Teatrzyk „Przegniły batonik” przedstawia sztukę „Idy październikowe”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Teatrzyk „Przegniły batonik” przedstawia sztukę „Idy październikowe”

(na podstawie „Żywotu i śmierci Juliusza Cezara” Williama Szekspira)

Osoby:

Jarosław Kaczyński – prezes PiS

Joachim Brudziński, Adam Lipiński – przyboczni wodza

Zbigniew Ziobro, Jacek Kurski – spiskowcy

Akt I

Miejsce: noc, korytarz w gmachu Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Za oknami wietrznie, ciemno, pada deszcz. Ukryci częściowo w cieniu Ziobro i Kurski.

Kurski: Dlatego chciej mnie wysłuchać, Zbigniewie,

A że nie możesz zobaczyć sam siebie,

Ja, twe zwierciadło, ukażę ci wiernie

Czemuś powinien prezesa rozliczyć.

 

Ziobro: Jacku, mój druhu, mów ciszej, albowiem

Poręba krąży gdzieś po korytarzach

I głos nasz łacno wychwycić wszak mógłby.

 

Kurski: Będę więc ciszej. Lecz wielu dziś czeka,

Że zdołasz podjąć brzemię, które przecież

Na twoich barkach zwisło po wyborach.

Hofman, Poręba – oni straszną klęskę

Na nas przynieśli. Lecz byliby nikim,

Gdyby nie błędna Kaczora decyzja.

 

Ziobro: Jacku, namawiać mnie dłużej nie musisz.

Kaczor się skończył, widzą to już wszędzie.

Z nim nie wygramy, jasne to jak słońce,

Które od rana oświeca Brukselę.

Zdecydowałem. Gdy Idy nadejdą

Tego miesiąca całkiem ponurego,

Wzniosę prawicę nad słabym Kaczorem

I cios mu zadam, by zakończyć hańbę,

W jaką popadła nasza partia biedna.

Akt II

Idy październikowe, siedziba PiS na Nowogrodzkiej. Gabinet prezesa. Kaczyński za biurkiem, wchodzą Kurski i Ziobro.

Ziobro (do Kaczyńskiego): Tyś nas omamił i stale prowadził

Drogą obłędną, prosto na manowce.

Już po raz szósty z rzędu przegrywamy,

A ty ustąpić wcale nie zamierzasz.

Dość twej tyranii i kiepskich pomysłów!

Czas, abyś młodym zrobił miejsce w końcu.

 

Kaczyński: Wyjść już możecie, Joachim z Adamem,

Z szafy, do której zmyślnie was ukryłem.

(z szafy wychodzą Brudziński i Lipiński. Ziobro blednie.)

 

Ziobro: Zdrada! Zdrada! Zdrada! Zdrada po trzykroć!

 

Kaczyński: Tak, zdrada, mój Zbyszku. Czyś serio sądził,

Że mogę pozwolić, byś za plecami moimi uknuwał

Najobrzydliwsze spiski i konszachty,

I byś nade mną planował sąd jakiś?

Prawda, że szósty raz przegrywam z rzędu.

A jeśli trzeba, i siódmy, i ósmy.

Choćbym miał czekać do samego końca

Świata na władzę, czekać będę sobie

Na Nowogrodzkiej, pijąc swą herbatę

Z sokiem, jak zawsze. A ty sczeźniesz marnie.

 

(Brudziński i Lipiński podchodzą z groźnymi minami bliżej.)

 

Kurski: Wybacz, Zbigniewie, ale dobro partii

Dla mnie ważniejsze niż ludzkie przyjaźnie.

Musiałem donieść, co knujesz i roisz.

Ślepym wszak trzeba być bez reszty chyba,

Aby uważać, będąc Zbyszkiem Ziobrą,

Że Kaczyńskiego zastąpić się zdoła.

Teraz wychodzę. Nie chcę patrzeć wcale,

Jak się dopełni twój los tu żałosny.

Kurski wychodzi, kurtyna zapada. Los Ziobry ze względu na drastyczność sceny dopełnia się bez udziału publiczności.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych