W "Naszym Dzienniku" ciekawa rozmowa Macieja Walaszczyka z Jackiem Sasinem, zastępcą szefa Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, kandydatem na posła z listy Prawa i Sprawiedliwości.
Sasin opisuje m. in. moment przejęcia władzy przez ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. Ocenia, że mogło chodzić o szybkie przejęcie aneksu do raportu z likwidacji WSI:
Michałowski wydawał dyspozycje, by w trybie pilnym zaplombować sejfy prezydenta oraz szefa kancelarii i BBN. Chodziło o to, by położyć na tym dokumencie rękę, a potem przy pierwszej sposobności zapoznać się z nim. Miała wtedy miejsce próba przekonania mnie, ministra Andrzeja Dudy oraz Macieja Łopińskiego, by aneks został przekazany panu Komorowskiemu. Zdecydowanie się temu sprzeciwiliśmy, podkreślając, że marszałek nie jest jeszcze prezydentem, a jako czasowo pełniący jego obowiązki nie ma ustawowego prawa zapoznania się tym dokumentem. Pan Komorowski wówczas nie otrzymał go, choć próbował. Oprócz tego bardzo wyczuwalne było po stronie przeciwników Lecha Kaczyńskiego silne parcie na władzę absolutną. Nie było wyborów, ale była katastrofa i to parcie na władzę jeszcze się zwiększyło. Oni wreszcie nie mieli na swej drodze prezydenta, ostatniej przeszkody do zawładnięcia przez PO całym państwem. Gdy po 10 kwietnia nadarzała się ku temu okazja, nie chciano czekać ani minuty dłużej.
Moi koledzy ministrowie, którzy byli wezwani 10 kwietnia przed oblicze marszałka Komorowskiego, tak to odbierali. Komorowski od razu czuł się prezydentem, wręcz przebierał nogami, by objąć tę funkcję. Ja również to odczułem, gdy spotkałem się z nim w niedzielę po katastrofie. Przypomnijmy, Marek Wikiński z SLD relacjonował, że na konwencie seniorów, którego gospodarzem był Komorowski, zobaczył "stado sępów". Sami słyszeliśmy z Maciejem Łopińskim od personelu obsługującego gości w jednej z placówek prezydenckich w Warszawie, jak niedługo po katastrofie świetnie bawili się na zakrapianym alkoholem spotkaniu Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski. Według relacji byli wówczas w doskonałych nastrojach i w pewnym momencie Komorowski miał podobno powiedzieć do Sikorskiego: "Lecha nie ma, ale został nam jeszcze ten drugi". Na co Sikorski: "Nie martw się, Bronek, mamy jeszcze jedną tutkę". Jak nam mówiono, takie słowa tam wtedy padały.
Sasin tak mówi o swoim starcie w wyborach i poparciu, którego udzielła mu Marta Kaczyńska:
Bardzo ważnym powodem tego, że kandyduję w tych wyborach, jest zobowiązanie, jakie mam wobec prezydenta. Był on ojcem mojej kariery publicznej i państwowej. Współpracowałem z nim w samorządzie warszawskim. Powrócił tam wtedy pewien etos, podobny do tego, który z taką nostalgią wspominamy, rozmawiając czasem o II Rzeczypospolitej. Mieliśmy za prezydentury Lecha Kaczyńskiego w Warszawie poczucie, że nasza praca miała głębszy sens, mieliśmy misję. To mnie wtedy ukształtowało. Potem zostałem wojewodą mazowieckim, a w 2007 r. trafiłem do Kancelarii Prezydenta RP. Miałem tam okazję bezpośrednio rozmawiać z Lechem Kaczyńskim m.in. na temat tego, jak on postrzegał Polskę i politykę. Pamiętam, że na rok przed śmiercią powiedział, że polska scena polityczna mocno się przemodelowała i utraciła linię podziału na postkomunizm i partie postsolidarnościowe, że dzisiaj główną siłą postkomunistyczną nie jest wyrastający z komunizmu SLD, ale Platforma Obywatelska. Chodziło o to, że postkomunizm nie jest kwestią tylko korzeni i biografii, ale postawą, w której państwo traktuje się jak swoją własność. Platforma stała się właśnie taką partią władzy, bezideową masą, której zadaniem jest prywatyzacja państwa. Wtedy takie stwierdzenie było szokujące, ale dziś widzimy, że to nie SLD jest zagrożeniem dla demokracji, ale Platforma. To partia, która w życiu publicznym wytwarza taką mgłę niekompetencji i ukrywania przed ludźmi prawdziwego obrazu państwa, że mało kto ma pojęcie, jak obecna władza funkcjonuje. Prezydent podkreślał, że ludzie jego pokolenia powoli będą odchodzić z polskiej polityki, a jej przyszłością są ludzie z mojego pokolenia, którzy powinni kontynuować misję wyrwania państwa z tego uwikłania w postkomunizm.
Sasin uważa, że nie znamy obecnie realnego stanu państwa:
Znajdujemy się na progu takiego przełomu [jakiego doświadczyły Węgry]. Przecież informacje przekazywane nam na temat sytuacji państwa są niewiarygodne, nie wiemy, jak jest faktycznie. Osobiście nie mam wątpliwości, że rząd kłamie, jeśli chodzi o sytuację finansów publicznych. Tydzień temu brałem udział w debacie wyborczej z politykiem PSL. W kuluarach oświadczył mi, że o tym, jaka jest sytuacja finansów państwa, dowiemy się dopiero po wyborach. Mówił to człowiek, który jest uczestnikiem koalicji rządowej, a więc nawet w nieoficjalnych rozmowach przyznają oni, że nie wiadomo, co czeka nas po 9 października.
Cały wywiad - w "Naszym Dzienniku".
Prej
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/119683-nie-martw-sie-bronek-mamy-jeszcze-jedna-tutke-jacek-sasin-w-naszym-dzienniku-o-pierwszych-dniach-po-katastrofie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.