Rafał Aleksander Ziemkiewicz (rocznik 1964), dziennikarz, publicysta, komentator polityczny i ekonomiczny, pisarz sicence fiction. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Pracował w tygodniku „Najwyższy Czas”, „Gazecie Polskiej”, Radiu WAWA, Polskim Radiu i TVP. Jego teksty ukazywały się w „Newseeku Polska”, „Wprost”. „Przewodniku Katolickim” i „Polityce”. W latach 2008-2011 prowadził w TVP Info cotygodniowy program „Antysalon Ziemkiewicza”, a także "Poranek Info". Obecnie pisze dla „Rzeczpospolitej”, „Uważam Rze”, "Gazety Polskiej", portalu wPolityce.pl i Interia.pl oraz prowadzi swój blog http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/. W latach 1993–1994 był rzecznikiem prasowym i członkiem Unii Polityki Realnej. Od 2007 roku występował w kabarecie „Pod Egidą”. Jest autorem wielu książek, w tym Polactwo (2004) Michnikowszczyzna. Zapis choroby (2006), Wkurzam salon (2011).
W felietonie „Taniec z gwiazdami prorządowego dziennikarstwa”, opublikowanym na Interii rozprawiasz się z kilkorgiem bardzo znanych dziennikarzy, zarzucając im stronniczość. Czy jest jeszcze w Polsce dziennikarstwo niestronnicze, pomijając Ziemkiewicza?
Wyczuwam w pytaniu przytyk, ale nie poczuwam się do niego. Uważam, że moje dziennikarstwo jest niepartyjne. Wyznaję zasadę, którą Amerykanie ujmują w słowach „stay on issue, not on person”, czyli „popieraj sprawy, nie popieraj osób”. Mój czytelnik wie, że popieram niskie podatki, wolność gospodarczą i silne państwo minimum, wie, że popieram kierowanie się polskim interesem narodowym i - mówiąc hasłowo - tradycyjne wartości. Wszystkie moje komentarze mają konkretny, znany mu system odniesienia. Tego też oczekuję od innych. Krytykuję gwiazdy prorządowego dziennikarstwa za moralność Kalego. (...)
I dlatego na swoim blogu porównujesz wiarę w zamach jako przyczynę tragedii w Smoleńsku z mitem głoszącym, że Kennedy zlecił zabójstwo Marylin Monroe i innym, według którego w Roswell wylądowali kosmici?
Daleko idące hipotezy trzeba traktować podejrzliwie. Nie można ich nagłaśniać tylko dlatego, że byłoby dobrze dla mojej opcji czy dla moich planów, by ludzie w nie uwierzyli. Mamy przedsięwzięcia medialne funkcjonujące tak, jakby były biuletynami Armii Krajowej, której oddziały stoją po lasach wokół miasta. I oczywiście, są krytykowane za brak obiektywizmu, co jest uzasadnione, choć odmawiam prawa do takiej krytyki tym, którzy sami robią zwykła propagandę, tylko „za”, a nie „anty”. „Obiektywne media” to pojęcie z normalnego, demokratycznego kraju, a my mamy problem z normalnością. Czy Tygodnik Mazowsze to była obiektywna gazeta? Albo czy Andrzej Poczobut to obiektywny dziennikarz? Odpowiedzią na media, które za swój główny cel przyjęły obronę rządzącego establishmentu stały się media, które robią przeciwko niemu powstanie. A ja nie chcę robić powstania, przynajmniej jeszcze na razie nie uważam, żeby już tylko to zostało, staram się pozostać publicystą, komentatorem i dziennikarzem, i zachować rzetelność. Podkreślam tylko, że nie ma symetrii między mediami Michnika i mediami Sakiewicza. (...)
Odnoszę wrażenie, że Twoje poglądy nie zmieniają się od czasów działalności w UPR. Czy dziennikarz może zachować bezstronność jednocześnie demonstrując wyraziste poglądy polityczne?
Może zamiast o bezstronności lepiej mówić o rzetelności? Uważam, że podstawą rzetelnego dziennikarstwa jest świadomość, że pełni się funkcję służebną wobec swojego odbiorcy. To on dokona wyboru, a ja mam mu tylko dostarczyć do tego niezbędnych danych - zgodnie z moją najlepszą wiedzą. Moim zadaniem jest te wszystkie informacje, które do niego docierają, uporządkować. Pokazać − to ważne, a to nie, to wynika z tego, a z tego znowu wyniknie to; ten, który dziś mówi tak, wczoraj mówił siak, a w międzyczasie robił to i to. I jeżeli ktoś uważa, że jest w mediach po to, żeby wpłynąć na odbiorcę i go uwarunkować, żeby ten odbiorca podlegał takim, a nie innym emocjom, i poszedł głosować na tę albo inną partię, to mnie to wkurza. Stąd między innymi sprawiło ten felieton o gwiazdach rządowego dziennikarstwa.
(...)
A w Polsce żyjącej wyborami, kilka dni przed nimi w dużym tekście w „Uważam Rze” zastanawiasz się, czy Polsce grozi… wojna.
Sprowokował mnie do tego Jacek czy też Jan Vincent, bo już sam nie wiem, jak go nazywać, Rostowski. Nie przesadzałbym z tym życiem wyborami. U nas jest taka tendencja podgrzewana przez polityków, żeby na okoliczność wyborów doprowadzać ludzi do takiego stanu wrzenia, jakby po wyborach świat miał się po prostu skończyć. Prawda jest taka, że po wyborach będą następne wybory, a po nich będą znowu kolejne. Nie ma sensu się tym przesadnie podniecać. (...)
