Skąd Palikot w tytule jako kolejne imię? W krajach anglosaskich nazwiska są permanentnie używane jako drugie a nawet pierwsze imiona i to nie razi. Ale naturalnie chodzi mi o podobieństwa.
Janusz Palikot to dziś lider małej partyjki walczącej o przetrwanie. Ale jeszcze niedawno był to człowiek wielkiej partii, obecny w polityce przez swoje wypowiedzi.
Wspólną cechą tych wypowiedzi było przekraczanie kolejnych granic – estetycznych i etycznych. Choć polska polityka była w ostatnich latach bardzo brutalna, tylko Palikot (no może ktoś jeszcze, ale incydentalnie, on systematycznie) wymyślał rewelacje na temat życia prywatnego swoich przeciwników i używał tych wymysłów w debacie.
Zauważmy, Stefan Niesiołowski czy inni politycy górowali nad nim nienawistnymi emocjami, ale takiego tabu nigdy właściwie nie przekroczyli. Palikot robił to - z rozmysłem i na zimno.
Nie był to jego jedyny „wkład” w polskie życie publiczne. Na przykład jeszcze jako poseł PO Palikot wprowadził zwyczaj odwoływania się do prywatnych rozmów z innymi politykami, ujawniania tajemnic (także własnej partii), szydzenia sobie z cech charakteru itd. I znów – inni politycy byli w tych wszystkich dziedzinach zaledwie nieśmiałymi amatorami. On zawodowcem.
Ukoronowaniem tego kierunku postępowania jest jego wywiad-rzeka zdradzający sporo tajemnic Platformy. Można się naturalnie zastanawiać, czy uczynienie przemysłu z niedyskrecji pozwoli Palikotowi odegrać rolę poważnego polityka w przyszłości – żaden partner nie może mieć przecież do niego zaufania. Ale gdyby zdobył ponad pięć procent, niekoniecznie czeka go kordon sanitarny. A sławę, rozgłos ma już dziś.
To wykwit nowej epoki, ciekawe, że jednak w polskiej polityce ma tak mało naśladowców. Ale na obrzeżach polityki kandydaci na Palikota-bis się jednak pojawili. Na przykład Jan Filip Libicki.
Nie miałem do niego początkowo jednoznacznego stosunku. Mam świadomość, że w polskiej polityce jest sporo ludzi ukąszonych przez Kaczyńskiego i niekoniecznie jest to tylko ich wina. Niektóre jego uwagi dotyczące obozu pisowskiego uważałem za sensowne. Inne – za przesadne lub fałszywe. Sama wojna lidera PiS z ojcem posła Libickiego nie wydawała mi się chwalebna. Uważałem ją za błąd, podobnie jak za błąd uważam pochopne pozbycie się niektórych twórców późniejszego PJN.
Ale Libicki znalazł się w sytuacji paradoksalnej. Zdecydował się na akces do obozu PO w momencie, gdy partia ta zaczęła się przesuwać w lewo. To uczyniło go, wyraziście tradycyjnego katolika na dokładkę zdeklarowanego wolnorynkowca, mało wiarygodnym w snuciu merytorycznych rozważań o polityce. I zwróćmy uwagę, jak mało było ostatnio takich tematów na jego blogu. Ewolucja Platformy w „socjalliberalnym” kierunku czyni z Libickiego postać politycznie dziwaczną. Gdyby jeszcze był tam jak Jarosław Gowin od dawna, bronił swojej pozycji. Ale on tam przystępuje,
Libicki mógł tłumaczyć swoje wybory tylko na jeden sposób. Organizując swoje istnienie w polityce – głównie za pośrednictwem swego bloga – poprzez organizowanie krucjaty, czysto personalnej. Wymierzonej w Kaczyńskiego i w PiS. Dorównał tym zapale Waldemarowi Kuczyńskiemu z jego pisocentryzmem, z jego lekami i obsesjami, z tłumaczeniem wszystkich klęsk i nieszczęść, kraju i własnych, w jeden i ten sam sposób. Tyle że Kuczyńskiemu chodzi, sądząc z deklaracji, o całkiem inny model państwa i społeczeństwa niż Libickiemu.
Kuczyński jest raczej ofiarą swoich emocji niż oprawcą, trudno go więc porównywać do Palikota. Ktoś kto trzęsie się z wściekłości, poważnych szkód innym nie uczyni. Libicki próbuje pisać na zimno i ranić słowami. Piszę: próbuje, bo tak naprawdę emocja z niego nieustannie wyłazi. Ale przy okazji przekracza co i rusz granice. Usiłując ujawniać prywatne plotki, odwołując się do wiedzy, którą zyskał kiedyś od kogoś w zaufaniu jako polityk. Czyli sprzedając coś, co ma jeszcze do sprzedania. Skądinąd ma tego dużo dużo mniej niż Palikot.
Właśnie ogłosił swój atak na „Uważam Rze”, inspirowany sporem między tą redakcją a Markiem Jurkiem. Zarzuty Libickiego są konwencjonalne: redakcja jest „nieobiektywna”. Skądinąd niech Libicki wskaże „obiektywny” pozbawiony sympatii ideowo-politycznych tygodnik czy dziennik, to jeden z najbardziej absurdalnych zarzutów, który w ustach doświadczonego polityka brzmi zabawnie. Również branie w obronę Marka Jurka jawi się w wykonaniu Libickiego mało poważnie. Niedawno ostro go atakował za niedostateczny antypisizm, teraz użala się nad tym, że Piotr Zaremba nazwał ugrupowanie Jurka „mikroskopijną partyjką” Zaiste przejaw szczególnego barbarzyństwa na tle dzisiejszej publicystyki! Między innymi na tle języka jakim rozprawiał się sam Libicki – nie tylko z PiS, ale nawet z dawnymi kolegami z PJN
Nie bardzo wreszcie wiadomo, w czyim imieniu Libicki zapowiada „kordon sanitarny wokół pisowskich mediów”. Marek Jurek ma żal o to, że redakcja „Uważam Rze” nie zauważała jego środowiska, będę się upierał, że małego, ale istotnie konserwatywnego. Ale poseł Libicki kandyduje do Senatu z ramienia coraz bardziej socjalliberalnej Platformy. Która ma jak się zdaje wystarczająco mocne medialne wsparcie: „Gazety Wyborczej”, „Polityki”, „Newsweeka” czy „Wprost”. Tam Jan Filip Libicki powinien się zwracać, gdy oczekuje sympatii i wsparcia. Że to dziwny mariaż? Nie ja go wymyśliłem.
Naturalnie można się z Libickim do woli spierać, czy Paweł Lisicki rzeczywiście wykonuje zlecenia PiS. Odnoszę dokładnie odwrotne wrażenie, że jest uwikłany z Jarosławem Kaczyńskim w mocny spór. W tej sytuacji atakowanie go z tych pozycji jest, zwłaszcza wobec zmiany właściciela obu gazet : „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” presją w kierunku pełnego ujednolicenia rynku. Libicki chce aby te tytuły wyglądały jak „Wprost”, „Polityka” czy „Gazeta Wyborcza”. Nie Marek Jurek będzie profitentem takiej zmiany. Z pewnością.
Ale o ile to wszystko jest banalne i w dzisiejszych starciach dziennikarsko-politycznych nagminne, o tyle jest w rozważaniach Libickiego fragment perfidny. Palikotowy właśnie.
Oto Libicki oznajmia, że „jak wieść niesie”, prawie każdy tekst polityczny w „Rzeczpospolitej” jest „opiniowany” przez żonę jednego z wiceprezesów PiS.
Cóż to za gminna wieść? To stara wielbicielka Palikota Janina Paradowska napisała tak niedawno w „Polityce”. Wieloletnia przeciwniczka insynuacji i teorii spiskowych, odwołała się właśnie do najczystszej insynuacji i najczystszych spisków. Libicki po niej powtarza: wszak nastał czas nowych sojuszy.
I Paradowska i Libicki posługują się kłamstwem. Chodzi o Halinę Wojnarską, żonę Adama Lipińskiego. Która z komentarzami i publicystyka, a jak rozumiem to Paradowską i Libickiego interesuje najbardziej, nie ma nic wspólnego. Która jest edytorem w dziale krajowym „Rzeczpospolitej”. Pozbawionym wpływu na dobór tekstów, zajmującą się tym, aby te teksty, informacje i to akurat dotyczące tematyki społecznej, były napisane poprawnie po polsku.
Uczynienie z niej demonicznego demiurga linii redakcyjnej „Rzepy” to wyraz paranoi, albo świadome tworzenie klimatu tropienia pisowskich spisków. Z użyciem zasady zbiorowej odpowiedzialności – bo na tym przecież polega wskazywanie palcem członków rodziny i przypisywanie im roli, jakiej nie odgrywają. To temat na spowiedź panie pośle Libicki. Ale czy Palikoci się spowiadają?
W następnym odcinku Cezary Palikot Michalski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/118799-jan-filip-palikot-libicki-i-jego-polityczna-publicystyka-uwagi-na-temat-nowego-mimo-wszystko-zjawiska
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.