Panie Andrzeju, przypomnijmy, jak to było z Pana rozstaniem z Kaczyńskim? Uwagi Zaremby do wywiadu z Urbańskim

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

- A tak się kleili, kręcili kuperkami, zapewniali, że są oddani - snuje Andrzej Urbański swoje rozważania o twórcach PJN w wywiadzie dla "Uważam Rze".

Bracia Karnowscy przypominają mu: Pan też odszedł od Jarosława Kaczyńskiego. - Ale go nie opluwałem - replikuje były prezes telewizji.

Na to bracia nie ustępują, przypominają jego artykuł z 1993 roku w Gazecie Wyborczej.  Więc Urbański zapewnia, że chodziło tylko o obronę dobrego imienia polityka Unii Demokratycznej Jana Lityńskiego, któremu Jacek Kurski, twórca kampanii PC, wypomniał komunistyczne korzenie.

Rzecz dotyczy odległych czasów i wymaga dobrej pamięci. Urbański ma częściowo rację: samo jego rozstanie z Kaczyńskim było następstwem normalnego sporu politycznego: o stosunek do rządu Suchockiej.  Tak się jednak składa, że pisząc w zeszłym roku biografię Jarosława Kaczyńskiego, zajrzałem do jego tekstu z Wyborczej, napisanego w rok po zerwaniu, w obliczu kampanii wyborczej.

Pecetowiec przedzierzgnięty w liberała rzeczywiście  krytykował w nim kampanię PC z 1993 roku wymierzona zwłaszcza w Lityńskiego. Artykuł był jednak zarazem wielkim atakiem na samego Kaczyńskiego. Przedstawiał go jako człowieka małostkowego, pełnego uprzedzeń i nieufności wobec świata. I przeciwstawiał światłym elitom skupionym w UD. Był to faktycznie akt przystąpienia Urbańskiego do tych elit. Przyznajmy później nie do końca skonsumowany.

Skądinąd podjazdowa wojna między nimi wcale się nie skończyła. Będąc sekretarzem stanu w kancelarii Buzka Urbański, bardzo wpływowy pod koniec rządu AWS,  wyraźnie obcinał Lecha Kaczyńskiego jako ministra sprawiedliwości. Zalecał rządowym urzędnikom aby jego zasługi przypisywać szefowi MSWiA Markowi Biernackiemu, miał też duży udział w operacji jego usunięcia z rządu wiosną 2001 roku. Potem twierdził całkiem co innego, ale to już w czasach kiedy był u tegoż Lecha Kaczyńskiego wiceprezydentem Warszawy. A Kaczyński kwitował te wyjaśnienia wybuchami śmiechu - pisząc wywiad rzekę z ówczesnym prezydentem Warszawy, byłem tego świadkiem.

Jeśli to dziś przypominam, to wcale nie po to aby szkodzić Urbańskiemu, jak się zdaje znów szukającemu miejsca w obozie Kaczyńskiego. Chcę raczej pokazać ludziom, którzy zerwanie z tym liderem traktują jako "haniebną zdradę", że sam prezes PiS podchodzi do przeszłości pragmatycznie. Z jednej strony polska polityka zaludniona jest przez liczne postaci „ukąszone przez Kaczyńskiego” (przez Tuska też – to dwa pokaźne  zbiory). Z drugiej, historia pokazuje, że czasem są to rozstania po wsze czasy. Ale czasem – wcale nie.

Dlaczego Urbański został przywołany już w roku 2002? Jedni twierdzą, że  bracia Kaczyńscy mieli sentyment do dawnych towarzyszy broni z początku lat 90., z którymi zaczynali w niełatwych warunkach batalie przeciw establishmentowi, Można też wybrać interpretację praktyczniejszą: chcieli mieć przy sobie kogoś skrajnie pragmatycznego, kogo uznawali za cennego łącznika w kontaktach z biznesem czy liberalnymi kręgami, łącznie z Agorą. I taką rolę Urbański faktycznie odgrywał. Jeszcze nawet jako prezes telewizji - sprowadzenie przez niego do TVP 2 Tomasza Lisa było grą PiS aby za cenę ustępstw utrzymać choć częściowy wpływ na program.

A to już przyczynek do kolejnej uwagi: moralistyczni wyznawcy prezesa skłonni są widzieć jego kolejne formacje jako zwarte oddziały krzyżowców, jeśli nie błędnych rycerzy. On sam, choć używa czasem w sporach wojennych analogii – tak na swój obóz nie patrzy. Ani na politykę.

To zresztą nie jedyny  dawny odstępca w późniejszym, a często dzisiejszym otoczeniu Kaczyńskiego. W obecnym kierownictwie PiS jest na przykład wielu polityków, którzy zerwali z Kaczyńskim w latach 1997-1999 wybierając związki  z AWS. Krzysztof Tchórzewski, Kosma Złotowski, ba od pewnego momentu nawet Marek Kuchciński czy Krzysztof Jurgiel, wybrali taką drogę, kiedy prezes  był spychany na margines. Także Adam Glapiński czy Sławomir Siwek opuścili Kaczyńskiego w trudnych dla niego momentach, bo w obliczu przegranych wyborów 1993. A jednak po roku 2005 zostali wynagrodzeni atrakcyjnymi stanowiskami.

I znowu, wygrywał za każdym razem realizm. Różnie się zresztą mówiło o metodach, jakimi ci politycy odzyskiwali potem pozycję przy liderze, zwłaszcza w czasach gdy okazał się zwycięski - to a propos owego "kręcenia kuperkami". Czym prędzej spojrzymy na politykę trzeźwo, jako na przestrzeń, w której zdarzają się polityczne rozstania i również powroty, tym większych unikniemy rozczarowań.

Jeśli zobaczycie w przyszłości Adama Bielana, Pawła Kowala czy Elżbietę Jakubiak przy Kaczyńskim, a jak pokazuje historia ostatnich lat nie jest to niemożliwe,  wszystkie deklamacje o "haniebnej zdradzie" zaczną pobrzmiewać nieznośnym patosem. Nie mówię, że tak będzie, ale w Urbańskiego przy Kaczyńskich też nie można było uwierzyć.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych