Marazm schyłku wojny? "Być może po raz pierwszy od lat przedwyborcze sparingi nie odegrają w wyborach żadnej roli"

Najbardziej kuriozalna debata tej kampanii. Fot. wPolityce.pl
Najbardziej kuriozalna debata tej kampanii. Fot. wPolityce.pl

Mamy do czynienia z kampanią wyborczą nudną jak flaki z olejem. Ożywiać ją potrafią od czasu do czasu jedynie najwięksi obrońcy wolności słowa w naszym kraju, czyli sędziowie. Otóż to, co jest moim zdaniem najbardziej wyrazistą cechą tej kampanii, to jej totalny marazm. Patrząc po przekazach medialnych widać, że niewielu ona bawi. Nawet propagandziści odwalają ją jakby z musu.

Zabawa w kotka i myszkę, czyli próby ustawiania Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska na debatę raziły jałowością, były doskonałym wyrazem zmęczenia tą kampanią, która tak naprawdę trwa od roku. Te debaty, do których doszło - z całym szacunkiem dla refleksu dziennikarzy Polsatu - nie mają szans wpłynąć na wynik wyborów, być może po raz pierwszy od lat przedwyborcze sparingi nie odegrają w wyborach żadnej roli.

To już taka I wojna światowa jesienią 1918 roku. Krwawa, ale dowództwa zajmują się już przede wszystkim tym, żeby im się wojsko nie rozeszło do domów.

Co dopiero szeregowi. Rozmawiałem kilka dni temu z Pawłem Śpiewakiem. Jest znanym z telewizora „profesorem od polityki”, no więc, gdy były wybory, to z reguły podchodzili do niego ludzie na ulicy i pytali o kampanię, kto wygra, i tak dalej. Teraz nikt się nie pyta, co najwyżej czasem dzwonią dziennikarze, a i oni są wyraźnie znudzeni.

Myślę, że Polacy, dotyczy to też mediów, się wypalili i widać oznaki marazmu. Walka była zbyt intensywna i często zbyt bezsensowna, żeby się tym nie wykończyć. Nie  chodzi o to, że się kłócili, bo możliwość kłótni oznacza wolność, a nie trzeba być wyznawcą Heraklita ani Hegla, by zauważyć, że konflikty bywają prorozwojowe. Ale w tym przypadku chodzi o jałowość tego sporu, jego emocjonalność, a często i nieuczciwość. Patrząc po swoim poletku, podejrzewam, że zaangażowanie realnie zaszkodziło samym dziennikarzom. Dobrze, że się kłócą, też się kłócę ile wlezie, czasem pewnie bez sensu. Ale jak kogoś ściga się z artykułu 212, to choćbym go serdecznie nie znosił, uważam, że powinniśmy go bronić. Tylko jak innych do tego przekonać, kiedy zamienili się w Hutu i Tutsi, i mają poczucie, że jedyne co ich łączy, to chęć poobcinania głów tym drugim?  

Chyba nasi Hutu i Tutsi też się zmęczyli (swoją drogą Rwanda to dziś bardzo bezpieczny jak na region kraj, a w parlamencie dominują… kobiety). Mam wrażenie, że straszenie Kaczyńskim jako Hitlerem i wmawianie, że Tusk zabił prezydenta, to już przeszłość, a nie przyszłość. Pozostanie to jak dupnik, zabawą dla koneserów. Szybkie i brutalne walki na ringu trwają zawsze krócej. Może więc sytuacja - także w mediach - wkrótce będzie przypominała scenkę z Kaczmarskiego opisującą sytuację na zgliszczach wypalonej wojną trzydziestoletnią Europy: „pordzewiały im szczątki pancerzy, dawne rany ropieją aż miło, długo w noc się kłócą - kto w co wierzy i o co w tym wszystkim chodziło.”

Felieton ukazał się na portalu SDP.PL

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych