Raport Fundacji Republikańskiej o zawodach z ograniczonym dostępem mógłby stać się niezłym przyczynkiem do merytorycznej dyskusji w kampanii wyborczej. Niestety, żadna z partii nie zdołała i nie chciała się nad nim pochylić. O ile w przypadku rządzącej Platformy Obywatelskiej jest to dosyć oczywiste (wszak nikt kto rządzi nie chce się chwalić tym, że jest źle), o tyle brak reakcji ze strony Prawa i Sprawiedliwości może zdumiewać. Wszak to w ciągu dwóch lat rządów tej partii, z mniejszym lub większym (częściej z mniejszym) powodzeniem próbowano rozbić sufit, od którego co roku odbijają się absolwenci prawa czy medycyny. Brak reakcji z jednej, jak i z drugiej strony jest świetną ilustracją tego pod jakim hasłem upływa mijająca już kampania. Hasłem bylejakości.
Rok 2005 przyniósł wielki spór Polski solidarnej z Polską liberalną. Obie te wizje bardziej uzupełniały się niż wykluczały, a przede wszystkim były efektem odrzucenia przez społeczeństwo atmosfery z czasów afery Rywina i rządów SLD. Dwa lata później Donald Tusk świetnie wyczuł nastroje społeczne i przy poparciu mediów (co nie było i niestety dalej nie jest bez znaczenia) poprowadził Platformę do zwycięstwa, rzucając hasła drugiej Irlandii, cudu gospodarczego i otwarcia się na Europę. Obie te kampanie niosły ze sobą pozytywny przekaz, zachętę do ruszenia się sprzed telewizorów i grillów do lokali wyborczych. Tegoroczna nie ma w sobie tych emocji, tego poweru, czuć, że obu sztabom największych partii - jak nazwałby to Eryk Mistewicz - zabrakło pomysłu na narrację.
Taką narracją mogłaby się stać gospodarka i sposoby na wyjście z nadciągającego (trwającego?) kryzysu, i faktycznie gdzieś w tle ten temat istnieje. Problem w tym, że różnice pomiędzy dwoma największymi ugrupowaniami (a można śmiało do tego wliczyć pozostałe partie z parlamentu) są znikome. O wiele łatwiej skupić się na jeżdżeniu w teren, z jednej strony z krytyką rządu, a z drugiej z jazdą tuskobusem i spędzaniu sympatycznych chwil z kołami gospodyń wiejskich i lokalnymi władzami. Ktoś słusznie powie, że opozycja ma święte prawo krytykować rząd. Owszem, ale my jako wyborcy mamy równie święte prawo wymagać pozytywnego przesłania, konkretów i do bólu merytorycznych analiz. Zwłaszcza, że w PiS jest od tego coraz więcej osób.
Coraz więcej, bo otwarcie się partii Kaczyńskiego na środowiska uczelniane (liczne grono profesorskie) i ośrodki analityczne (Instytut Sobieskiego, Fundacja Republikańska) pozwala nie tylko myśleć o zwycięstwach w debatach z ekspertami ze strony rządowej, ale przede wszystkim mieć nadzieję na inne spojrzenie na problemy Polski. Problem z ‘nowym’ (bo przecież Ci ludzie działali od jakiegoś czasu w przestrzeni publicznej) skrzydłem PiS jest taki, że ciężko uwierzyć w to otwarcie partii. Weryfikację tego czy nie staną się oni zwykłymi partyjnymi żołnierzami będzie można przeprowadzić po wyborach, w trakcie posiedzeń i głosowań nowego Sejmu. A może przyciągnięcie nowych, kompetentnych i często młodych osób na listy jest tylko próbą poszerzenia elektoratu? Choćby w Warszawie, gdzie przy nieobecności na listach Kongresu Nowej Prawicy i Unii Polityki Realnej, jednym z najbardziej wolnorynkowych kandydatów wydaje się być Przemysław Wipler, który już zresztą dostał poparcie od Marka Jurka. Ciekawe jak ze swoimi wolnorynkowymi poglądami zmieści się w partii – delikatnie mówiąc – niekojarzonej z wolnościowym podejściem do gospodarki. Inną przyczyną poszerzenia list PiS może być – jak zauważył Jacek Karnowski w „Uważam Rze” – chęć budowania opozycyjnego klubu, w którym znajdą się ludzie zdolni do wygrywania telewizyjnych i sejmowych debat. Chciałbym wierzyć, że jednak powody są inne.
Wreszcie sprawa mediów. Narzekania dziennikarzy i publicystów nad ‘brakiem rzetelnej i merytorycznej debaty’ idą w parze z promowaniem przez nich w serwisach ‘przekazów dnia’ i kompletnie błahych newsów w stylu napotkanych przez premiera w trakcie tournee ludzi, a z drugiej strony nad rozmyślaniami czy papryka będzie dobrym gadżetem dla partii Kaczyńskiego. Tak, wiem, szukanie narracji... Ale gdy media (łącznie z naszym portalem) nie wspominają o rewelacjach „Dziennika” w sprawie przejęcia przez Rosjan co piątej firmy zajmującej się wydobyciem gazu łupkowego w Polsce, to wcale nie dziwi fakt, że najjaśniejszymi postaciami tej kampanii są Staruch i Nergal. Swoją drogą – znów kalam własne gniazdo – niezwykłym posunięciem było zaangażowanie przez „Gazetę Polską” tego pierwszego jako felietonisty. Sprawa jego zatrzymania budzi wiele zastrzeżeń i należy ją wyjaśnić, ale – mówiąc Dariuszem Rosiakiem – nie jest to dobrze zapowiadający się młody socjolog ani więzień sumienia. Nie przesadzajmy, proszę, w tej wojnie kiboli Platformy z kibolami PiS. Po jednej i po drugiej partii za kilka, kilkanaście lat nie będzie śladu, a niesmak pozostanie.
Jedyne analizy tego w jakim stanie jest państwo, poza kwartalnikami w stylu „Rzeczy Wspólnych” czy „Arcanów”, można czasem znaleźć – jak w ostatnim numerze – w „Uważam Rze”. Co po drugiej stronie? Będąc kiedyś w radiowej Trójce na nagraniu jednego z odcinków „Biura rzeczy znalezionych”, zapytałem Jadwigę Staniszkis o „Gazetę Wyborczą”. Pani profesor odpowiedziała, że tym środowiskiem nie warto się zajmować, że nie jest w stanie zaproponować dziś żadnej sensownej debaty, że jest totalnie wypalone. Wypowiedź potraktowałem nie do końca na poważnie, ale sądząc po absurdalnych atakach na publicystów „Rzeczpospolitej” po tym gdy jacyś idioci wymalowali debilne hasła w Jedwabnem, widzę, że miała rację. Tylko czekam na te parę tygodni, gdy po wyborach Seweryn Blumsztajn dostanie zielone światło na walkę z faszystami z Marszu Niepodległości. Sądząc po ostatnim felietonie, widać, że Pana świerzbi, panie Sewerynie. Proszę się nie krępować, brunatna fala przecież wzbiera na sile.
Tak czy owak, cała ta kampania jest w tym roku strasznie blada. Nie widać na horyzoncie ani narracji, które pociągają za sobą tłumy, ani merytorycznych analiz, ani nawet kolorowych i ciekawych spotów. Gdyby nie kandydaci SLD (Naczas, Wijas, Wabnic – kto nie wie o co chodzi, niech wpisze te trzy nazwiska w google i obejrzy ich spoty), nie byłoby nawet śmiesznie. Licha ta kampania, dla każdej z partii przydałby się energy drink, może być nawet o smaku paprykowym. Licho. Ale pozostały jeszcze dwa tygodnie. Cisza przed burzą?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/119045-nie-przesadzajmy-prosze-w-tej-wojnie-kiboli-platformy-z-kibolami-pis
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.