Na łamach "Naszego Dziennika" ciekawa rozmowa red. Piotra Czartoryskiego-Szilera z gen. dyw. dr. Romanem Polką, byłym dowódcą jednostki specjalnej GROM.
Generał Polko, który był także wiceszefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego w czasie urzędowania śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego mówi, że minister obrony Tomasz Siemoniak nie ma racji gdy przekonuje iż samoloty dla VIP-ów nie wyznaczają prestiżu Polski. A przypomnijmy, że decyzją tego rządu Polska nie będzie miała już specjalnej floty. Polsko stwierdza, że to jednak oznacza prestiż, jak zresztą wiele innych rzeczy, np. posiadanie armii:
Po to się organizuje różnego rodzaju defilady, parady, w których bierze się udział, że stanowią one o zewnętrznej oznace tego prestiżu. Rządowa flota to sygnał dla naszych partnerów, że nie jesteśmy jakimś malutkim państwem, którego na nic nie stać, ale krajem, który przede wszystkim ma szacunek dla swoich władz państwowych. Państwem, które zapewnia godne środki transportu dla własnego prezydenta i premiera, by we właściwy sposób mogli nas reprezentować.
Z pewnością trzeba dążyć do tego, żeby tych wizyt było jak najwięcej, by poza prestiżem wypełniać pewne standardy dyplomatyczne. Tak jest, gdy prezydent takiego kraju jak Polska, który ma duże ambicje, przylatuje do USA własnym, wojskowym środkiem transportu, pilotowanym przez zaufanego pilota. Samolotem, który posiada takie systemy i środki łączności, które zapewniają w trakcie lotu tajną korespondencję. To powoduje, że prezydent cały czas jest osiągalny i może prowadzić pracę, nie bojąc się o to, że ktoś będzie nasłuchiwał czy nagrywał te rozmowy.
Roman Polko podkreśla, że prestiżu osoby urzędującej na stanowisku ministra obrony narodowej nie wyznacza zdolność do rozwiązywania specpułku i zwalniania generałów. Jak mówi, naprawdę nie trzeba wiele wysiłku, żeby rozwiązać 36. SPLT. Ważna zaś jest zdolność do budowania:
Pan minister mógłby zatroszczyć się o to, żeby w Polsce zbudować flotę. Tu przecież chodzi o bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie, by nie latały one tanimi liniami lotniczymi czy jeszcze w jakiś inny dziwny sposób. Te osoby muszą poza tym być mobilne, wtedy kiedy ważą się gdzieś za granicą interesy światowe, a Polska ma ambicję, żeby być aktywnym graczem na arenie międzynarodowej. Problemem nie może być to, w jaki sposób dotrzemy na takie spotkanie, by przekazać swoje stanowisko. Jeżeli w dzisiejszym świecie nie będziemy mieć własnej floty, to nie będziemy poważnie traktowani przez partnerów. Powiemy im - gdy będą chcieli w jakimś krótkim czasie się spotkać - że nie mamy środków transportowych?
Generał podkreśla, że rozmowa dotyczy standardów, a nie widzimisie jednego czy drugiego polityka:
Załóżmy, że prezydent np. chciałby zrezygnować z ochrony, wynająłby sobie agencję ochrony zamiast BOR i powiedziałby, że jest bardziej zadowolony. Ja jednak nie chcę, żeby prezydenta chroniła agencja Zubrzycki czy inna. Chcę, żeby go chroniły nasze służby, pewne i sprawdzone. Naprawdę nie chodzi tu o zadowolenie, bo nie rozmawiamy o gadżetach. Mowa tu o ważnych sprawach państwowych, jak dyspozycyjność, mobilność, zapewnienie godnej oprawy VIP-om podczas spotkań dyplomatycznych. A przede wszystkim chodzi o bezpieczeństwo.
Polko wspomina, że GROM leciał do Iraku samolotem prezydenckim i przez to, że to był samolot prezydencki, udało się zachować tajność tego lotu, bo nikt specjalnie nie próbował wnikać, kto nim leci, dokąd i gdzie miał międzylądowanie. Podobnie wtedy kiedy przychodziło niejednokrotnie udzielać pomocy humanitarnej na Haiti czy polskim obywatelom w ewakuacji, ta flota była niezbędna. A teraz co będzie?
Idźmy dalej tym tropem i wyczarterujmy całe państwo, wybierzmy najtańszą agencję ochrony i zlikwidujmy BOR, i tak Janicki za nic de facto nie odpowiada. Po co nam BOR, które w tej chwili nie wiem, za co odpowiada. Za ochronę parasolek przed uderzeniem jajka? Z pewnością byłaby wówczas taka dyrektywa, by ministrowie mówili, że są zadowoleni, a minister Siemoniak i minister spraw wewnętrznych i administracji zapewnialiby wszystkich, że to wystarczy. To jest niepoważne, aż trudno to komentować. Powinno się koniecznie kupić nową flotę. To, co się dzieje, to spychanie znów w jakąś odległą przyszłość tematu, który i tak musi zostać podjęty i rozwiązany, bo tak nie da się funkcjonować. Skoro minister Siemoniak uważa jednak, że można, to niech rząd jeździ taksówkami, bo to mniej więcej do tego można porównać.
Polko zadaje też ważne pytanie dotyczące tupolewa 154 M z numerem 102, który najpierw wdrożono wielkim kosztem ponownie do służby, by za chwilę z tej decyzji się wycofać:
Trzeba jednak zadać pytanie, kto poniesie konsekwencje za koszty, które zostały wydane na tupolewa. Kogoś należy rozliczyć, jak sądzę ministra Klicha albo ministra Siemoniaka.
Polko krytycznie ocenia stan armii - jak mówi, z armii odchodzą oficerowie, którzy nie chcą "stukać obcasami" i mówić "tak jest" wtedy, kiedy dzieje się źle.
wu-ka, źródło: Nasz Dziennik
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/118595-gen-polko-o-likwidacji-floty-rzadowej-idzmy-tym-tropem-i-wyczarterujmy-cale-panstwo-wybierzmy-najtansza-agencje-ochrony-i-zlikwidujmy-bor