Ważny tekst prof. Włodzimierza Marciniaka w „Naszym Dzienniku”: w stosunkach z Rosją walczmy o przestrzeganie prawa a nie polityczne przełomy

fot. PAP/ITAR-TASS
fot. PAP/ITAR-TASS

Prof. Włodzimierz Marciniak, politolog Polskiej Akademii Nauk specjalizujący się w tematyce rosyjskiej pisze w „Naszym Dzienniku” o analogii pomiędzy kłamstwem katyńskim a propagandą, którą obserwujemy w sprawie smoleńskiej.

Zaznacza, że rozpatrywana dziś przez Europejski Trybunał Praw Człowieka skarga bliskich ofiar katyńskiego mordu dotyczy nie tyle samej zbrodni sowieckiej z 1940 roku, ile faktu łamania praw człowieka w toku jej wyjaśniania, do czego doszło w Rosji już po 1991 roku.

Polaków i Rosjan nie dzieli zbrodnia sowiecka sprzed już ponad siedemdziesięciu lat. Próbuje się ich natomiast skłócić przy pomocy kłamstwa katyńskiego, które nosi charakter systemowy.

Zdaniem politologa, katastrofa smoleńska, „a dokładniej rzecz biorąc - kłamstwo systemowe, w którą ona systematycznie obrasta, może odegrać podobną rolę w stosunkach polsko-rosyjskich jak kłamstwo katyńskie”.

Naukowiec zaznacza, że Katyń i Smoleńsk są zupełnie różnymi zdarzeniami, ale jego zdaniem w postępowaniu państwa sowieckiego i państwa rosyjskiego w obu tych sytuacjach można odnaleźć wiele cech wspólnych.

Prof.  Marciniak przypomina, że rosyjska komisja państwowa przyjęła raport MAK, a następnie się rozwiązała.

Zgodnie z obowiązującą praktyką raport końcowy powinien być podpisany przez przewodniczącego komisji. W tym wypadku przez premiera Władimira Putina. Tak się jednak nie stało, co oznacza, że rząd Rosji nie zajął w sprawie katastrofy oficjalnego stanowiska i nie może być stroną w ewentualnym postępowaniu odwoławczym. Ma to istotne znaczenie, gdyż przepisy "Konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym" z 7 grudnia 1944 r. określają zasady postępowania w razie sporu między państwami, a MAK jest organizacją międzypaństwową i nie jest stroną konwencji. Jeśli więc Aleksiej Morozow nazywa MAK instytucją niezależną, to ma zapewne rację w tym sensie, że jest on niezależny od zobowiązań prawnych.

- Raport MAK nie został też przekazany Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego, gdyż do katastrofy państwowego statku powietrznego nie ma zastosowania konwencja chicagowska – pisze politolog i analizuje:

Oznacza to, że najważniejsze ustalenia raportu MAK mają znaczenie nie tyle prawne, ile propagandowe, i przekazane zostały w trakcie głośnej styczniowej konferencji prasowej, przygotowanej - jak ustalił "Nasz Dziennik" - przez renomowaną moskiewską firmę zajmującą się konsultacjami politycznymi. W celu utrwalenia w przekazie publicznym tez styczniowych została przeprowadzona kolejna konferencja prasowej, tuż po ogłoszeniu wyników badań komisji Jerzego Millera.

Profesor odnosi się również do chwytu zastosowanego przez Aleksieja Morozwa (wiceszefa MAK), który obecność gen. Błasika w kokpicie uznał za złamanie procedur, a płk. Krasnokutskiego na smoleńskiej wieży za obowiązkową.

Charakterystyczny dla mentalności sowieckiej relatywizm norm i zasad, które gdzie indziej noszą uniwersalny charakter, wywołuje stałe poczucie niepewności. W warunkach chronicznej samowoli przełożonych człowiek - jak pisze Lew Gudkow, badacz kolejnych pokoleń ludzi sowieckich - nigdy nie może polegać na prawidłowym działaniu instytucji formalnych, a to z kolei powoduje zaniżoną samoocenę i brak ufności we własne siły. Chroniczne kompleksy świadomości hierarchicznej kompensowane są przez uczucie przynależności każdej jednostki do czegoś ponadindywidualnego, wielkiego i wyjątkowego - narodu, "dzierżawy" lub imperium. Pułkownik Edmund Klich zapamiętał zdanie przewodniczącej MAK generał Tatiany Anodiny: "Rosja jest wielka, a Polska to mały kraj", wypowiedziane w kontekście badania przyczyn katastrofy smoleńskiej. "Dziwiłem się - mówił pułkownik Klich - bo w tej sprawie powinna być równowaga, a nie rozważanie >>po wielkości<<". Zdziwienie pułkownika nie było uzasadnione, albowiem dochodzenie do prawdy "po wielkości" to właśnie cecha charakterystyczna mentalności sowieckiej, która wcale nie zniknęła wraz z rozpadem Związku Sowieckiego. Kolejne konferencje MAK tylko potwierdzają jej niezwykłą żywotność.

(…)

Charakterystyczne dla mentalności sowieckiej kompleksy rodzą poczucie stałego zagrożenia ze strony wrogów otaczających Rosję ze wszystkich stron. Już w kilka godzin po katastrofie aktywiści prokremlowskiej organizacji "Młoda Gwardia" ni stąd, ni zowąd, zaczęli bronić służby specjalne Rosji przed oskarżeniami, że to one dokonały zamachu. Komentatorzy strony internetowej Lenta.ru po opublikowaniu raportu komisji Millera wyrazili zdziwienie, że w Polsce nie chcą przyjąć do wiadomości odpowiedzialności prezydenta Lecha Kaczyńskiego za katastrofę, stwierdzając przy tym, że Rosja oczekuje "jednoznacznego potwierdzenia niewinności służb na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj".

Na koniec profesor wraca do analogii między Smoleńskiem a Katyniem.

W Polsce tuż po katastrofie dosyć powszechnie sądzono, że nikomu tak jak ludziom rządzącym Rosją nie powinno zależeć na tym, aby oczyścić się od wszelkich podejrzeń i badanie katastrofy prowadzić maksymalnie otwarcie i przejrzyście. To był poważny błąd, którego można było uniknąć. Cały rozwój wydarzeń, działania Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego i Komitetu Śledczego Prokuratury Generalnej zdają się potwierdzać tezę, że celem rosyjskich władz nie jest bynajmniej zachowanie wiarygodności, ale ponowne potwierdzenie aktualności starej sowieckiej zasady: "Nie muszą nas szanować, wystarczy, żeby się nas bali".

Na wyraźny ślad podobnej prowokacyjnej postawy możemy natrafić w przesłanym Trybunałowi w Strasburgu stanowisku rządu Rosji, który nie tylko zanegował odpowiedzialność za mord na polskich obywatelach w 1940 roku, ale także stwierdził, że nie ma obowiązku w żaden sposób wyjaśniać losu "osób zaginionych w wyniku wydarzeń katyńskich". Zwłaszcza to ostanie sformułowanie wywołało duże oburzenie w Polsce i zostało potraktowane jako "kolejny policzek wymierzony przez Rosję elementarnej sprawiedliwości".

Zdaniem naukowca, „Trybunał w Strasburgu uznał, że zachodzi uzasadnione podejrzenie, iż założycielskie wartości Europejskiej Konwencji Praw Człowieka nie były w rzeczywisty sposób chronione w toku postępowania wyjaśniającego okoliczności zbrodni katyńskiej”.

Polskim obywatelom skarżącym Federację Rosyjską nie chodzi przecież o abstrakcyjną "prawdę o Katyniu", ta jest bowiem domeną politycznych deklaracji, które nie posiadają zresztą żadnych konsekwencji prawnych. Polskim obywatelom chodzi o prawo i o obowiązek. "Pragnę podkreślić - pisze Witomiła Wołk-Jezierska - że wszystkie nasze starania w sprawie katyńskiej są oparte wyłącznie na obowiązującym prawie i na naszym obowiązku wobec naszych najbliższych". Postępowanie przed Trybunałem wskazuje na sposób rozumienia stosunków polsko-rosyjskich. Powinniśmy w znacznie większym stopniu dążyć do rygorystycznego przestrzegania prawa, a znacznie mniejsze znaczenie przywiązywać do politycznych przełomów. Obywatele polscy wskazali słuszną drogę postępowania, a od rządu należy oczekiwać, że wsłucha się w ich głos i wyciągnie z tego stosowne wnioski, tak aby Rzeczypospolitej zostało zwrócone wszystko to, co jej się słusznie należy.

Cały artykuł prof. Włodzimierza Marciniaka w „Naszym Dzienniku”.

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych