyć kary finansowe. I bardzo szybko się z tego pomysłu wycofał. Świadczy to o tym, że jeśli głos środowisk katolickich jest donośny, wówczas bierze się go pod uwagę.

Rozmawiał Filip Memches

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych