Do wyborów już bliziutko. Większość kandydatów już się zorientowała, że tysiące głosów nie przyjdą same i muszą po prostu dotrzeć do tych 3 000, czy nawet i 10 000 osób, które skreślą kwadracik przy nazwisku kandydata. Lepiej późno niż wcale, prawda? Oczywiście dla wyborców oznacza to same niewygody. Kasowanie dziesiątek zaproszeń na Facebooku, czy maili powiadamiających że na Twitterze uważnie śledzi nasze wrzutki kandydat z okręgu numer pińcet na miejscu numer dziewińć. Po wyborach profile oczywiście opustoszeją, a posłowie elekci ciemnego luda będą widywać jedynie w przebitkach z Faktów. Taką już cykliczną naturę ma nasz żywot.
Sam przyjąłem do znajomych już kilkunastu kandydatów i kandydatek. Moją uwagę – prócz dziesiątek głupkowatych spotów, które wyjątkowo obrodziły w tegorocznej kampanii – przykuła ostatnio kandydatka partii, które nazwę litościwie pominę. Walor kandydatki stanowi rzecz jasna uśmiechnięta miła buzia (no dobra, ze swoją urodą mogłaby mojej Żonie wiązać sznurówki, ale nie bądźmy zbyt wymagający!), chód modelki, takież nogi, etc. Przynajmniej na to wskazuje kadrowanie spotu. Ale jest coś więcej. Kandydatka mówi nam, iż z wykształcenia jest ekspertem od funduszy unijnych oraz „zna sposoby pobudzania gospodarki” i jest „zdeterminowana je zastosować”. Gdy o tym usłyszałem, aż krzyknąłem z wrażenia. Jeniusz! Grzegorz Kołodko i Hilary Minc w jednym – i to w spódnicy! Kandydatka nie dość, że nas pobudzi, to jeszcze zrobi to skutecznie i ma na to niezawodne sposoby, które najwidoczniej nie śniły się ani Obamie, ani Greenspanowi, nie wspominając takich kmiotków jak Mises, Rothbard czy nawet Vincent-Rostowski.
Nie muszę chyba mówić, że jako drobny przedsiębiorca marzę o tym, by pobudzać mnie musiała jedynie Małżonka, zamiast zastępu płatnych urzędasów, których chorą działalność pobudzającą muszę utrzymywać z własnej kieszeni, na której wiszą jeszcze inne zastępy zawodowych nierobów.
Ta pani to oczywiście przypadek jeden z wielu, bo innych tego typu „ekspertów” i uzdrawiaczy w okolicach wyborów przyroda ogląda wielu. Choćby Pana Naczasa z łódzkiej PZPR, który gospodarkę pobudzi okradając Kościół i fakturując ssaki leśne i miejskie. Wszystko to wywołało u mnie dwa skojarzenia.
Po pierwsze, to wszystko przypomina mi jeden z odcinków świetnego reality show z udziałem Donalda Trumpa – oczywiście chodzi o „The Apprentice”. Cóż tam takiego się wydarzyło? Otóż, cały show polega na tym, że w castingu wybierani są ludzie, którzy – jeśli wygrają – zostaną zatrudnieni w Trump Organisation na stanowiskach menedżerskich. Ich rywalizacja polega na jak najlepszych wypełnianiu zadań sprzedażowych, marketingowych, etc. stawianych im przez Trumpa i jego ekipę. W jednym z cykli na dzień dobry stadko młodych karierowiczów zostało poproszone o podzielenie się na dwie grupy i wytworzenie oraz sprzedanie jak największej liczby litrów lemoniady. Gdzie? Na ruchliwych chodnikach Nowego Jorku. Oczywiście ich teoretyczne umiejętności (jako żywo przywodzące na myśl kompetencje zdobywane na unijnych szkoleniach) zdały się na nic. Sądzę, że wszystkich wyborczych specjalistów od gospodarki należałoby najpierw sprawdzić przy ladzie, ewentualnie w biurze raczkującej firmy. Kto nie zaryzykował nigdy własnych pieniędzy, ani nikomu nic nie sprzedał uszczęśliwiając kupującego – powinien spadać na drzewko. Wiecie już dlaczego demokratyczny parlament nie przegłosuje nigdy żadnego cenzusu? No, to już wiecie.
Drugie skojarzenie, wybaczcie ale związane z moją profesją. Z wykształcenia jestem architektem i z branżą budowlaną łączy mnie wiele. Ostatnio poznałem technologię, która zmieni w Polsce (w USA już to zrobiła) oblicze fizyki budowli i budownictwa w szczególności. Termoizolacja natryskowa, bo o nią chodzi, to wynalazek, który ostatecznie rozwiązał w latach 80. problem mostków termicznych. Pewnie już przestali Państwo rozumieć, o czym piszę, więc wytłumaczę po ludzku. Gdy buduje się dom, należy go zaizolować termicznie. Po co? By zimą nie było zimno (energia ucieka z domu przez mostki termiczne), a latem nie było gorąco (energia wnika do środka). Zazwyczaj robi się to wybierając dobre okna i obkładając ściany i dach płytami wełny mineralnej albo styropianu. Łączenia tych płyt, albo miejsca gdzie te materiały położono cieniej (pan budowlaniec potrzebował akurat zabrać do domu), to oczywiście mostki termiczne. Z tym problemem nie poradzono sobie odkąd Pan Bóg (pseudonim „Wielki Wybuch”) stworzył świat. Aż wreszcie zdolni Amerykanie pomyśleli sobie tak: „A gdyby tak wymyślić materiał, który stworzy jedną wielką warstwę bez żadnego łączenia i będzie równie dobry, jak materiały tradycyjne?”. Jak pomyśleli, tak zrobili. W ten sposób w garażowej fabryczce w Teksasie powstały piany poliuretanowe z domieszką naturalnych olejów roślinnych, które dzięki temu nie śmierdzą, są ekologiczne, a równocześnie mają dożywotnią gwarancję producenta. To ostatnie jest szczególnie ważne. W odróżnieniu bowiem od wełny, piany poliuretanowe z Teksasu nie podlegają z czasem erozji. Czy to ważne? Mój sąsiad przekonał się o tym ostatnio, gdy odkrył dzięki kamerze termowizyjnej, że wełna którą obłożył poddasze zbiła się w sobie już na tyle, że szpary między jej płytami powodują przemarzanie sufitu na poddaszu do -6 st. Celsjusza. Dobre, co? Dzisiaj w ten sposób izoluje się poddasza, fundamenty i ściany na całym świecie, redukując koszty ogrzewania nawet o 50% (na Florydzie władze stanowe nawet zachęcają do stosowania tej technologii, gdyż piana stabilizuje zadaszenie, dzięki czemu jest trwalsze na wypadek huraganu!). A w Polsce?
A w Polsce rząd uzależnia obywateli od ruskiego gazu, który kupujemy po cenach, które nasi sarmaccy przodkowie określiliby mianem „bajońskich”. Równocześnie nie wiemy nawet czy w pewnym momencie – mimo terminowego regulowania płatności – jakiś moskiewski imperator nie zakręci kurka. Nasi urzędnicy mają gdzieś to, czy nasze domy są trwałe, ważne żebyśmy na czas odprowadzili podatek od nieruchomości oraz cierpliwie poczekali na pozwolenie na budowę, ewentualnie posiłkowali się kopertą... Deweloperzy budują z byle czego, prywatni inwestorzy żałują pieniędzy na porządną izolację każdego rodzaju, ale na plazmę pieniądze wydają lekką ręką. Z drugiej wszakże strony otoczeni jesteśmy „ekspertami gospodarczymi” z parlamentu, którzy gospodarują chyba jedynie pianą, której ubijaniem zajmują się znacznie bardziej profesjonalnie.
Mam propozycję dla tych wszystkich państwa. Ci pierwsi niech już przestaną udawać, że robią cokolwiek, szczególnie w temacie dywersyfikacji źródeł energii, czy obniżania jakichkolwiek opłat. W związku z tym, że z mojej rady na pewno nie skorzystają, mam również propozycję dla obywateli. Przestańcie na nich liczyć i zadbajcie o siebie sami. Jeśli budujecie dom, to ostatnie na czym oszczędzajcie to materiały. Nie tylko będziecie dłużej żyli, ale i mniej płacili za ogrzewanie, prąd, ale i remonty. Dlaczego? Bo słaby materiał, to gwarancja remontu. Nie budujcie z byle czego, licząc na to, że Pawlak w końcu wynegocjuje w Moskwie niższe stawki za gaz. Pomyślcie chwilę sami, on za Was nie pomyśli. W tym też sensie, piany z Teksasu, sprowadzane do Polski przez niezwykle przedsiębiorczą Polską Grupę Izolacji Natryskowych z Poznania, która nigdy nie wzięła ani grama publicznych pieniędzy na innowacje, czy szeroko pojęte unijne nicnierobienie – zyskują znaczenie polityczne, może nawet i metapolityczne.
Tekst sponsorowany
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/119629-wyborczy-eksperci-gospodarczy-czyli-boze-bron-mnie-od-przyjaciol-w-okolicach-wyborow-przyroda-oglada-ich-wielu