Pietrzak-Merta: "Montuje się tu akcję, której celem jest uwolnienie Rosjan od odpowiedzialności za dokonane fałszerstwo"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Prasa wraca do tajemniczej i bulwersującej sprawy dokumentów osobistych śp. Tomasza Merty, jednej z ofiar tragedii smoleńskiej. Przypomnijmy: na zdjęciach zrobionych po tragedii, a pokazywanych przez stronę rosyjską, dowód osobisty Merty jest nienaruszony. Tymczasem gdy wdowa po nim, Magdalena Pietrzak-Merta odebrała go z polskiej prokuratury, był nadpalony.

Jaka jest tego przyczyna? Oczywiste podejrzenie pada na Rosjan. Ale jak stwierdziła wczoraj polska prokuratura, do zniszczenia tego dokumentu i dowodu w sprawie tragedii mogło dojść w... polskim Ministerstwie  Spraw Zagranicznych. Jakim cudem?

Jak poinformował w piątek PAP Dariusz Ślepokura z warszawskiej prokuratury okręgowej, wskazują na to zeznania jednego ze świadków, pracownika MSZ.


Według niego dowód został zniszczony przypadkowo. W tej chwili weryfikujemy te informacje. Śledztwo trwa

- zaznaczył prokurator.

Według nieoficjalnych informacji PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, pracownik MSZ miał m.in. powiedzieć, że dowód znajdował się w worku, który zamierzano zutylizować.

Nie zdawano sobie sprawy, że w środku mogą być dokumenty osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej

- powiedział informator PAP.

 

W tę wersję nie wierzy Magdalena Pietrzak-Merta, wdowa po wiceministrze kultury, która mówi w "Naszym Dzienniku":

Montuje się tu akcję, której celem jest uwolnienie Rosjan od odpowiedzialności za dokonane fałszerstwo. Moim zdaniem, aby wybielić Rosjan od odpowiedzialności za fałszerstwo, wybrano taką drogę, by powiedzieć opinii publicznej, że zrobiliśmy to sami. Tak jak sami zwaliliśmy ten samolot przez nieudolnych polskich pilotów

- stwierdza.

Sprawa jest o tyle dziwna, że nie wiadomo w jaki sposób rzeczy osobiste ofiar miały trafić do MSZ. Nie ma też żadnego protokołu o zdarzeniu, który dotyczy przecież dowodu w śledztwie w tak ważnej sprawie! Zamiast tego prokuratura forsuje wersje o tym, że do incydentu miało dojść przez pomyłkę. Dowód miał się znajdować w worku z rzeczami ofiar, który miał dotrzeć do MSZ w złym stanie. Ze względu na przykry zapach wydobywający się z worka jeden z pracowników MSZ postanowił go zutylizować. Dopiero gdy już rozpoczęto utylizację, zorientowano się, że w worku są rzeczy ofiar katastrofy, które były w dobrym stanie. Ostatecznie przekazano je polskiej prokuraturze. Ale kilka znajdujących się w worku przedmiotów zostało uszkodzonych, w tym dowód Tomasza Merty.

To jest jakieś skandaliczne i szokujące wytłumaczenie. I naprawdę podające w wątpliwość rzetelność MSZ

- podkreśla w "Naszym Dzienniku" mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik prawny wdowy po wiceministrze kultury.

Dodaje, że gdyby ktoś wrzucił te rzeczy do pieca, to ciężko byłoby je wyciągnąć.

Wykluczam takie zdarzenie, ponieważ Żandarmeria Wojskowa, która przyjmowała te rzeczy i była za nie odpowiedzialna, zaprzeczyła, żeby ktokolwiek je uszkodził

- mówi mecenas.

Magdalena Pietrzak-Merta w "Gazecie Polskiej Codziennie" dodaje:

Niech prokuratura i MSZ podadzą szczegóły, jakie inne rzeczy zostały spalone? Kiedy i gdzie? Niech pokażą protokół zniszczenia. Niech powiedzą co się dzieje z portfelem, obrączką i zegarkiem mojego męża? To jest jedno wielkie oszustwo, żeby ukryć winę Rosjan

- podkreśla.

Trudno uciec od wrażenia, dodajmy, że cała ta sprawa to kolejny symbol procesu dochodzenia do prawdy o tragedii. A właściwie udawania, że się do czegokolwiek chce dojść.

wu-ka, źródła: PAP, Nasz Dziennik, Gazeta Polska Codziennie

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych