Teatrzyk „Przegniły batonik” przedstawia sztukę podróżniczą „W autobusie”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Teatrzyk „Przegniły batonik” przedstawia sztukę podróżniczą „W autobusie”

Osoby:

Donald Tusk – premier

Paweł Graś – wierny giermek premiera

Igor Ostachowicz – macher premiera od piaru

Kierowca

Miejsce: wnętrze autokaru, którym premier objeżdża Polskę. Tusk drzemie na specjalnej leżance, obok Graś i Ostachowicz, dalej inni członkowie świty.


Tusk (budząc się): Co jest? Dlaczego stoimy?

Graś (ze spokojem): Stoimy już od pół godziny.

Tusk (poirytowany): Jaja sobie robicie? Przecież się spóźnię na mecz!

Graś: Trudno, Donek. Ruch wahadłowy jest. Polska w budowie.

Tusk: Co ty mi tu!… Te kity to my mamy ludziom wciskać. Niech BOR włączy bomby i jazda.

Ostachowicz: Przecież nie mamy eskorty. Sam się zgodziłeś, jak ci powiedziałem, że to będzie źle wyglądać.

Tusk (zrezygnowany): A rusza się coś chociaż?

Kierowca (odwraca się): Idzie, panie premierze. Powoli, ale idzie. Jeszcze tak ze cztery kilometry i przejedziemy. Jakieś dwie godzinki, nie więcej.

Tusk (załamany): No to kicha. Po meczu. Ech… (ożywia się) Powiedzmy, że to sytuacja nadzwyczajna. Paweł, dzwoń na policję, niech tu miejscowi przyjadą radiowozem i nas popilotują.

Graś: Już dzwoniłem. Nie da rady. Raz, że wyczerpali tydzień temu limit na paliwo i mają uziemione wszystkie radiowozy, a dwa, że i tak by nas stąd nie wyciągnęli. Za wąsko jest. Nie ma gdzie zawrócić.

Tusk (z nagłą wściekłością do Ostachowicza): A to ostatnie spotkanie to była klęska! Miałeś pilnować, żeby ludzie się tekstu nauczyli! Mieli być sami pewni, bez zaskoczeń. A tu wyskakuje ta baba i mnie napada o emeryturę. Potem ten dziad coś zaczął pokrzykiwać o Smoleńsku, potem następny o stoczniach i potem już wszyscy. A to autostrady, a to podatki… A skąd im wezmę?! Co ja, święty Mikołaj jestem?!

Ostachowicz: Donek, szukaliśmy w całej wsi. Znaleźliśmy jednego, co podobno cztery lata temu na nas głosował, ale się nie przyznaje. Co ja poradzę? Poza tym sam im obiecywałeś…

Tusk: Co ty, z księżyca spadłeś?! Ja im mogę nawet po sto milionów obiecać, jak kiedyś Wałek. I co z tego? Jutro jedziemy pociągiem. Tylko pasażerów mi dokładnie dobrać, żeby się żaden prowokator z papryką nie prześlizgnął. A teraz cisza ma być. Muszę odespać. Przecież bladym świtem się zerwałem…

Kurtyna cicho opada, aby nie zmącić snu pana premiera

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych