Ppor. Edward Taraszkiewicz ps. „Grot”, „Żelazny”, „Tomasz”. Zginął równo 60 lat temu. Walczył z komunistami do 6 października 1951 r.

Edward Taraszkiewicz „Żelazny” był jednym z najdłużej stawiających zbrojny opór dowódców antykomunistycznego podziemia niepodległościowego na Lubelszczyźnie. Wsławił się wieloma spektakularnymi akcjami przeciwko ludziom i instytucjom „władzy ludowej”.  Od czerwca 1945 r. był zastępcą dowódcy w oddziale partyzanckim swojego brata Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”, podległym komendantowi Obwodu WiN Włodawa. Po śmierci „Jastrzębia” w styczniu 1947 r. przejął komendę nad pozostałymi w konspiracji żołnierzami, nie ujawnił się podczas amnestii 1947 r. i walczył z komunistami do 6 października 1951 r., kiedy to poległ z bronią w ręku wraz ze swoim podkomendnym, podczas próby przebicia się przez pierścień kilkusetosobowej obławy UB-KBW  w miejscowości Zbereże nad Bugiem.

Edward Taraszkiewicz był najstarszym z pięciorga dzieci Róży i Władysława Taraszkiewiczów (ur. 22 I 1921). Pierwsze miesiące po wybuchu II wojny światowej spędził spokojnie w rodzinnej Włodawie. Pod koniec 1939 r. wraz z bratem Władysławem i innymi mieszkańcami Włodawy został wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec.  Powrócił w rodzinne strony dopiero pod koniec czerwca 1945 r. W tym czasie jego młodszy brat Leon  (ur.13 V 1925) był już dowódcą oddziału partyzanckiego oddziału Obwodu DSZ (a od września 1945 r. WiN) Włodawa. Leon Taraszkiewicz wstąpił w szeregi partyzantki antykomunistycznej  w drugiej połowie lutego 1945 r. Wcześniej, 18 grudnia 1944 r., został aresztowany przez UB i trafił do więzienia na Zamku w Lublinie. 13 lutego1945 r. podczas transportu do obozu NKWD i UB w Błudku - Nowinach zbiegł i po dotarciu we Włodawskie nawiązał kontakt z ukrywającym się komendantem rejonu DSZ (późniejszym z-cą komendanta Obwodu WiN Włodawa) ppor. Klemensem Panasiukiem „Orlisem”. Przyjmując pseudonim „Jastrząb” wszedł w skład oddziału partyzanckiego Tadeusza Bychawskiego „Sępa”. W czerwcu 1945 r. grupa ta rozbroiła kilka posterunków MO, jednak w tym samym miesiącu zginął „Sęp”, po którym „Jastrząb” przejął  obowiązki dowódcy oddziału. Oddział liczył ok. 25 partyzantów na stale przebywających pod bronią; na ważniejsze akcje mobilizowano zaprzysiężonych żołnierzy z placówek - wtedy stan osobowy oddziału sięgał 65 ludzi.

Do spotkania braci - Leona i Edwarda Taraszkiewiczów – doszło zaraz po powrocie Edwarda z robót przymusowych w Niemczech. Edward od razu zgłosił gotowość do włączenia się w szeregi konspiracji antykomunistycznej. Został przedstawiony komendantowi „Orlisowi”, który powierzył mu funkcję swojego sekretarza i adiutanta. Przyjął pseudonim „Grot”, który zmienił później na „Żelazny”. Po kilku miesiącach, na własną prośbę zrezygnował z funkcji „kancelaryjnej” i dołączył na stałe do oddziału „Jastrzębia”.

Od momentu powstania działania podejmowane przez „Jastrzębia” i jego żołnierzy sprowadzały się przede wszystkim do walki z grupami UB, MO i KBW, likwidacji agentury, obrony społeczeństwa przed plagą pospolitego bandytyzmu, jak również do poskramiania skomunizowanych wsi, przez okoliczną ludność nazywanych „Moskwami”. Takie postępowanie partyzantów zjednywało im ogromne poparcie społeczeństwa i pomagało przetrwać  największe zagrożenia na przestrzeni wielu lat. Poparcie to stanowiło przez wiele lat ogromny problem dla komunistów, o czym często wspominali  w swoich sprawozdaniach. Np. 8 października 1946 r. referent PUBP Włodawa, Bazyli Dohojda meldował:

Na terenie obwodu wyborczego gm. Wola Wereszczyńska jest zła sytuacja z powodu band reakcyjnych jakie istnieją w danym obwodzie, ludność tego obwodu jest przepojona agitacją reakcyjną i z tego powodu jest wrogo usposobiona do teraźniejszego ustroju [...] teren tego obwodu jest najbardziej zanieczyszczony przez najróżniejsze wrogie elementy [...] ludność bierze czynny udział we współpracy z bandą WiN „Orlisa” i prowadzi antypaństwową propagandę. Po rozpędzeniu partii P.P.R. przez bojówkę „Jastrzębia” żadna inna organizacja legalna utrzymać się nie może z powodu terroru band. [...].

W 1946 roku prócz wielu mniejszych oddział przeprowadził kilka dość spektakularnych akcji przeciwko komunistom. 5 lutego 1946 r. 50-osobowy oddział „Jastrzębia” wkroczył do Parczewa, gdzie partyzanci zatrzymali wszystkich wzbudzających podejrzenia i zgromadzili ich  w jednym ze sklepów. Byli wśród nich - zatrzymani z bronią - Abram Zysman vel Bocian - komendant ochrony miasta oraz członkowie ochrony: Dawid Tempel vel Tępy i Mendel Turbiner, którzy zostali rozpoznani jako funkcjonariusze komunistycznych organów terroru i rozstrzelani. Akcja trwała ok. 4-5 godzin, po czym partyzanci  zarekwirowali towary z miejscowych sklepów  i wycofali się z miasta. Dzień później, 6 lutego 1946 r. licząca 130 ludzi grupa operacyjna KBW i UB wyjechała w stronę Parczewa, by przeprowadzić operację przeciwko oddziałowi „Jastrzębia”, który w niebawem stoczył z nią walkę i zmusił do wycofania. 11 lutego 1946 r. doszło do starcia z oddziałem KBW przeprowadzającym obławę w okolicy wsi Marianka, w której to walce oddział ten stracił kilkunastu żołnierzy, a do niewoli dostało się dwóch oficerów i 12 szeregowych. Żołnierze zostali po skromnym poczęstunku zwolnieni, a że nie był to odosobniony przypadek, nie dziwią zdarzenia, jak m.in. to opisane w raporcie sporządzonym 21 grudnia 1946 r. przez szefa PUBP we Włodawie kpt. Mikołaja Oleksę:

W dniu 20.XII.1946 r. przez d-two W.B.W. została zdjęta grupa 17-tu żołnierzy W.B.W. ochraniających obwód wyborczy gm. Wołoskowola nr 81, która to grupa nawiązała z bandą kontakty /została zawerbowana/ o czym natychmiast nie zameldowała. Wyjaśniam, dnia 16.XII.46 r. wartownik W.B.W. zauważył zbliżających się  bandytów, którzy uprzedzili wartownika aby takowy nie strzelał po czym udali się do reszty żołnierzy tejże grupy - „Jastrząb” wygłosił do żołnierzy przemówienie po czym razem pili wódkę i rozeszli się nie rozbrajając jedni drugich. Banda na czele z d-cą „Jastrzębiem” liczyła kilka osób.[...].

12 maja 1946 r. „Jastrząb” stoczył na stacji kolejowej w Gródku [pow. Włodawa] walkę z plutonem NKWD, który doszczętnie rozbił, a następnie po rewizji w pociągu zlikwidował kilku funkcjonariuszy UB. 17 lipca 1946 r. doszło do wydarzenia bez precedensu, kiedy to żołnierze „Jastrzębia” wraz z oddziałem Stefana Brzuszka „Boruty” z NSZ, w zasadzce na trasie Chełm-Lublin zatrzymali samochód, którym podróżowała siostra Bolesława Bieruta Zofia Malewska z mężem, synem i synową. „Jastrząb” przewiózł rodzinę Bieruta na jedną z kwater oddziału. Po dwóch dniach, z polecenia komendanta Obwodu WiN Włodawa kpt. Zygmunta Szumowskiego „Komara”, zatrzymani zostali zwolnieni. Po tej akcji do powiatu włodawskiego rzucone zostały  w ogromnej ilości grupy operacyjne KBW-UB, które dokonały masowych aresztowań członków miejscowego podziemia. Zostali oni w większości przewiezieni do aresztu PUBP we Włodawie

W konsekwencji tych wydarzeń „Jastrząb” podjął decyzję uderzenia na Włodawę i uwolnienia zatrzymanych współtowarzyszy. 21 października 1946 r. wraz z oddziałem Józefa Struga „Ordona”,  w ciągu jednego dnia zdobył posterunki MO w Milejowie, Łęcznej i Cycowie, rozbroił oddział WOP na trasie Włodawa-Chełm, a następnego dnia opanował Włodawę, gdzie zajął posterunek MO i rozbił siedzibę PUBP uwalniając ok. 70 więźniów. Niedługo później, w listopadzie 1946 r. połączone oddziały „Jastrzębia”, „Ordona” i kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”, w okolicach Świerszczowa [pow. Łęczna], stoczyły bitwę z grupą operacyjną KBW.

W noc sylwestrową 1946/47 oddział „Jastrzębia” wziął udział w ataku połączonych oddziałów inspektoratu radzyńskiego i obwodu włodawskiego WiN (ok. 350 partyzantów) na Radzyń Podlaski. „Żelazny” brał udział we wszystkich wymienionych wyżej akcjach oddziału.

3 stycznia 1947 r. podczas ataku na oddział propagandowo-ochronny WP w Siemieniu „Jastrząb” został ciężko ranny i po kilku godzinach zmarł. Spoczął na cmentarzu w Siemieniu. Dzięki temu, że jego koledzy pochowali go potajemnie, jako jeden z nielicznych dowódców antykomunistycznego podziemia spoczywa we własnej mogile, choć do 1990 r. na prostym brzozowym krzyżu mógł widnieć jedynie tajemniczy napis „Leon”. Dopiero 30 czerwca 1991 r. odbył się powtórny uroczysty pogrzeb i poświęcenie grobu por. „Jastrzębia”.

W początkach 1947 r. nastał bardzo ciężki okres dla członków i współpracowników oddziału. W celu sterroryzowania społeczeństwa i powstrzymania agitacji podziemia, przed styczniowymi wyborami do Sejmu w teren ruszyły grupy operacyjne UB, KBW i wojska, wzmogła się działalność agentury. Jak wskazują meldunki odnalezione w zasobach lubelskiego IPN, jeszcze na przełomie listopada i grudnia 1946 r. w powiecie włodawskim pojawiła się również grupa pozorowana WUBP Lublin, podszywająca się pod „rozbitków” z oddziału NZW Józefa Janaja            ps. „Janio” z okolic Kraśnika.

W początkach stycznia wyruszył w teren pow. włodawskiego, na sesję wyjazdową Wojskowy Sąd Rejonowy i w trybie doraźnym, w przeciągu kilkunastu dni, skazał na karę śmierci, ujętych wcześniej kilkunastu żołnierzy i współpracowników oddziału „Jastrzębia”. Wyroki były wykonywane w 20-30 min. po ogłoszeniu, przez rozstrzelanie w publicznych egzekucjach. Oprócz oficjalnie wykonywanych wyroków, funkcjonariusze UB zabijali również bez sądu. W ten sposób 13 lutego 1947 r. zamordowano czterech partyzantów „Jastrzębia”, nie dziwi zatem fakt, że część żołnierzy podziemia nie uwierzyła komunistom i nie skorzystała z ogłoszonej 22 lutego 1947 r. amnestii. Również „Żelazny” nie uwierzył komunistom, postanowił pozostać w podziemiu  i walczyć dalej, obejmując komendę nad - jak on nieujawnionymi - żołnierzami oddziału „Jastrzębia”.

22 kwietnia 1947 roku 10-osobowy oddział „Żelaznego”  stoczył zwycięską walkę  pod wsią Białka z grupą operacyjną PUBP we Włodawie, dowodzoną przez ppor. Adolfa Konasiuka. W starciu zginęło 4 żołnierzy KBW i dowodzący grupą oficer UBP, rany odniosło 4 żołnierzy KBW i 3 funkcjonariuszy MO. Partyzanci, którzy zostali panami placu boju, opatrzyli rannych przeciwników, natomiast zlikwidowali zdrajcę, byłego członka oddziału Antoniego Kowalczuka  ps. „Huragan”, który prowadził grupę operacyjną by wskazać jej  członkom bunkry z bronią.

W nocy 3 lipca 1947 r. grupa „Żelaznego”, wspólnie z połączonymi oddziałami Józefa Struga „Ordona” i Stanisława Kuchciewicza „Wiktora”, wzięła udział w akcji na skomunizowaną wieś Puchaczów, gdzie rozstrzelano wskazanych „Wiktorowi” przez współpracowników podziemia 21 mieszkańców, w odwecie za wydanie UB i w efekcie śmierć trzech partyzantów „Uskoka”, z patrolu „Wiktora”. Wprawdzie akcja ta została przeprowadzona bez porozumienia z  kpt. „Uskokiem”,  jednak później na kartach swojego pamiętnika dowódca ten napisał o niej, że zrobiło to wrażenie na komunistach. Rozdmuchano ten fakt okropnie. Z naszego punktu widzenia, była to robota może zbyt krwawa, ale konieczna.

Trwali u boku „Żelaznego”: Mieczysław Małecki „Sokół” († 11 X 1947), Bogusław Zieliński „Kozioł” († 26 XI 1947), Henryk Wybranowski „Tarzan”(† 6 XI 1948), Karol Mielniczuk „Wacek” († 11 IX 1951), Bronisław Wojciechowski „Leszek” († 11 IX 1951), Ignacy Zalewski „Lin” († 12 II 1951), Józef Domański „Łukasz” († 12 I 1953) - wszyscy oni mieli za sobą okres służby w oddziale „Jastrzębia”. Wiosną 1948 r. „Żelazny” rozpoczął odbudowę siatki terenowej, której placówki zostały zorganizowane w pow. Włodawa, Chełm, Lubartów i Parczew, i dzięki którym jego oddział  działał i utrzymał się w terenie  jeszcze ponad trzy lata. 

W okresie od 1947 r. do końca 1949 r. oddział „Żelaznego” działał wspólnie z patrolem  „Wiktora”. Obaj podlegali ukrywającemu się w okolicach Lublina, wówczas już dowódcy oddziałów zbrojnych WiN na Lubelszczyźnie kpt. „Uskokowi”, który przejął tę funkcję we wrześniu 1947 r. z rąk mjr cc Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Po śmierci  „Uskoka” 21 maja 1949 r. ich drogi się rozeszły. Przy „Żelaznym” pozostało kilku partyzantów, część przeszła do „Wiktora”, utrzymując jedynie sporadycznie łączność z dawnym dowódcą.  W latach 1949-1951 jego oddział cały czas wykazywał dużą aktywność bojową, m.in. 25 października 1949 r. na stacji kolejowej w Stulnie [pow. Włodawa] zatrzymano pociąg, w którym zdobyto tajne dokumenty chełmskiego  i włodawskiego PUBP, przeznaczone dla WUBP w Lublinie. Dokumenty zawierały wykaz i krótką charakterystykę informatorów, agentów i działaczy komunistycznych z Podlasia i pozwoliły „Żelaznemu” na likwidację wielu z nich. Stąd też pomimo dużej ilości informatorów  (w 1949 r.  posiadano ich 81) PUBP we Włodawie nie miał cennych konfidentów w otoczeniu „Żelaznego”.

W porównaniu z innymi oddziałami działającymi na Lubelszczyźnie „Żelazny” doceniał znaczenie psychologiczne podawania do publicznej wiadomości informacji o likwidacji komunistycznej agentury. Jeszcze w 1947 i 1948 roku po każdej likwidacji wydawał ulotki, które były rozwieszane na terenie kilku gmin. W jednej z nich pisał:

[...] Takie wypadki [likwidacja agentury] są na porządku dziennym i zawsze jest taki koniec szpicla. Przy okazji tej ostrzegamy i nawołujemy wszystkich szpiclów w całym pow. włodawskim, ażeby przetarli sobie oczy na to co czynią póki jeszcze czas, bo pamiętaj szpiclu, gdy w mieszkaniu twym zjawi się grupa wykonawcza, to będzie za późno, z tą chwilą będziesz musiał zakończyć swe Judaszowe życie.

Rozpracowanie grupy „Żelaznego”, prowadzone nieprzerwanie od 1947 r., stwarzało UB wiele trudności, jednak z biegiem czasu inicjatywa powoli zaczęła przechodzić w ręce funkcjonariuszy PUBP Włodawa wspomaganych przez Wydział III WUBP  w Lublinie i Wydział I Departamentu III MBP w Warszawie. Od początku 1951 r. prowadzono kombinację operacyjną mającą na celu nawiązanie kontaktu z oddziałem poprzez agentów, braci Wacława Topolskiego „Jabłońskiego” i Tadeusza Topolskiego „Werbę”, którzy podając się za przedstawicieli rzekomej centralnej organizacji podziemnej chcieli nakłonić „Żelaznego” do zaprzestania walki i podjąć próbę przerzucenia go w „bezpieczne miejsce”. Praca operacyjna została zakłócona przez wydarzenia z 29 maja 1951 r., kiedy to „Żelazny” z dwoma swoimi żołnierzami, w pobliżu wsi Dominiczyn zlikwidował znanego działacza PPR i PZPR, byłego przewodniczącego WRN w Lublinie – Ludwika Czugałę, a następnie - tego samego dnia – podczas rajdu przejętym samochodem po pow. włodawskim partyzanci zlikwidowali czterech agentów UB i komunistycznych aparatczyków.

Władze centralne żądały szybkich efektów. 31 maja 1951 r. powołano specjalną grupę operacyjną „Włodawa”, na czele której stanął wicedyrektor Departamentu III MBP płk Stanisław Wolański. Ponadto szefowie WUBP z Poznania, Bydgoszczy, Łodzi, Wrocławia i Krakowa mieli oddelegować do pomocy wspomnianej grupie po 2 pracowników, a dyrektor departamentu śledczego MBP miał przekazać dodatkowo 20 oficerów śledczych. Do akcji skierowano trzy bataliony KBW. Aby uniemożliwić jakiekolwiek przecieki z PUBP we Włodawie, dnia 22 czerwca 1951 r. przeniesiono wszystkich pracowników operacyjnych i gospodarczych tego urzędu na inny teren, natomiast szefem PUBP został oficer Departamentu III MBP. Pracowników operacyjnych zastąpili absolwenci rocznej szkoły MBP.

W okresie od 21 czerwca do 25 sierpnia 1951 r. oddział „Żelaznego” rozpracowywało 372 informatorów. W tym czasie odbyto z agenturą 1080 spotkań, z których otrzymano 726 doniesień, 78 zakwalifikowano jako cenne. Rozpracowaniem objęto 113 figurantów, w przeważającej większości byłych żołnierzy AK i WIN. Najcenniejszych informacji dostarczali tajni współpracownicy „Oko” i „Jabłoński”. Temu drugiemu udało się nawiązać kontakt z łączniczką oddziału Reginą Ozgą „Lilką”. Dzięki temu „Jabłoński” pozyskiwał informacje, które pomagały UB w prowadzeniu działań operacyjnych, umożliwiając zlokalizowanie miejsca, gdzie przebywał oddział „Żelaznego”.

6 października 1951 roku, we wczesnych godzinach rannych Grupa Operacyjna „Włodawa” w składzie 2 batalionów, wzmocniona funkcjonariuszami WUBP Lublin i PUBP Włodawa (ok. 600 osób) okrążyła znajdujące się w Zbereżu nad Bugiem [pow. Włodawa] zabudowania Teodora Kaszczuka, w których kwaterowała 4 osobowa grupa „Żelaznego”, z którym przebywali Józef Domański „Łukasz”, Stanisław Marciniak „Niewinny i Stanisław Torbicz „Kazik”. W trakcie zamykania linii okrążenia „Żelazny” podjął próbę przebicia się przez kordon obławy. Ostrzeliwując się, partyzanci przerwali pierwsza linię okrążenia, po czym napotkali stojące przy drodze samochody KBW. Podchodząc do szoferów podali się za pracowników UB co zdezorientowało żołnierzy i pozwoliło na ich obezwładnienie. „Żelazny” kazał jednemu z nich wywieźć poza zasięg obławy, jednak ten skierował samochód wprost na operującą w pobliżu 2 kompanię KBW oraz sztab dowodzenia operacją. Dojeżdżając do miejsca postoju dowództwa szofer uspokoił „Żelaznego”, że jest tutaj tylko kilku żołnierzy, następnie nagle zatrzymał samochód i wyskakując  z niego krzyknął: „Koledzy ognia. Bandyci!”

W trakcie krótkiego starcia jakie się wywiązało polegli „Żelazny” i „Kazik”. Ujęto ciężko rannego „Łukasza” i „Niewinnego”.    Podczas ostrzału zabudowań, w których ukrywali się partyzanci zostali zabici gospodarze - Teodor i Natalia Kaszczuk. Ze strony komunistów zginął 1 oficer i 3 żołnierzy KBW, 1 oficer WUBP, rannych zostało 4 żołnierzy KBW.

Po likwidacji oddziału, na podstawie zeznań zatrzymanych, aresztowano kilkadziesiąt osób, które pomagały „Żelaznemu”. 7 października 1951 r. aresztowano Romana Dobrowolskiego ps. „Ostrożny”, u którego znaleziono archiwum „Żelaznego”. W pokazowym procesie na sesji wyjazdowej w Urszulinie, skazano go na śmierć i 3 grudnia 1951 r. zamordowano w więzieniu na  Zamku w Lublinie. Jego siostra, Janina Dobrowolska, skazana została na 12 lat więzienia.

„Łukasz” i „Niewinny” 14 sierpnia 1952 r. zostali skazani przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Lublinie, na sesji wyjazdowej we Włodawie, na karę śmierci. Wyroki wykonano 12 stycznia 1953 r. w więzieniu na Zamku w Lublinie. W tym samym procesie, na karę śmierci skazana została Regina Ozga „Lilka”, której wymiar kary zamieniono na dożywotnie więzienie. Za współpracę z oddziałem „Żelaznego” skazano również trzech braci Kaszczuków: Stanisława – na karę dożywotniego więzienia; Józefa – na karę 12 lat więzienia i Bronisława – na karę 10 lat więzienia.

Krótki opis dokonań  oddziału „Żelaznego” to siłą rzeczy suche fakty. Nie pozwala zrozumieć co czuli ci walczący do końca, bez nadziei na zwycięstwo, żołnierze sprawy wolności. Być może choć trochę pomocne w tym będą wyjątki z listu „ Żelaznego” do siostry Rozalii, w którym na początku 1951 r., a więc na kilka miesięcy przed swoją śmiercią, pisał:

Gdy przypomnę sobie tylu kolegów i naszych najlepszych ludzi, którzy nam pomagali i których kości popróchniały, mimowolnie mnie dławi, a dla przykładu przytoczę niektóre fakty i szczegóły. W roku 1946 grupa nasza liczyła 48 ludzi, dziś  z nich zostałem tylko sam jeden, wszyscy niemal złożyli swe młode życie na szali Ojczyzny. Wszystkie grupy, które operowały w tym czasie na terenie Lubelszczyzny spotkał taki sam los i koniec. Ci, co zostali, to tylko jednostki, które tylko cudem Bożym żyją i dalej niosą sztandary swoich rozbitych oddziałów. [...]. Jakiego trzeba hartu ducha i sił, aby ludzie tacy jak my mogli w tak okropnych warunkach pracować, a praca, którą wykonaliśmy to praca bezcenna, która obecnie nie ma znaczenia, lecz z chwilą wybuchu będzie na pewno miała znaczenie bardzo duże. Czy to jest praca dla swoich własnych korzyści? Na pewno nie! [...]. O ile żyję do tej pory, przypisuję to łasce najwyższego Boga. Inny człowiek na moim miejscu, mając broń i będąc w takim podziemiu, na pewno stałby się wykolejeńcem, jednak gdy chodzi o mnie, to zawsze gorąco Boga proszę w codziennym różańcu, by mi dał siłę wytrwać w tej ciężkiej pracy i trudach, który dźwigam na swych barkach. Widocznie Bóg dobry iskierkę łaski [ma] dla mnie, bo naprawdę przez tyle lat walki ręce moje nie splamiły się niczym brudnym czy czyjąś krzywdą.

Do dziś miejsca pochówku „Żelaznego” i zdecydowanej większości jego podkomendnych pozostają nieznane.

Przez pół wieku komuniści, by zniszczyć pamięć o braciach Taraszkiewiczach i ich żołnierzach, piórami usłużnych propagandzistów i literatów zrobili z nich pospolitych bandytów, patologicznych morderców. Dopiero po 1989 r. powoli zaczęła przebijać się do opinii publicznej prawda o tych ostatnich bohaterach Antykomunistycznego Powstania, lecz nawet w wolnej Polsce potrzeba było prawie 20 lat by mogli zostać upamiętnieni tak jak na to zasłużyli - okazałym pomnikiem w reprezentacyjnym miejscu ich rodzinnej Włodawy, wybudowanym dzięki staraniom Fundacji „Pamiętamy”.

Swoistym dopełnieniem elementarnej sprawiedliwości i oddaniem im hołdu było nadanie przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego,  postanowieniem z dnia 20 sierpnia 2009 r. „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej”, pośmiertnie obu braciom - „Jastrzębiowi” i „Żelaznemu” - Krzyży Wielkich Orderu Odrodzenia Polski - Polonia Restituta, jednego z najwyższych polskich odznaczeń państwowych. 25 września 2010 r. w imieniu dowódców odebrała je ich siostra, Pani Rozalii Taraszkiewicz – Otta.


Grzegorz Makus
historyk, autor strony internetowej
„Żołnierze Wyklęci – Zapomniani Bohaterowie”
[http://podziemiezbrojne.blox.pl]



Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych