Zakład chwilowo nieczynny. Sekcji zwłok w weekendy nie przeprowadza się

Bogusław Michalski z Prokuratury Generalnej na posiedzeniu sejmowej komisji sprawiedliwości. Fot. PAP / Paweł Kula
Bogusław Michalski z Prokuratury Generalnej na posiedzeniu sejmowej komisji sprawiedliwości. Fot. PAP / Paweł Kula

Słuchając dziś prokuratora Bogusława Michalskiego opowiadającego posłom z komisji sprawiedliwości o postępowaniu ws. śmierci Andrzeja Leppera, dwie rzeczy wzbudziły moje ogromne zdziwienie. Na obie przed dwoma tygodniami zwracałem uwagę w „Uważam Rze”, ale dopiero dziś poznaliśmy ich szczegóły. Jest gorzej niż myślałem.

Od piątku, 5 sierpnia, kiedy dowiedzieliśmy się o śmierci szefa Samoobrony, zastanawiamy się, dlaczego sekcję jego zwłok przeprowadzono dopiero po trzech dniach. Dziś już wiemy i możemy tylko załamywać ręce. Prokurator poinformował, że oględziny zakończono w dniu śmierci ok. 22.00 i tego dnia śledczy, jak stwierdził, mogli zrobić "tylko to". Dlaczego? Bo w weekendy nie pracuje zakład medycyny sądowej! Mój dekoder ma nagrywarkę, mogłem więc cofnąć i się upewnić, czy dobrze usłyszałem. Szczęka mi opadła.

Słusznie posłowie zauważyli, że w takim razie najcięższe przestępstwa najlepiej popełniać w piątkowe wieczory i że w przypadku długiego weekendu, oczekiwanie na sekcję może się wydłużyć nawet do pięciu dni.

Mam nadzieję, że ta wstydliwa przeszkoda w szybkim i skutecznym prowadzeniu śledztw zostanie teraz zmieniona. Bo skandalem jest, że nie można natychmiast przeprowadzić sekcji zwłok byłego wicepremiera, w przypadku jego nagłej i zagadkowej śmierci.

Drugi bulwersujący fakt, który ujawnił prokurator Michalski dotyczy billingów telefonów Andrzeja Leppera. 5 sierpnia wydawało mi się, że prokuratoura zażąda od operatorów natychmiastowego wydania wykazu rozmów przychodzących i wychodzących z telefonów szefa Samoobrony (zawsze miał więcej niż jedną komórkę). Wiadomo już było, że nie ma listu pożegnalnego, i że dzień wcześniej miał mieć ważne spotkanie, nie wiadomo z kim. Może więc ktoś mu „pomógł”, albo chociaż nakłonił i właśnie się ulatnia – to jedna z wielu hipotez, które prokuratura musi sprawdzić. Dzień później okazało się, że na te dane śledczy mogą poczekać do poniedziałku. A dziś, po (25 dniach!) dowiadujemy się, że wciąż czekają.

Dostęp do wykazu połączeń zajmuje kilka minut. Rozumiem, że prokuratorzy muszą napisać pismo, przekazać je firmie telekomunikacyjnej (choćby faxem, później na papierze), w tej ktoś musi wydać polecenie przygotowania danych, jakiś pracownik musi kilka razy kliknąć myszką i wydrukować dokument (albo raczej wysłać plik e-mailem). To wszystko można zrobić w ciągu maksymalnie kilku godzin, nie potrzeba dwudziestu pięciu dni! Ciekawy jestem, kto zatem zawiódł – śledczy czy operator telefoniczny? Tego niestety się nie dowiedzieliśmy.

Na koniec nasuwa mi się wniosek, że jak najwięcej śledztw trzeba wziąć pod lupę. Prokuratorzy częściej powinni stawiać się na posiedzeniach sejmowych komisji, relacjonować postępowania przed kamerami. Nie po to, by zaspokoić ciekawość gawiedzi, lecz by zwracać uwagę na chory system, w jakim funkcjonują i by z opisów ich pracy można wyławiać patologie, które hamują śledztwa.

Ile postępowań toczy się ślamazarnie, albo jest wręcz unieruchamianych przez podobne sytuacje? Ile dowodów jest gubionych, zacieranych?

Prokurator generalny ma o czym myśleć i o co lobbować, choćby u nadzorującej zakłady medycyny sądowej minister Ewy Kopacz.

 

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.