Potrzebujemy pewnej infrastruktury, mówię my konserwatyści, my dziennikarze, publicyści, pisarze, artyści, ci działacze społeczni, (...). Z drugiej strony wiemy jednak, że taka decydująca batalia o władzę nad Polską prawdopodobnie rozegra się za dwa lata, gdy do Polaków dotrze potężny kryzys gospodarczy (...). W związku z tym uważam, że te wybory, jak zresztą każde należy traktować z pewnym dystansem, ze świadomością, że coś oczywiście od tego zależy, ale nie wariujmy, bo następnego dnia po wyborach trzeba będzie orać dalej.
Mówisz: nie wariujmy, a przecież piszesz głównie o polityce. Gdy sugerujesz, że politycy szkodzą państwu, dziennikarze manipulują, sondaże są nierzetelne, nawet wtedy, gdy piszesz: „z dwojga złego wolę inkwizytora od gangstera i sekciarzy od drobnych cwaniaczków”, to jest to polityka.
Bo tego ludzie po mnie oczekują, skoro jestem komentatorem politycznym, odnoszenia się do różnych bieżących spraw, także w kontekście wyborów. Jak również odnoszenia się do mediów, takich na przykład, jak „Gazeta Wyborcza”, którą czytam ze wstrętem, ponieważ uosabia wszystko, co najgorsze w trzeciej Rzeczpospolitej. Syn Lecha Wałęsy jadąc motocyklem rozbija się i ma bardzo groźny wypadek, który tylko szczęśliwym trafem nie kończy się śmiertelnie. Co w tym momencie robi „Gazeta Wyborcza”? Wyciąga sprzed iluś tam miesięcy mało wiarygodne oskarżenia pana Kaczmarka, który sam w sobie jest postacią dość szemraną, przyłapaną już publicznie na kłamstwach, że kiedyś, niby, jakoby, Jarosław Kaczyński chciał „polować” na tegoż syna Wałęsy. Nie ma żadnych faktów, które by to potwierdzały, żadne publiczne oskarżenia na młodego Wałęsę nigdy nie były rzucone, jedyne, czym dysponuje gazeta, to insynuacja Kaczmarka, jakoby Kaczyński miał powiedzieć „przez młodego wyjdziemy na starego”. I, zwracam uwagę, nie jest to żaden „nowy nius”. Kaczmarek zeznał to Ileś tam miesięcy temu, wtedy te zeznania wpadły jak niewypał w szambo. A teraz nagle „Gazeta Wyborcza” stwierdza, że skoro stary Wałęsa modli się u łoża ciężko rannego syna, i czytelnicy poruszeni są tym nieszczęściem, to jest okazja zagrać na ich emocjach. Więc wyciągają ten niewypał, żeby zrobić z tego czołówkę i pełną histerycznych oskarżeń story „ten wstrętny Kaczor polował kilka lat temu na tego biednego, chorego młodego Wałęsę”. To już nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem. To jest najczystsza propaganda. Dlatego podkreślam, zauważając, że „Gazeta Polska” porusza się w logice antypeerelowskich pism opozycyjnych, trzeba pamiętać, że to reakcja na „Wyborczą” i media jej pokroju, które zdecydowały się być współczesną „Trybuną Ludu” i „DTV”.
Zajmowałeś się już czynnie polityką. Wrócisz jeszcze do niej?
Raczej sobie tego nie wyobrażam. Dopóki obowiązuje proporcjonalna ordynacja, w której głosuje się na listy partyjne, a nie na ludzi, i ustawa o finansowaniu, czyniąca z partii dwór, a z prezesa boga i cara, to nie sądzę, żeby można było coś sensownego zdziałać w polityce. Widzę raczej możliwości działania w takiej szeroko rozumianej sferze aktywności obywatelskiej. I do tego staram się ludzi zachęcać. Dlatego bardzo dużo jeżdżę po Polsce, staram się na miarę sił i możliwości odpowiadać na wszystkie zaproszenia, które dostaję nawet z niewielkich miejscowości, gdzie się zawiązuje jakiś klub, stowarzyszenie mieszkańców. Takim rzeczom trzeba udzielać jakiegoś wsparcia, choćby przez to, że przyjedzie tam gęba znana z telewizji, pomoże ściągnąć ludzi na zebranie. Jeśli mogę w ten sposób przydać takim działaniom rozpędu, robię to, bo wierzę, że z takiej działalności może wyniknąć wiele dobrego.
Wreszcie pozytywny akcent, na ogół dość krytycznie oceniasz i politykę i dziennikarstwo jako takie?
Polityka i dziennikarstwo nie są „jako takie”, są takie, jacy ludzie się za nie biorą. Rzeczywiście mamy bardzo różnych polityków, wielu nadal podłej jakości, mamy cwaniacką elitę, towarzyszy szmaciaków, którzy myślą tylko o „dojeniu” Polski, jak to Szpotański nazywał, i ten typ polityka niestety dominuje w naszym życiu publicznym. To jednak nie znaczy, że polityka ma być taka nieuchronnie, i że uczciwi ludzie mają uciekać od spraw publicznych. Tylko tak się niefortunnie zdarzyło, że jesteśmy krajem bardzo zdeprawowanym pięćdziesięcioma latami okupacji. Jeszcze nie zdołaliśmy wyłonić z siebie lepszych elit. Mam oczywiście nadzieję, że to się zmieni, i mam przekonanie, że trzeba pracować, aby to się zmieniło jak najszybciej.
Bar, źródło: SDP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/119942-rafal-ziemkiewicz-dla-sdp-po-wyborach-beda-nastepne-wybory-a-po-nich-beda-znowu-kolejne-nie-ma-sensu-sie-tym-przesadnie-podniecac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.