Lisicki: "Ktoś, kto nie potrafi skutecznie bronić tego, co dla niego powinno być najświętsze, nie może oczekiwać szacunku od innych"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

W dość ożywionej dyskusji wokół coraz intensywniejszego zjawiska poniżania chrześcijan w Polsce (na świecie to już norma) głos zabrał redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Paweł Lisicki.

W felietonie "Ofiara prawnie doskonała" Lisicki zwraca uwagę na - wyraźnie zauważalną - eskalację ataków na wyznawcówch Chrytusa; nie ma przecież tygodnia, by któryś z lewicowych "tygodników opinii" nie zechciał podbudować sobie sprzedaży profanacją krzyża, wizerunku Matki Boskiej, obrazą Ojca Świętego czy też wyeksponowaniem któregoś z obrazoburców. No i wreszcie - symboliczna promocja ZADEKLAROWANEGO satanisty przez nadawcę publicznego.

Zdaniem Lisickiego - to zjawisko już właściwie wpisane system. Jego istotą jest drażnienie chrześcijan w celu wywołania zainteresowania. Drażnienie o tyle bezpieczne, że zazwyczaj nieprzekraczające skali niegroźnego poruszenia. Nie ma więc już co pytać, dlaczego bluźniercy nie uderzają w muzułmanów czy Żydów. Odpowiedź jest oczywista - to chrześcijanie, a nie wyznawcy innych religii są "ofiarą prawie idealną".

Prowokowanie chrześcijan jest bezkarne, łatwe i korzystne. Przynosi potrzebny rozgłos i budzi respekt, przynajmniej wśród coraz większej grupy ludzi pozbawionych korzeni i kulturowej wrażliwości. Nie pociąga za sobą ryzyka. Jest jak kopanie bezbronnego. Zgromadzony wokół tłum naigrawa się i rechocze. I zachowuje dobre samopoczucie, bo mniema, że ów bezbronny dysponuje potęgą.

Liciski ocenia, że "wobec sprytnych prowokatorów Kościół okazał się łatwym żerem". Owszem, "życie przejawia jeszcze w święta", ale "w sensie politycznym i cywilizacyjnym możni tego świata coraz mniej się z nim liczą". Z czym trudno się nie zgodzić. Dalej Lisicki stwierdza:

Zresztą, Bogiem a prawdą, dlaczego mieliby to robić? Ktoś, kto nie potrafi skutecznie bronić tego, co dla niego powinno być najświętsze, nie może oczekiwać szacunku od innych.

Można pytać, czy Kościół swoich najświętszych symboli "nie potrafi skutecznie bronić", czy też w tych warunkach cywilizacyjnych i tak nie ma na to szans. Na pewno jednak wielu katolików zauważa niepokojącą pasywność Kościoła w sprawach publicznego znieważania krzyża, Biblii czy wizerunku Matki Boskiej. Oczywiście, wielu odpowie, że zbyt wyrazisty sprzeciw, wykraczający poza alegoryczne wezwania do szacunku dla krzyża, tylko przyspiesza niebezpieczne procesy; dziś już jednak wiemy, że brak oporu nie zmienia nic w ogólnym trendzie. Bo po drugiej stronie mamy nie zwolenników spokoju, ale agresywnych reżyserów społecznych.

Może rację ma Robert Krasowski, który w trakcie debaty o polskim Kościele - w redakcji "Rzeczpospolitej" zresztą - stwierdził, iż polski Kościół od dawna ma głębokie poczucie własnej słabości, i dlatego boi się powiedzieć "sprawdzam" w jakiejkolwiek sprawie? Ta teza wygląda prawdopodobnie, byłaby również możliwa do zaakceptowania, ale pod jednym warunkiem: gdyby towarzyszyła jej jakakolwiek inna strategia, dostosowana do możliwości. A tymczasem strategii najwyraźniej brak. Zamiast planu działania mamy bierne oczekiwanie na to, co przyniesie przyszłość, a chwilami nawet... wsparcie dla przyspieszaczy laicyzacji.

W pewnym sensie Kościół stał się ofiarą pęknięcia Polski na część pisowską i część platformerską. Obie partie mają w Kościele, także wśród biskupów, swoich zwolenników, którzy zdają się przede wszystkim pilnować nawzajem - tak, by nikt nie zdobył trwałej przewagi. Dokonała się więc swego rodzaju kolonizacja Kościoła przez świat polityki. Sparaliżowany Kościół nie jest już w stanie narzucić czegokolwiek światu zewnętrznemu.

Klasycznym przykładem stała się afera wokół promocji satanisty w TVP; słuszny sprzeciw wielu biskupów - w tym "non possumus" biskupa Wiesława Meringa - nie zyskał wyrazistego poparcia biskupów kojarzonych z PO. Owszem, padły słowa oburzenia, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że miały charakter nieco rytualny. Zauważalne wpływy niektórych biskupów w mediach publicznych nie zostały użyte dla załatwienia tej sprawy. Zapewne z obawy przed domniemanymi zyskami politycznymi jednej ze stron polskiego konfliktu. Bo przecież TVP kierują ludzie PO. Co więcej, Kościół - poza słowami - nie sięgnął po żaden z wielu możliwych środków nacisku.

I tak oto kolejna granica została przekroczona: już nie tylko stacje prywatne prowadzą wojnę z chrześcijańskim dziedzictwem, ale także media publiczne. Czyli robią coś, czego nawet TVP Roberta Kwiatkowskiego nie śmiała robić. Teraz pewnie zaproszą na antenę Pospieszalskiego, i będą głosili, że jest pluralizm: bo mają satanistę, i chrześcijanina. Argument, z którego "Satanas", o którym śpiewa Darski, byłby dumny.

W wojnie z coraz bardziej bluźnierczymi mediami jedno tylko narzędzie wydaje się obiecujące: bojkot reklamodawców wspierających media poniżające chrześcijan. To rozwiązanie, po które trzeba będzie sięgnąć.



Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych