Prezydent Barack Obama odznaczył 23-letniego sierżanta piechoty morskiej Medal of Honor – najwyższym odznaczeniem dla żołnierzy. Oglądając uroczystość nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że w tej formie nie mogłaby się ona odbyć w dzisiejszej Europie, nawet w Polsce.
23-letni Dakota Meyer zasłużył na medal jak mało kto. Dwa lata temu w Afganistanie, jako kapral piechoty morskiej znalazł się niedaleko miejsca, gdzie w pułapkę talibów wpadł oddział afgańskiej armii wspierany przez marines. Łamiąc trzykrotny zakaz od zwierzchników, Dakota wsiadł z kolegą do humwee i pojechał na ratunek. Pod wściekłym ostrzałem, pomimo postrzału w ramię, wracał na pole bitwy... pięć razy. W efekcie wywiózł ze śmiertelnej pułapki... 36 afgańskich i amerykańskich żołnierzy.
Dlaczego się narażał?
To moi bracia. Musiałem ich ratować. Albo zginąć próbując ich ratować
– wyjaśnił lakonicznie Dakota, obecnie pracujący na budowie. Prosty opis filozofii życia wpajanej wszystkim służącym w piechocie morskiej: każdy marines jest bratem, którego nigdy nie można zostawić w potrzebie. Nawet za cenę własnego życia. Motto „Semper Fidelis” – Zawsze Wierni (nb. takie samo jak miało miasto Lwów...) zobowiązuje.
Co ciekawe, sierżant Dakota całe wydarzenie z Afganistanu uważa za „najgorszy dzień życia”. Dlaczego? Bo pomimo wysiłków, nie uratował czterech kolegów ze swego oddziału.
Zrobiłeś więcej niż było można. Widzimy w Tobie wszystko, co najlepsze w pokoleniu walczącym w trwającej dekadę wojnie
– pocieszał byłego podkomendnego, głównodowodzący sił zbrojnych Obama. Przy okazji prezydent ujawnił – ku radości zebranych – jak próbował się dodzwonić do Dakoty (pochodzi z małej miejscowości w stanie Kentucky) kilka tygodni przed uroczystością. Ten odmówił odebrania telefonu w godzinach pracy. Odebrał dopiero za drugim razem, gdy Obama zadzwonił ... w czasie przerwy na lunch.
Dakota to przykład, że nie ważne skąd przychodzisz, z jak małej miejscowości, możesz coś zrobić dla wielkiej, amerykańskiej rodziny
– powiedział prezydent USA.
Ale jeden aspekt w trwającej pół godziny uroczystości był niezwykły: ciągłe odwoływanie się do... Boga. Zaczęło się od modlitwy pani kapelan wojskowej i zachęty, aby zebrani modlili się razem, „jeśli mogą”. Potem do Boga kilka razy odwoływał się prezydent Obama.
Niech Bóg błogosławi Ciebie, korpus piechoty morskiej i Amerykę. Semper Fi!
– zakończył swoje przemówienie. Po czym głos zabrała znowu... pani kapelan. W trwającej kilka minut modlitwie dziękowała Bogu za takich ludzi jak sierż. Dakota, którzy „kochają Amerykę bardziej niż własne życie”.
Boże, pobłogosław Ameryce w święte Imię tego, do którego wznosimy modły
– to były ostatnie słowa uroczystości. I to wszystko w kraju, w którym Pierwsza Poprawka do Konstytucji daje gwarancje wolności słowa i rozdziału religii i państwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/118703-pawel-burdzy-nadaje-z-waszyngtonu-3-bohater-i-bog-w-bialym-domu-wywiozl-ze-smiertelnej-pulapki-36-zolnierzy