Ostatnio wyraźnie daje się zauważyć wzmożona aktywność propagandystów. Tyle, tylko, że niewiele ona daje. Jedni mają oczy i wiedzą co się dzieje, a drudzy małe telewizyjne ekraniki i też doskonale wiedzą. W zasadzie nie znam ludzi niezdecydowanych. Są albo zwolennicy ( tej czy innej opcji) albo ludzie totalnie zniechęceni do polityki. Zwolenników jednej strony nie da się przerobić na zwolenników innej. I nie da się przekonać zniechęconych. Przynajmniej za pomocą zwykłej argumentacji.
Pat medialny? Niekoniecznie. Może aby to zmienić trzeba najpierw odpowiedzieć sobie na proste pytanie - dlaczego nikt nie szuka ludzi czy programu, który najpełniej odzwierciedlałby jego interesy, jak to ponoć jest w demokracjach? Dlaczego nie dajemy się nikomu przekonać do jego racji?
Bo czasy są nienormalne? A dlaczego są nienormalne?
Czy nie jest tak, że każdy wie (albo przynajmniej czuje), że dziś wcale nie chodzi o żadnej autostrady, koleje, miejsca w przedszkolach, służbę zdrowia, czy nawet bezpieczeństwo państwa? Gdyby tak było - Platforma nie mogłaby liczyć na ani jeden głos. Walka (nie oszukujmy się - to jest walka) toczy się o coś zupełnie innego. Trwa ona mianowicie pomiędzy tymi, którzy chcą się mamić, że żyją w normalnych czasach, a tymi którzy wiedzą że czasy wcale nie są zwyczajne i nigdy takimi nie będą, dopóki nie przywróci się słowom ich pierwotnego znaczenie. Nie można przecież w nieskończoność, kradzieży nazywać zaradnością, zboczenia - odmienną orientacją, a morderstwa - zabiegiem. Kłamstwo nie może też wiecznie podszywać się pod prawdę.
Walka toczy się więc, tak naprawdę, pomiędzy oportunistami, a nonkomformistami.
Jeżeli więc wszystko rozstrzygnięte, skąd ta wzmożona działalność agitatorów "partii środka"? Ano, trzeba wobec zniechęconych i biernych sprawiać wrażenie, że wszystko jest w porządku. Utwierdzać ich, że to teraz jest normalnie, a nienormalności chcą przeciwnicy. Dawniej propagandyści - aby to udowodnić - o niewygodnych dla komunistycznego high life-u sprawach, po prostu nie mówili. A jeśli czegoś nie dało się ukryć to gromiono to i piętnowano z całą surowością majestatu. Dzisiejsi pi-erowcy (πr czyli wzór na kółko lanserów) salonu nie stosują tego rodzaju metod. Najlepszym sposobem na przekonanie do czegoś jest ośmieszenie lub wyszydzenie poglądów przeciwnych, albo pokazanie nienormalności jako oczywistej oczywistości. Wszystko tylko nie przedstawienie racji. Racje są takie nudne. Lepsze skutki przynosi postawienie problemu na głowie.
Zasada gry jest bowiem taka,
by z waleta zrobić damę,
a z kulasa ptaka.
Nakręcacz Tomasz Lis zdaje się sądzić, że ludzie nie są tacy głupi jak nam się wydaje. Są dużo głupsi. Dadzą sobie wcisnąć wszystko. Pod jednym warunkiem - dodaje - aby to tylko nie było nudne. Jeśli będzie miało charakter hucpy - łykną natychmiast.
Dlatego zło nie ma już wcale strasznego oblicza. Założyło śmieszną maskę klauna - jak w tej historii o tytule "It" Stephena Kinga. Zadaje logiczne pytanie - kto będzie walczył z jajcarzami? Przecież znamy to z cyrku - ten co się stawia błaznom, może co najwyżej się ośmieszyć. Prostackiemu dowcipowi można się przeciwstawić tylko jeszcze bardziej grubiańskim żartem. I tak, aż do pozrywania boków. Do "zabawienia się na śmierć" jak pisał Neil Postman.
I można by się tym wszystkim co tu napisałem totalnie załamać i pochlastać z rozpaczy nad tym, że nie ma z tej sytuacji żadnego wyjścia. Tyle, że... jest. Z tego co tu napisałem wynika w każdym razie jedna pewna rzecz - otóż nie da się być obserwatorem tych "ciekawych czasów". Obserwatorzy, bowiem czyli publika - zawsze są po konkretnej stronie - napędzają klakę klaunom i kasę na dalsze tournee cyrku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/118477-misiewicz-jedni-maja-oczy-i-wiedza-co-sie-dzieje-a-drudzy-male-telewizyjne-ekraniki-i-tez-doskonale-wiedza-rysuje-krauze