„Gazeta Polska. Pismo codzienne” – tak nazywał się dziennik piłsudczyków. Oglądam numer z 25 października 1930 r. Na okładce Marszałek mówi o „wychodkach partyjnych, rozzuchwalających się stale w nadużyciach”. Zapytany niegdyś o program swojego przyszłego ugrupowania, odpowiedział: „Najprostszy z możliwych. Bić k...y i złodziei, mości hrabio”. Oto linia programowa „Gazety Polskiej Codziennie”!
W redakcji na Filtrowej - gdzie dotychczas powstawała wyłącznie "Gazeta Polska" w formie tygodnika - tłoczno.
Redaktorzy wywiady przeprowadzają przy parapecie na korytarzu. Doszło nawet do – jak w dowcipie o polityce ZSRR – wojny o pokój. Pomiędzy działem ekonomicznym i sportowym.
Czasu niewiele, bo start nowego pisma - w formie tabloidu - już 9 września. Redakcja wydaje obecnie tzw. zerówki, czyli numery próbne. "Sprawdzamy, czy potrafimy" - relacjonuje Lisiewicz. Wygląda na to, że potrafią:
(...) okładka [jednej z zerówek] była o zdobywaniu przez warszawskich piłkarzy i kibiców Moskwy. Nasi reporterzy do Rosji nie wjechali, bo jako jedyni wybrali się na mecz busem z kibolami Legii. Pomścili ich piłkarze, którzy na boisku pobili bolszewika. To bohaterowie! Nawet Inaki Astiz i Moshe Ohayon to teraz dla nas najprawdziwsi Polacy. Jak Chrobry czy Sobieski!
Sam Lisiewicz ma być szefem działu opinii i będzie pracował z domu. Podlegają mu też mapki z pogodą. Pogodę nowemu pismu wróży dobrą. I odnosi się do licznych ponoć komentatorów, którzy wątpią w powodzenie inicjatywy - wszak rynek prasy codziennej spada na łeb na szyję, tracąc czytelników na rzecz internetu:
„Sakiewicz ryzykuje” – słyszy się na mieście. Ryzykuje, owszem, jak wariat, co skacze na głęboką wodę, mimo że wcześniej siedział głównie w brodziku. Po co? (...)
Myślę, że nasza szansa polega głównie na tym, że tabloidy ze swej natury prześlizgują się po tematach byle jak. Jak dowodzą prasoznawcy, ze względów komercyjnych pomijają tematy, co do których Polacy są podzieleni, np. ocenę PRL.
My nie podporządkujemy się tej regule. W sprawach, w których mamy poglądy, będziemy pisać o tym wprost. To nie jest najlepsza wiadomość dla rządu Tuska, któremu media zapewniały dotychczas cieplarniane warunki.
Przepraszamy, że tyle cytujemy, ale każde zdanie wydaje się cenne. Bo - jak pisze Lisiewicz - będzie to dziennik "z ulicą, kibolami i felietonistą >>Staruchem<<":
Tygodnik „Gazeta Polska” jest gazetą obozu niepodległościowego, antykomunistycznego, kontestującego rządy posowieckiej oligarchii. Dziennik zakładamy dlatego, że uważamy – inaczej niż inne redakcje – iż naturalnym sojusznikiem tego obozu jest ulica.
Dlaczego? Ulica to ludzie, którym sitwy rodem z minionego systemu nie dały zbyt wiele życiowych szans. Ulica nie ufa władzy i jej mediom.
Ulica nie wyśmiewa się też z polskich tradycji patriotycznych.
I można by się w zasadzie zgodzić. Tyle, że dochodzimy do problemu "liderów ulicy":
Ostatnie miesiące pokazały, że polska ulica ma swoich liderów – są nimi kibice piłkarscy, którzy głośno mówią, że nie wierzą kłamstwom prorządowych mediów. Jadąc do Moskwy z transparentem o Smoleńsku, pokazali, że są w Polsce ludzie, dla których honor nie jest – jak dla pseudoelit – przestarzałym rekwizytem.
"Staruch" naprawdę będzie felietonistą:
Bronimy kibiców od wielu lat. Był czas, że byliśmy niemal jedynymi stojącymi po ich stronie. Dział sportowy w nowym dzienniku stworzyli ludzie z mediów kibolskich. Codzienne felietony będą w nim pisać liderzy grup kibicowskich z całego kraju. Chce je dla nas pisać – z aresztu – gniazdowy kibiców Legii Piotr „Staruch” Staruchowicz.
I jeszcze o samej - trudnej w istocie - formule tabloidu:
Myślę, że wśród zapracowanych Polaków jest wielu, którym nie wystarcza formuła tabloidu. Owszem, chcieliby czytać coś pisanego bez wymądrzania, na luzie. Ale niekoniecznie szukają taniej sensacji, która żeruje na ludzkich nieszczęściach. „Dla jednych sensacja, dla drugich tragedia – na cudzym nieszczęściu żerują media” – głosi kibicowskie hasło.
Myślę, że ten typ skandalu charakterystyczny dla tabloidów śmiało może na naszych łamach zastąpić poczucie humoru w stylu Wiecha. Zapewne „warszawka” wzruszy na takie słowa ramionami: przecież wiadomo, że motłoch chce tylko sensacji.
Wsparcie nowemu projektowi ma dać "zdyscyplinowana armia rekwizytorów":
(...) damy radę, jeśli wszyscy Państwo przekształcą się w zdyscyplinowaną armię akwizytorów. Kto może, niech podrzuci egzemplarz nowego dziennika sąsiadowi albo koledze z pracy. To, że nie udało się namówić ich do czytania długich artykułów w tygodniku, nie znaczy, że nie wciągnie ich dziennik. A może tygodnik też zaczną czytać, gdy połkną bakcyla?
Szczerze życząc nowemu pismu sukcesu, radzimy również z dobrego serca: ochłońcie choć odrobinę, koledzy. Chyba, że chcecie stworzyć nie dziennik, ale największy i najdroższy w kraju anarcho-syndykalno-kibicowski fanzin.
Naprawdę, są tańsze formy zabawy niż budowa dziennika opartego na "codziennych felietonach liderów grup kibicowskich z całego kraju". Dziennika, który odniósłby z pewnością sukces, gdyby wszyscy Polacy byli tacy jak kumple red. Lisiewicza. Problem w tym, że nie są.
A byłoby szkoda, bo przecież to może być ostatnia szansa na prawicowy dziennik. Ale w tę stronę - to bez sensu.
Pat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/117832-red-lisiewicza-garsc-refleksji-o-nowym-dzienniku-dzial-sportowy-stworzyli-ludzie-z-mediow-kibolskich-staruch-felietonista