18 września 1993 roku, czyli osiemnaście lat temu, ostatni rosyjski (już nie radziecki) żołnierz opuścił terytorium Polski. Dokładnie po zamknięciu 76-letniego okresu, od wkroczenia armii radzieckiej na nasze terytorium.
I to już koniec dobrych informacji.
W XX-tym wieku, jak każdy pamięta z lekcji historii, komunizm przesuwał się przez Polskę trzykrotnie: w 1920, 1939, oraz 1944 niesiony nam w darze razem z wszami i syfilisem przez sowiecką armią. Tylko w XX wieku. Gdybym chciał napisać "rosyjskie imperium", to wówczas musiałbym tą cyfrę zwielokrotnić. Koncentruję się zaś akurat na tym wieku, nie z tej racji, że wraca moda na przyjaźń polsko-radziecką, tylko dlatego, że ten wynalazek, oprócz przemocy przyniósł ze sobą coś, czego nie przytargały ze sobą wcześniej ani zagony tatarskie, ani szwedzkie dywizje, germańskie szwadrony, czy nawet carskie regimenty. Była nią znacznie gorsza niż same zabójstwa, gwałty i pożary inna plaga ( która wobec tych z puszki Pandory ma się jak ziarnko maku do kokosowego orzecha) - moralna pustka, filozofia relatywizmu, oraz instrumentalizm, które same wprawdzie nie niszczą ciała, ale masakrują ducha.
W 1993, a więc osiemnaście lat temu, oglądałem w telewizji, piękne kadry z pożegnania armii rosyjskiej. Tej samej, co to w 39 i 44-tym miała przynieść "wolność ludowi pracującemu miast i wsi", a która tym razem, wyjątkowo wycofywała się za linię Buga. Przypominam sobie, że kiedy ostatni pociąg zniknął już za horyzontem, pozostawiając po sobie tylko biały obłoczek pary, mój ojciec - były już wówczas członek komisji kontroli partyjnej , jednego z dużych PRL-owskich zakładów - powiedział słowa, które wzbudziły we mnie, dwudziestoczterolatka pełnego euforii po "świeżo odzyskanej wolności", konsternację. Pamiętam je do dziś doskonale, chociaż przyznam, że początkowo odebrałem je jako słowa zgorzkniałego, starego człowieka, który utracił sens swego życia. Ojciec, gasząc moją radość, powiedział wówczas, ni mniej ni więcej, że "to co weszło na bagnetach, na bagnetach wyjść musi".
Armia radziecka przyniosła nam komunizm, ale wycofała się już jako armia rosyjska. Czy to nie jest symboliczny znak tego, że coś w Polsce pozostawiła ?
Armia radziecka była jak lądolód (a właściwie lądolud). Z lekcji geografii pamiętam, że ta masa lodu nawet kiedy się cofnie, pozostawia po sobie różnego rodzaju głazy, jeziorka, wydmy piaskowe, glinkę i żwiry. Przypuszczam, że również arktyczny chłód, oraz błoto. Miną lata nim przeorane jego cielskiem pola zazielenią się i zakwitną "zbożem rozmaitem". Czy niej jest tak i w przypadku tego lądoludu? Cały czas zastanawiam się nad tym, czy wycofał się on rzeczywiście, czy tylko cofnął swą wielką białą papachę, pozostawiając pod spodem wielki lodowy jęzor leżący na nas jak łapa ?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/118790-misiewicz-na-osiemnasta-rocznice-wyjscia-wojsk-radzieckich-z-polski-komunizm-przesuwal-sie-przez-polske-trzykrotnie