"W mediach nie uwzględnia się wrażliwości co najmniej połowy obywateli"

PAP
PAP

Za: Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.

Z Teresą Bochwic o zagrożeniach dla wolności słowa, patologiach rynku medialnego i trudności z akceptacją demokracji rozmawia Błażej Torański

Teresa Bochwic, dr nauk humanistycznych, dziennikarka, publicystka, blogerka.
Uczestnik marca 1968 na Uniwersytecie Warszawskim. Członek ruchu oświatowego „Solidarności” 1980-1981. Pisała do „Tygodnika Solidarność”. Współpracowała z RWE i paryską „Kulturą”. W latach 1991-1992 z-ca red. naczelnego „Nowego Dziennika” a od 1993 do 1994 „TS”. Wicedyrektor programowy Polskiego Radia (2006-2009). Odznaczona Krzyżem Oficerskim Polonia Restituta. Autorka kilkunastu książek o „Solidarności” i Polsce.
Obecnie blogerka na www.salon24.pl i www.wPolityce.pl. Pracuje w Katedrze Zarządzania w Akademii Leona Koźmińskiego.
Raport o zagrożeniach wolności słowa w Polsce w latach 2010-2011 - który powstał pod Pani kierunkiem - jest porażający. Wynika z niego, że wolnemu słowu zagraża nawet wymiar sprawiedliwości, rząd i premier. Jest to fotografia czy karykatura?
Nie ma czegoś takiego, jak pełny obraz rzeczywistości, więc i ten raport jest wybiórczy. Czasem wystarczy jeden akt prawny, jak ustawa o dostępie do informacji publicznej ograniczająca ten dostęp, żeby zmieniła się cała rzeczywistość, a to jest tylko jeden fakt.
Gdzie Pani dostrzega największe patologie polskiego rynku medialnego, nadużycia władzy i organów ścigania?
Wychodzi to wszędzie, gdziekolwiek dotknąć. Władze państwowe mają dziwne pomysły, stosują język spod ciemnej gwiazdy, zapowiadają ciągle rozmaite ograniczenia. Z drugiej strony sądy, ich wyroki, procesy karne, grzywny i nakazy płatnicze. Z trzeciej strony część mediów, która absolutnie temu wtóruje. Jakby nigdy nie chodziło o żadną prawdę, ani o rzetelność, o wypełnianie światowych standardów dziennikarskich, tylko realizację jakiejś swojej polityki.
Raport Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza (nie mylić z partią polityczną) porządkuje przypadki naruszeń wolności słowa z ostatniego roku. Co Panią w tym czasie najbardziej poraziło?
Dla mnie największym rozczarowaniem poprzedniego roku była Rada Etyki Mediów. Byłam jej członkiem, starałam się wytrzymać do końca kadencji, a złożyłam rezygnację w sytuacji krańcowej. REM funkcjonowała pół roku dłużej. Nie wiem, czy tę kadencję przedłużyła samowolnie, czy za sprawą decyzji Konferencji Mediów Polskich. Jeśli instytucje powołane do przestrzegania wolności słowa i swobody wypowiedzi działają źle, to wszystkie strony to rozzuchwala. Dziwne, że przez piętnaście lat nie zmieniała się przewodnicząca Rady. Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy, jak weszłam do REM trzy lata temu.
Ale kilka miesięcy temu Magdalena Bajer straciła tę funkcję. Nowym władzom Rady Etyki Mediów trzeba dać czas, aby je ocenić.
Już się absolutnie wyzbyłam złudzeń, że jakikolwiek czas pomoże. Rada Etyki Mediów nie funkcjonuje dobrze i nie widzę nadziei, aby coś się tu zmieniło. Może to ciało jest źle skonstruowane, a może Konferencja Mediów Polskich, nie wiem.
Są jeszcze obszary pełnej wolności słowa? W Internecie?
Niektóre portale na pewno ten warunek spełniają. Wolność słowa nie jest zagrożona tam, gdzie się nie wtrącają do tego, co ludzie piszą. Pytanie tylko, jaki to ma zasięg? Domeną, wzorem i ostoją wolności słowa powinny być media publiczne. One winny dawać pole do poważnej debaty wszystkim stronom i liczącym się odłamom sceny politycznej. Ale tego nie ma.
Są dwa skrajne pomysły na media publiczne. Jedni apelują do władzy, aby podzieliła kanały między partie polityczne, drudzy nawołują: „politycy, oddajcie społeczeństwu media publiczne!”. Za którą koncepcją Pani się opowiada?
Odpolitycznienie mediów publicznych jest całkowicie nierealistyczne, oderwane od życia i polskiej praktyki. Co do drugiego wariantu: telewizja i radio są oddane partiom politycznym, tyle, że nie wszystkim. Część sceny politycznej ma usta zamknięte albo co najwyżej ograniczoną możliwość wypowiedzi. Potrzebna jest więc w tym zakresie równowaga między partiami rządzącymi i opozycją. Mówię oczywiście o mediach publicznych, bo prywatną gazetę, radio czy telewizję każdy może sobie założyć. Pracowałam w kilku takich gazetach. Ledwie funkcjonowały, niektóre upadły. Wiele warunków trzeba spełnić, aby takie medium przetrwało. To nie jest proste. Inni dostali media w prezencie. Z PRL przenieśli środki, kadry, umiejętności, a inni musieli zaczynać od zera.
W raporcie wspominacie o tym, jak Jacek Maziarski przegrał proces w sądzie z „Gazetą Wyborczą” za stwierdzenie, że „spółka Agora [wydawca „Gazety Wyborczej”] powstała w 1989 roku z pieniędzy przeznaczonych na całą ówczesną opozycję".
A przecież to jest zdanie prawdziwe.
Dlaczego prawda przegrywa przed wymiarem sprawiedliwości?
Po pierwsze wymiar sprawiedliwości musi mieć poczucie, jak ważne jest mówienie prawdy i domaganie się prawdy. Po drugie: prawda musi mieć obrońców, którzy nie mogą być ciągle spychani do getta, na margines. Jeśli ich nie ma, to mamy stan, jaki opisaliśmy w raporcie.
Walka z mediami głównego nurtu jest piekielnie trudna nie tylko z powodów ekonomicznych, rynkowych, ale i dlatego, że jest to zmaganie się z władzą. Kuriozalna była niedawno odmowa publikowania reklam „Gazety Polskiej Codziennie”.
Skoro media publiczne są opanowane przez jedną, dwie opcje, to inni nie mają tam wejścia z reklamami, z debatami, poglądami czy swoimi programami. Istotne jest jednak to, że nie uwzględnia się wrażliwości co najmniej połowy obywateli, którzy nie mają swojej reprezentacji w mediach. To jest ogromne nadużycie. A wystarczy się tylko trzymać ustaw. Każdy porządny sąd, który przeczytałby ustawę o radiofonii i telewizji zmusiłby wyrokiem telewizję i radia do działania zgodnie z określonymi tam zasadami. Ale nikomu w kręgach władzy i wymiaru sprawiedliwości najwyraźniej na tym nie zależy. Sądy nie widzą problemu.
Honorowy prezes Stefan Bratkowski zapowiedział rezygnację z członkostwa w SDP. Jak Pani prognozuje: po wyborze nowych władz szeregi Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich stopnieją?
Ci, którzy nie rozumieją, na czym polega demokracja powinni sobie założyć stowarzyszenie rządzone autorytarnie, albo wyjechać na Antarktydę i żyć tam pod wodzą jakiegoś króla, który będzie rządził wiecznie. Przecież nowego prezesa czy zarządu SDP nikt nie narzucił, ani nie przyniósł w teczce, nie dokonał tego podstępem. Władze zostały wybrane. Jeśli ktoś ich nie akceptuje to znaczy, że nie umie poruszać się w obszarze demokracji. Z werdyktem demokratycznym trzeba się umieć godzić.
Pointę do naszej rozmowy dopisało życie – na prezentację Raportu na konferencji prasowej nie przybyło ani jedno mainstreamowe medium, publiczne czy nie. Była tylko Telewizja Trwam, Radio Maryja i tygodnik „Niedziela”. Nasze wnioski nikogo nie interesują.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych