W Wyborczej Seweryn Blumsztajn w felietonie „Dwa światy” wyśmiewa błahość polskich problemów politycznych (tworzenie nowego rządu Tuska, los spychanego na margines Grzegorza Schetyny) zestawionych z siłą i żywotnością amerykańskiego buntu przeciw Wall Street.
Gazety zmieniają swoje pierwsze strony: już nie o polskiej polityce, a o światowych wystąpieniach przeciw globalnemu kapitalizmowi. Sami mieliśmy w sobotę manifestację „oburzonych” w Warszawie. W radiu Zet u Moniki Olejnik Tomasz Nałęcz pytał, dlaczego nie stawił się na nią Janusz Palikot, który ma nowy społecznym gniew uosabiać. Jego poseł pan Rozenek z tygodnika „Nie” objaśnił, że była Wanda Nowicka, ale incognito. Uspokoiliśmy się wszyscy.
W tej fascynacji „Gazety Wyborczej” nowymi ruchami jest coś zabawnego. Jeszcze całkiem niedawno ta sama gazeta na wszelkie społeczne roszczenia kogokolwiek w Polsce reagowała jak na akt wichrzycielstwa przeciw III RP, warcholstwo wobec niezmiernej mądrości liberalnej transformacji. Wyjątkiem były akcje pielęgniarek podczas rządów PiS – wtedy ten sam Blumsztajn odkrył podobieństwo ich ruchu do pierwszej „Solidarności”. Ale kiedy Kaczyńskiego zastąpił Tusk, pielęgniarki zostały natychmiast zapomniane.
Dziś jest trochę inaczej i zdaję sobie sprawę, że nie tylko z powodu zmian na polskiej scenie politycznej. Pod wpływem europejskich mód i rodzimej Krytyki Politycznej ludzie Wyborczej przesuwają się w lewo.
Redaktor Marek Beylin napisał esej „Wyłania się Europa strachu, Europa gniewu”. Główna teza: obecna demokracja nie chroni nas przed niesprawiedliwościami globalnego kapitalizmu, tę demokrację może więc ocalić większa dawka równości.
Tyle że z tekstu Beylina nie dowiemy się, co konkretnie. Jakie są kolejne punktu programu poza „oburzeniem”. Nie wyśmiewam tego, rozumiem strach przed globalnym kryzysem na wzór tego z początku lat 30. Który wywrócił nie tylko życie milionów ludzi, ale zachwiał wiarą w demokrację i otworzył drogę ponurym dyktaturom.
Ale ten brak programu powinien być już sam w sobie tematem namysłu. Tymczasem Beylin koncentruje się na tym, czego nie wolno. Samo poruszenie tematu imigrantów będzie na przykład strasznym
populizmem. No dobrze, a co nie będzie?
Zwłaszcza, że gdy wracamy na polskie poletko, zauważamy nie tylko to, że żadna z polskich partii nie jest dziś w stanie udźwignąć ciężaru wyzwań przyszłości. PiS czeka na wielkie niezadowolenie, ale z czym? Z jakimi pomysłami?
Z kolei PO próbuje kupić sobie ostatnie miesiące spokoju. Grajdołem jest także sama Wyborcza. Na pierwszej stronie sobotniego numeru komentarz Adama Michnika, a tam co? Czy heros polskiej transformacji mierzy się z globalnym kryzysem? Nie, dziękuje Kondratowi i Wojewódzkiemu za to, że wykończyli dowcipasami Kaczyńskiego.
I de facto udziela poparcia Januszowi Palikotowi poparcia w walce z krzyżem w Sejmie.
Palikot jest zresztą tematem znacznej części numeru. Potraktowany nawet w tonie umiarkowanie krytycznym, a jednak z wyraźną fascynacją – jako enfant terrible, ale potrzebny, pożyteczny. Dopiero teraz, nie przed wyborami, Wyborcza zajmuje się jego kadrami (tekst „Palikociarnia”) i odkrywa w jego szeregach posła Penkalskiego z Elbląskiego, który walił ludzi kijem bejsbolowym. A sam Pan Janusz wychodzi na twardego i skutecznego gościa. Gdyby jeszcze, martwi się ten sam Beylin, zechciał być mniej liberalny w sprawach gospodarczych.
Otóż wydaje się, że Janusz Palikot będzie taki jak zechce. Antyklerykalizm to chyba najbardziej trwały element jego „tożsamości” wymyślanej razem z panami Tymochowiczem i Prześlugą. Reszta jest do zmiany: dziś reprezentuje drobny biznes krzywdzony przez państwo. Jutro może wyrażać aspiracje zagrożonej bezrobociem młodzieży. Na naszych oczach, przy pewnych wahaniach i dąsach, establishment wymyśla sobie rezerwową siłę społecznego niezadowolenia. Naturalnie o ludzkim "oburzeniu" ma ona do powiedzeniu tyle samo, co wszyscy, czyli niewiele. Ale pokaże Polakom, że niebo jest puste, jak francuscy antyklerykałowie z początku XX wieku.
A w razie realnej społecznej zapaści będzie głośno krzyczeć. Jak będzie trzeba, to przeciw biurokratom. A jak będzie trzeba, przeciw pasibrzuchom bankierom.
Ale to wyzwanie również i dla prawicy. Wiara, że będziecie zbierać owoce wielkiej katastrofy jest wiarą złudną. Może to robić środowisko Krytyki Politycznej, może Palikot ze transwestytami i dresiarzami, może ktoś inny. Wyborcza nagłośni ich odpowiednio, trochę będzie wydziwiać, trochę chwalić. I to wystarczy. A „naszym” zostanie szlachetny senator Zbigniew Romaszewski opłakujący w „Rzeczpospolitej” razem z Robertem Mazurkiem zanik etosu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/120397-dlaczego-palikot-nie-szedl-w-sobote-z-polskimi-oburzonymi-jak-bedzie-trzeba-to-pojdzie-odpowiada-piotr-zaremba
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.