Tak się robi propagandę. Rosyjski ekspert, a za nim część polskich mediów, wraca do nacisków i porównuje katastrofę spod Jarosławia do Smoleńska

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Tytuły w dzisiejszych popularnych serwisach internetowych przyciągają uwagę.

Onet.pl:

Zmarła 44. ofiara tragedii w Rosji. "To jest jak Smoleńsk"

Wp.pl:

Zmarła 44. ofiara. "To przypomina katastrofę smoleńską"

Wprost.pl:

Katastrofa Jaka-42 jak TU-154 pod Smoleńskiem

Tvn24.pl:

Katastrofa Jaka-42 podobna do smoleńskiej

 

Gdzie jest analogia pomiędzy wypadkiem Jaka-42 z hokeistami a katastrofą TU-154M z polską delegacją? Wydaje się, że na razie jedyna, jaką można znaleźć, to fakt, że w obu przypadkach na terenie Rosji rozbiły się rosyjskie samoloty. Ale propaganda naszych wschodnich sąsiadów, a w ślad za nią polskie portale wykorzystują okazję, by kolportować dawno zarzucone, bo wykluczone tezy o naciskach. Gdy spojrzeć głębiej, przeczytamy:

 

Do wypadku doszło o godz. 16.05 czasu moskiewskiego (14.05 czasu polskiego). Jak-42 spadł wkrótce po starcie z lotniska Tunoszna, około 2 km od Jarosławia. Samolot nie zdołał nabrać wysokości, zawadził o antenę lotniskowej radiolatarni, rozpadł się na kilka części i runął na ziemię. Część kadłuba wpadła do Wołgi.

Za przyczynę katastrofy wstępnie uznano niesprawność techniczną Jaka-42 i "czynnik ludzki", tj. błąd załogi lub niedociągnięcia ze strony służb naziemnych.

Niektórzy eksperci nie wykluczali, że wypadek mogła spowodować niewłaściwa jakość paliwa lotniczego. Jednak Federalna Agencja Transportu Lotniczego (Rosawiacja) poinformowała w niedzielę, iż analiza pobranego z rozbitej maszyny paliwa wykazała, że spełniało ono wszystkie normy.

W ocenie cytowanego dzisiaj przez dziennik "Komsomolskaja Prawda" byłego pilota 415. pułku myśliwskiego, który do 1994 roku stacjonował na lotnisku Tunoszna, katastrofa Jaka-42 przypomina zeszłoroczny wypadek polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem.

- Wtedy pilot ślepo wykonywał rozkazy zwierzchników zamiast kierować się instrukcjami. Mam nieodparte wrażenie, że także tym razem działo się coś podobnego: pilotów poganiano z ziemi; byli podenerwowani - oświadczył wojskowy pilot, zastrzegając sobie anonimowość.

Wszystko wzięło się z podanej przez PAP depeszy. Beż żadnego komentarza. Bez żadnego odniesienia do faktów. Jest ekspert (cóż, że anonimowy - lotnik, więc wiarygodny), jest źródło - wystarczy.

Po cóż wyjaśniać, może i w Polsce uda się niektórych utrzymywać w przekonaniu że wredny samobójca Lech Kaczyński kazał pilotom ryzykować życie prawie setki osób.

znp

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych