Jak powszechnie wiadomo, generałowie przygotowują się zawsze do poprzednich bitew. To znaczy myślą kategoriami poprzedniej batalii. Stąd choćby klęska potężnej Francji w 1940 roku. Schowani za potężnymi umocnieniami francuscy stratedzy myśleli kategoriami wojny okopowej z lat 1914-1918. Gdy Niemcy zastosowali szybkie uderzenie, obeszli umocnienia, a czasem (jak w Belgii) zaatakowali je wojskami spadochronowymi, klęska była potężna. Na szczęście alianci wyciągnęli wnioski i dziś koszmar niemieckiego nazizmu jest złym wspomnieniem.
Ta sama reguła ma czasami zastosowanie w bitwach wyborczych. Na przykład w Platformie Obywatelskiej w 2005 roku nikt nie zrozumiał, że po aferze Rywina idzie nowa epoka polityczna, a zmiany są dużo głębsze niż wymiana liderów i zmiana szyldów partyjnych. Delikatna, ale też i mało mobilna ówczesna kampania PO w zderzeniu z wczesnym startem Prawa i Sprawiedliwości a także użyciem twardego języka przez ówczesnych sztabowców Kaczyńskiego dała zwycięstwo tym ostatnim.
Z kolei w 2007 roku Prawo i Sprawiedliwość nie zauważyło zmiany społecznych oczekiwań i aspiracji. Nadal biło się pod hasłami walki z korupcją, twardego zderzenia z wielkimi i małymi układami. Z pozoru zgodnie z tym, czym żył kraj. Zgodnie z regułami poprzedniej kampanii. Ale sztabowcy PO wtedy wiedzieli o Polakach więcej - odwołali się do spokoju, marzeń o rozwoju i modernizacji. Do ludzkich, bardzo rozbudzonych, aspiracji. Wygrali.
A kto dziś bije się wedle starych reguł? Po kilku dniach obserwowania rozpędzonej już kampanii wyborczej mam wrażenie, że Platforma Obywatelska. Czasem aż szokuje wiara PO w skuteczność tych samych sztuczek i grepsów, których użyto cztery lata wcześniej.
Mamy więc odwoływanie się do antypisowskich emocji, straszenie Kaczyńskim - cztery lata po objęciu władzy przez Tuska! Może porusza to Adama Michnika i fryzjera Janiny Paradowskiej, ale zwykli ludzie, śmiem twierdzić, nie są tak rozgrzani w swych emocjach. Wiara, że młodzi ludzie znowu ruszą do urn zawiera zresztą w sobie poważny błąd logiczny. Obecni młodzi rządów PiS nie pamiętają. Tych straszaków i wezwań nie rozumieją, to też obca im emocja. Ci, którzy w 2007 roku byli młodzi, mają dziś już cztery więcej. I za sobą bolesne zderzenie z rajem zielonej wyspy w praktyce.
Mamy także wiarę w moderacyjną siłę zaprzyjaźnionych mediów. A one przecież, po czterech latach upartego kochania Platformy, nie mają już aż takiej mocy interpretacyjnej. W sporej części utraciły prawomocność.
Mamy marzenia w siłę wyroków sądowych. Rzecz w tym, że to chwyt zużyty. Na dodatek jest używany w sprawie błahej jak ogólna wypowiedź polityka PiS o ocenie dorobku rządu. Przepraszam, ale kogo ma to poruszyć? Co udowodnić? Ja też, jak większość publicystów niezależnych, twierdzę, że w wielu obszarach nic się w Polsce nie zmieniło. Do sądu mnie podacie? Przecież to jakieś żarty. Tym PO chce poruszyć ludzi? Sztabowiec Jacek Protasiewicz przekonał do tego Donalda Tuska?
Mamy też absurdalną wiarę w pozyskanie wyborców SLD, co ma zmienić obraz wyborczego wyniku. Tak, to jest pewna wartość. Ale czy aż tak cenna żeby, a to zrobiono, zdemobilizować tych, którzy uwierzyli w to, że PO jest partią środka? Umiarkowaną, ale wierną kulturze chrześcijańskiej? Sądzę, że Platforma nie zdaje sobie sprawy z tego jak kosztowne będą jej zabawy w lewicowość. Rubla może, cytując klasyka, nie zarobić, a cnotę straciła.
Itp., itd. Platforma, pewna zwycięstwa, moim zdaniem przegrała start kampanii. Jej dyrygent potrząsa batutą, rzuca hasło czekając na wyśnione odpowiedzi i reakcje (albo agresja albo niemądra w tej sytuacji zgoda na debatę) i dziwi się, że grana jest inna niż on wymarzył melodia.
A opozycja? Brakuje jej jednego przekazu. To chyba niezamierzone, ale paradoksalnie skuteczne. Powoduje bowiem, że PiS mówi ciszej. Nie krzyczy. Dość sensownie odwołuje się nie do skrajnych i silnych emocji (te już ma w żelaznym elektoracie) ale do miękkiego poczucia, że nie jest tak jak miało być. Że zawiedziono nadzieje. Że zadłużenie, biurokracja, nieudacznictwo. Że młodzi mają zablokowane ścieżki rozwoju i awansu, podobnie jak w latach 90.
Wszystko bez radykalnych wniosków, ale z wyraźną sugestią: nie mówimy, że macie nas kochać. Ale naprawdę was te rządy zachwycają? Może lepiej zostańcie w domu?
Może się mylę, ale ta kampania będzie grana na półtonach. Na grymasach, a nie na krzyku. Będzie walką o punkty, a nie o znokautowanie przeciwnika.
Na razie lepiej sobie radzi PiS. Co nie znaczy, że weźmie władzę. To moim zdaniem jest w tym rozdaniu niemożliwe. Ale władza Donalda Tuska może być po wyborach dużo słabsza. A czasy idą ciężkie i premier potrzebuje władzy mocniejszej. Wątpliwe by ją uzyskał.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/117430-michal-karnowski-po-przegrala-start-kampanii-jej-sztabowcy-sa-jak-generalowie-przygotowujacy-sie-do-poprzednich-bitew