Niedorzecznością i krzywdzącym posądzeniem określił kard. Stanisław Dziwisz zarzuty red. Tomasza Terlikowskiego o "skrajne upolitycznienie kurii krakowskiej", jakie publicysta zawarł w tekście na łamach "Rzeczpospolitej".
Słowa redaktora są głęboko krzywdzące i ideologizują rolę Kościoła
- stwierdził metropolita krakowski.
Oto pełna wypowiedź kard. Dziwisza:
Wiele razy przypominałem, również ustami rzecznika prasowego, że Kościół nie łączy swej misji z żadną partią polityczną. Taka jest doktryna kościelna, której katolicy powinni być wierni. To, że spotykamy się z racji pełnionych obowiązków z politykami różnych opcji nie może być przedmiotem nadinterpretacji. Niedorzecznością i krzywdzącym posądzeniem są słowa publicysty „Rzeczpospolitej” o upolitycznieniu krakowskiej kurii. Myślę, że domeną ludzi świeckich jest działanie polityczne, a do duchowieństwa należy ewangelizacja. Słowa redaktora są głęboko krzywdzące i ideologizują rolę Kościoła. Wydaje się, że opierają się na wypowiedziach i blogach ludzi, którzy są uprzedzeni, a może nawet niezrównoważeni. To oni chcą narzucić opinii publicznej swoje osobiste i szkodliwe opinie, a jeśli jednocześnie mienią się ludźmi Kościoła to wzywam ich do poważnej refleksji.
A jaka jest odpowiedź red. Terlikowskiego? Poniżej nasz wywiad:
wPolityce.pl: W ostatnich dniach kilkanaście razy czytaliśmy na łąmach lewicowej prasy, że sprzeciwia się pan biskupom, że ich pan atakuje. Jak odbiera pan te słowa?
Tomasz Terlikowski, wykładowca akademicki, publicysta, redaktor naczelny portalu Fronda.pl: Sytuacja jest idiotyczna, bo mówią to ludzie, którzy z Kościołem nie mają bardzo często nic wspólnego.
Ojciec Tomasz Dostatni, publikujący na łamach przychylnej wszelkim antykościelnym wybrykom i hasłom "Wyborczej" też?
Ojciec Tomasz Dostatni w mojej ocenie chociaż jest duchownym, od dawna reprezentuje siebie i "Gazetę Wyborczą". Natomiast sytuacja z atakami na mnie jest o tyle absurdalna, że wyciągnięto z mojego tekstu o upolitycznieniu kurii krakowskiej dosłownie dwa zdania, wyrwano z kontekstu i podano w nieprawdziwym sosie. No i doczekałem się, co jest ewenementem, osobistej reakcji kardynała Stanisława Dziwisza, metropolity krakowskiego. Uważam zresztą, że ta nerwowa reakcja kardynała Dziwisza potwierdza, że jest problem.
Oczywiście, sytuacja nie jest dla mnie przyjemna. Cóż, tak bywa gdy się chce pisać prawdę.
Co więc naprawdę sądzi pan o sytuacji w kurii krakowskiej?
To, co mówią niemal wszyscy znający sytuację, chociaż większość po cichu. Od pięciu lat mamy do czynienia ze skrajnym upolitycznieniem kurii krakowskiej. Zaczęło się od słynnych rekolekcji przeprowadzanych tylko i wyłącznie dla jednej partii politycznej, dla Platformy Obywatelskiej, a nie jak zazwyczaj, dla wszystkich posłów. Rekolekcje te zostały zresztą brutalnie potem przez PO wykorzystane w dzieleniu Kościoła, na rzekomo łagiewnicki i toruński.
Potem mieliśmy serię spotkań w czasie których kardynał Dziwisz wspierał kandydatów Platformy Obywatelskiej. Tuż przed ciszą wyborczą odbyło się spotkanie kardynała Dziwisza z Donaldem Tuskiem, tuż przed ciszą wyborczą miało także miejsce spotkanie z Bronisławem Komorowskim. Czy słynne spotkanie z Hanną Gronkiewicz-Waltz, tuż przed wyborami na prezydenta Warszawy, kiedy kardynał Dziwisz oznajmił iż Ojciec Święty Jan Paweł II bardzo lubił panią Hanię. Czy lubił faktycznie, nie wiemy, ale wiemy, że nie są to na pewno zachowania neutralne politycznie. Podobnie jak ostatnia procesja Bożego Ciała gdzie obok kardynała Dziwisza kroczyli wyłącznie politycy z PO.
To jest jeden wymiar tego upolitycznienia. Drugi to fakt, powszechnie znany, że brat posła Platformy i jednocześnie szefa PO w Małopolsce, ksiądz Dariusz Raś, jest najbliższym współpracownikiem kardynała Dziwisza. W Krakowie dość znaną sprawą jest fakt, że bracia reprezentują tę samą linię polityczną i czasami trudno odróżnić, który z nich wydaje ludziom Kościoła polecenia. Opowiem taką historię. W zeszłym roku poseł Platformy Ireneusz Raś chodził od parafii do parafii namawiając do głosowania na Platformę proboszczów. Oni go wpuszczali chociaż często nie zgadzali się z nim, nie mieli ochoty na takie rozmowy. Obawiali się jednak, w przypadku odmowy, negatywnej reakcji kurii i księdza Rasia. Czy te obawy były bezzasadne? Nie powiedziałbym.
Co może zrobić brat ksiądz, który ma brata polityka? To nie jego wina.
Oczywiście i nie o to chodzi. Sądzę jednak, że gdyby ksiądz Raś nie był kluczową osobą w kurii, na dodatek na obszarze gdzie politycznie rządzi jego brat, sytuacja byłaby czystsza. Nie ma obowiązku być wpływowym kurialistą, można być proboszczem. A tak mamy jednego brata - wpływową postać w kurii i drugiego - wpływową postać w partii władzy. Ten sam teren. Gdy dodamy do tego wspomniane i widoczne gołym okiem sygnały wsparcia przez krakowską kurię tejże partii władzy, sytuacja staje się nieciekawa. Uważam, że jest moim obowiązkiem wyrazić te obawy. Powtarzam - budzą one wielki niepokój wielu księży, katolików i publicystów. Ktoś musiał to powiedzieć, nawet licząc się z pewnymi konsekwencjami. Daje to szansę na naprawę.
Mówi pan głośno rzeczy o których faktycznie mówi się po cichu. Pada jednak argument, że my, katolicy, jesteśmy biskupom winni posłuszeństwo.
Przede wszystkim w sprawach wiary jestem biskupom, także kardynałowi Dziwiszowi, bezwzględnie posłuszny w sprawach wiary i moralności. W pozostałych sprawach mamy prawo mieć własną opinię. Poza tym we wspomnianym artykule w "Rzeczpospolitej" w wielu sprawach, choćby w jego sporze z księdzem Natankiem, arcybiskupa Dziwisza broniłem i wspierałem. Zarzuty, że bronię księdza Natanka są bzdurne. Podkreślałem, że nie ma Kościoła bez posłuszeństwa. Chociaż w jednym zdaniu dodałem, że warto zauważyć w tej sprawie iż jest to jakaś, chociaż nieprawidłowa, reakcja na brak charyzmy w Kościele. Ale powtarzam - księdza Natanka nie wspieram. Sugeruje to "Gazeta Wyborcza", która z każdego kto jej się nie podoba próbuje zrobić wariata.
To zresztą ciekawy wątek, jak to robią, że jednocześnie co chwila brutalnie atakują bądź wyszydzają Kościół (choćby wspierając wulgarne prowokacje na procesji Bożego Ciała, zdejmowanie krzyży w szpitalach itp.), a z drugiej - osiągając wpływ na tenże Kościół pouczając wszystkich kto jest, a kto nie wiernym synem Kościoła.
Środowiska GW już dawno doszło do wniosku, że chcąc zmienić Polskę w duchu lewicowym, najpierw trzeba zmienić i osłabić Kościół. Odnieśli trochę sukcesów ale zdecydowana większość Kościoła na szczęście pozostaje poza ich wpływem. Nie podziela ich opinii.
To jest zresztą powód dla którego po kilku latach wyciszenia "Wyborcza" ponownie zaostrza w stosunku do Kościoła kurs, wymyśla coraz bardziej brutalne ataki. Bo metoda subtelnego wychowywania się też nie sprawdziła. Kościół pozostał wierny swojemu nauczaniu. Jedyny skutek jest taki, że wielu biskupów boi się głośno mówić co myśli. Bo jeśli ktoś powie co myśli, natychmiast jest ostro atakowany na łamach "Wyborczej". Ale to ich jedyny wpływ.
Tak jak biskup Dzięga, który doczekał się połajanek za wygłoszone na Jasnej Górze słowa o prawdzie jaka należy się narodowi w sprawie tragedii smoleńskiej.
"Gazeta Wyborcza" chciałaby najwyraźniej by biskupi akceptowali w jej redakcji swoje kazania, by to ona decydowała, które jest ewangeliczne, a które nie. Na szczęście większość biskupów pamięta, że w swojej misji odpowiada przed Bogiem. Przed panem Bogiem, a nie ludźmi "GW".
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/117325-nasz-wywiad-tomasz-terlikowski-kardynal-dziwisz-czesto-wspiera-platforme-jeden-brat-rzadzi-w-kurii-drugi-w-partii-wladzy