Marek Hańderek: "Zło jest krzykliwe, hałaśliwe i narzuca się ludziom z każdej możliwej strony"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Poniższy tekst zacząłem pisać kilka dni przed wyborami parlamentarnymi. W najgorszych snach nie przypuszczałem, że Ruch Palikota otrzyma aż 10% poparcia. Stwierdzenie jednego z nowych posłów, iż mimo że jest katolikiem, to z pozytywną działalnością Kościoła nigdy się nie spotkał, utwierdziło mnie, że warto ten tekst dokończyć.

Nie od dziś wiadomo, że zło jest krzykliwe, hałaśliwe i narzuca się ludziom z każdej możliwej strony. Dobro natomiast wiąże się ze skromnością i pokorą. Zło jest według wielu „medialne”, dlatego też jesteśmy ciągle bombardowani wieściami o przestępstwach, konfliktach, sporach. Podobnie sytuacja ma się z przedstawianiem kościoła katolickiego w głównych polskich mediach. Gwiazdorzy żurnalistyki uparcie wałkują tematy księży pedofilii, księży homoseksualistów, księży mających kochanki, księży którzy wystąpili z kościoła. Teraz mają jeszcze swoich przedstawicieli w parlamencie, których będą mogli często i szeroko cytować.

Wszystkie te zjawiska urastają w ich relacjach do ogromnych rozmiarów, gdy tymczasem są absolutnym marginesem. Jednocześnie autorzy owych tekstów i reportaży nie widzą potrzeby wskazania wielopłaszczyznowej pozytywnej działalności Kościoła. Czy takiej nie ma? Czy nikogo ona nie interesuje? Czy może zwyczajnie zdjęcia księdza opiekującego się brudnymi bezdomnymi nie gwarantują takiej poczytności jak bluźniercze imitowanie papieża przez wokalistę satanistycznego zespołu? A może autorzy celowo robią wszystko, by stworzyć wrażenie, że Kościół to wylęgarnia zła i najlepiej całkowicie wyrugować go z życia ludzi?

Kończąc wprowadzającą myśl retorycznym pytaniem, przechodzę do tego, co mnie zainspirowało, by ten tekst napisać. A impulsem było właśnie dobro, które jak nadmieniłem, nie jest szczególnie szeroko nagłaśniane, wielokrotnie omawiane i analizowane.

Tak się złożyło, że jeden ze słonecznych weekendów września, podobnie jak tysiące innych Polaków, spędziłem w Tatrach. W niedzielę byłem na Mszy Świętej w dużym zakopiańskim kościele. Tuż po jej zakończeniu głos zabrała goszcząca w tym dniu w parafii siostra ze zgromadzenia Felicjanek. Przybyła specjalnie, aby opowiedzieć kilka słów o posłudze jaką pełni z drugą siostrą w Rosji, a konkretnie na jej wschodnim krańcu – Kamczatce. Młoda siostra urzekała swoim heroizmem i pasją. Z uśmiechem na ustach opowiadała o pracy w jedynej znajdującej się na półwyspie większym niż Polska parafii, w krainie gdzie nie ma więcej niż 100 km. bitych dróg, a klimat nie rozpieszcza. O życiu wśród ludzi, którzy w większości o Bogu nic lub prawie nic nie słyszeli i dla których Jego istnienie jest sprawą trudną do wyobrażenia.

Siostra wspominała, że na jej widok mieszkańcy okazują ogromne zdziwienie, często chcą się z nią fotografować, ponieważ dotychczas zakonnice widzieli tylko na filmach. Jeszcze większym zaskoczeniem jest dla nich informacja, że siostry nie przyjechały tam z krótką wizytą, ale planują zostać na lata, pomimo ogromnej odległości od rodzinnych stron, surowego klimatu, braku wygód i otaczającej biedy. Trudno zrelacjonować i przelać na papier słowa siostry, wypowiadane z ogromną pasją i wiarą w sens tego co się robi. Towarzyszyło im wzruszenie słuchaczy i nawet mnie trudno było opanować emocje, choć zdarza mi się to rzadko - najczęściej na widok nielicznych już żołnierzy Armii Krajowej, gdy, mimo podeszłego wieku i chorób, dumnie dzierżą swoje sztandary i z powagą uczestniczą w państwowych uroczystościach. Jakże to piękne w zestawieniu z bełkotem o „demonach polskiego patriotyzmu”, czy z wsadzaniem polskiej flagi w psie odchody. I podobnie ta heroiczna siostra, niosąca na odległą Kamczatkę nie tylko Słowo Boże, ale i różnoraką codzienną pomoc mieszkańcom skrwawionej przez GUŁAG ziemi, napawa dumą z bycia Polakiem. Szkoda, że tak mało mówi się o polskich misjonarzach, którzy bez wątpienia należą do najlepszych ambasadorów naszej Ojczyzny nie tylko w Rosji, ale wszędzie gdzie służą ludziom.

Być może przemilcza się ich działalność, podobnie jak aktywność katolików na wielu innych płaszczyznach, bo zaprzecza ona obrazowi Kościoła jako staroświeckiej instytucji czy fabryki pieniędzy? A może to sami katolicy nie wykorzystują wszystkich możliwości, aby tę prawdę i dobro szeroko promować, ustępując bez walki na licznych polach wrogom Boga i Kościoła? Zainspirowany przeczytanymi niedawno słowami księdza Piotra Skargi: „A najszkodliwsi są katolicy bojaźliwi i małego serca, którzy gniewem się świętym ku obronie czci Boga swego nie zapalają, a zelum nie mają i jako straszydła na wróble stoją” postanowiłem swoje niewielkie możliwości wykorzystać, tworząc ten tekst.

Najlepszym sposobem obrony Boga i Jego Kościoła jest przeciwstawianie złu dobra, co możemy czynić włączając się w liczne akcje Kościoła oraz szeroko je promując. Więcej o działalności dwóch dzielnych sióstr felicjanek na Kamczatce można przeczytać na prowadzonym przez nie blogu, do czego wszystkich zachęcam. http://ogniskanadziei.blogspot.com/

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych