W PiS powyborcze rozliczenia na razie odłożono. Unikanie rozłamu jest naturalne, niechęć do rozmowy o błędach - niekoniecznie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Powstaje albo i nie powstaje nowy rząd, prezydent Komorowski, urażony, że zignorowano go w procesie konstytuowania się nowych władz dogadał się w końcu z premierem. Z kolei Grzegorz Schetyna jest spychany z fotela marszałka Sejmu i obciążany ministerialną pracą, która będzie dla niego degradacją. Te zdarzenia przykuwają uwagę dziennikarzy.

W ich cieniu zniknął całkowicie ostatni Komitet Polityczny PiS, który skończył się kilka godzin temu. Miały się na nim odbyć powyborcze rozliczenia. Z jednej strony podejrzewano, że Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski zechcą mówić o błędach ostatniej kampanii. Z drugiej, że sztabowcy będą im wypominać uchylanie się od pracy przy niej. Zaangażowanie w sztabie centralnym zastąpili oni agitacją na rzecz konkretnych kandydatów w okręgach (często nie z pierwszych miejsc), co odebrano jako próbę budowania sobie frakcji w nowym klubie.

Do rozliczeń nie doszło, Kaczyński przełożył je na później, co obie strony przyjęły z wyraźną ulgą. Politycy głównego nurtu PiS są przekonani, że Ziobrze nie starczy determinacji aby stanąć dziś do walki, bo jeśli powiedziałby „sprawdzam” musiałby odejść z partii, a prawie nikt by za nim nie poszedł. To pewnie prawda.

Konkluzje polityczne zastąpiono pomysłami na pierwsze inicjatywy w nowym parlamencie. PiS ma forsować zmiany w nowym regulaminie korzystne dla opozycji. Między innymi miałaby być skasowana tak zwana „zamrażarka” (możliwość zablokowania projektu na pół roku przez marszałka), a na każdym posiedzeniu opozycyjne kluby miały prawo dokładać do porządku dziennego jeden punkt. W planach jest też forsowanie tak zwanej brytyjskiej debaty (premier miałby odpowiadać na pytania na każdym posiedzeniu).

I trudno polemizować z takimi propozycjami. Ale też jest pytanie, czy jakakolwiek partia opozycyjna zrezygnowałaby łatwo z oceny przegranej kampanii. Zachodnie partie polityczne często przegrywają wybory, czasem po wiele razy., ale towarzyszy temu najczęściej wymiana lidera. Tyle że w Polsce nikt nie wierzy w to, że polityka jest normalna, zachodnia.

W grę wchodzi ocena konkretnych błędów: od korzystania z zafałszowanych,  zbyt korzystnych dla PiS sondaży (co usypiało czujność) po wydanie książki, w której prezes wystawił się na łatwe zarzuty swoich przeciwników. Ten ostatni punkt dotyczy odpowiedzialności samego Kaczyńskiego.

Ale jest też pytanie głębsze, czy PiS nie stawia się trwale na pozycji partii mniejszościowej adresując swój przekaz głównie do specyficznych środowisk. A o innych tematach przypominając sobie dopiero przy okazji kampanii. Postawiłem takie pytanie na tym portalu w wieczór wyborczy. Ostatnio powtórzyłem je w bardziej rozbudowanej formie w „Rzeczpospolitej”.

Widzę tu dwie skrajne postawy. Bezkrytyczni wyznawcy  twierdzą, że nic się nie stało. W wersji hard upatrują w przegranych wyborach skutek fałszerstw, w wersji soft: obwiniają media i nastawienie większości Polaków. Przy czym bardziej konsekwentni są ci pierwsi (tyle że w tym przypadku powinni wezwać do walki zbrojnej albo emigracji). Ci drudzy mają wiele racji w szczegółowych diagnozach (nie mamy w Polsce społecznej i politycznej  symetrii). Tyle, że zamiast biadać powinni odpowiedzieć na pytanie, jak powinna się zachowywać polska prawica aby te niebezpieczeństwa  obchodzić.

Drugą postawą jest  rzucane po raz kolejny hasło: Jarosław Kaczyński powinien odejść. Michał Szułdrzyński apeluje o budowę całkowicie nowej prawicy na łamach „Rzeczpospolitej”, Marek Migalski pisze na swoim blogu o jej koniecznej integracji – poza PiS. Autorzy ci nie zauważają jednego „szczegółu”: próbę taką w ostatnich wyborach podjęto i zakończyła się fiaskiem. Wiara Migalskiego, że jeśli dołączą Marek Jurek i Janusz Korwin-Mikke drobinka stanie się znaczącą siłą jawi się jako skrajna naiwność. Naturalnie nikt nikomu nie może bronić wieloletniego marszu, taka decyzja może budzić uznanie. Ale mam dla inicjatorów takiego marszu przykrą wiadomość: jeszcze przez lata będą się potykać o Kaczyńskiego: jego charyzmę, o silne struktury, które stworzył, i emocje które rozbudził.

Na poły utajony bunt Ziobry i Kurskiego to kolejna fikcja: tym razem próba obejścia PiS nie z centrowej a prawej strony. To ma jeszcze mniejsze szanse na realizację i musi prowadzić do stworzenia kolejnej kanapy. Michał Karnowski  słusznie pisał, że prawicowi wyborcy, przypierani dziś do ściany przez potężniejący obóz władzy (zaliczam do niego także Ruch Palikota) pożądają jak kania dżdżu jedności.

Paradoks polega na tym, że część z nich pogrąża się równocześnie w złudzeniach wierząc w politykę bez polityki – obóz prawicowy ma głośno krzyczeć o swoich nieszczęściach i „mieć rację” – to wystarczy. Nie ma sensu prowadzić dialogu z rzeczywistością, nie ma sensu przekonywać nieprzekonanych. To recepta na okopanie się na swoich 30 procentach. Bez jakiegokolwiek wpływu na rzeczywistość.

To co przedstawiam jawi się dziś jako kwadratura koła. Nie ma możliwości budowania obozu prawicowego bez Jarosława Kaczyńskiego, zaś lider PiS jawi się jako ktoś, kto dochodzi do granic swoich możliwości. W tym sensie rację miał Marek Migalski pisząc kiedyś do prezesa, że jest tyleż atutem co obciążeniem prawicowego obozu.

Trzeba tu jednak dodać, że sam Migalski okazał się twórcą recepty na środowisko działające w społecznej próżni. PiS ma w swoim programie dziury. Znaczna część programu PJN była wymyślana jako katalog przypadkowych haseł” -  dorzućmy bezpośredni wybór starosty, bo to lepiej zabrzmi. A niektórzy przedstawiciele tego środowiska: Joanna Kluzik-Rostkowska Michał Kamiński czy Jan Filip Libicki potraktowali go jako katapultę aby dołączyć do obozu rządowego. Co nie jest zbrodnią, ale dzieje się w chwili, gdy PO przesuwa się w lewo.

A więc kwadratura koła dziś. Czy jutro także? Niekoniecznie, obóz polityczny można zmieniać po części od środka, a po części presją wyborców. Pod warunkiem, że prawicowe grupy nie pogrążą się w jałowym cierpiętnictwie i samoużalaniu się. Nic mnie tak nie wkurza jak ludzie, którzy po pracy biegną do domu i wylewają w Internet swoje apokaliptyczne wizje. A potem kładą się grzecznie spać. Z niezłomnym przekonaniem „znowu nam nie dali wygrać”.


Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych