Zaremba: Kaczyński schodzi z linii strzału. Sens wystąpienia w Sali Kongresowej. "Uznał logikę nowych trendów"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

To było jedno z najkrótszych wystąpień Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli uwzględnić częste owacje sali  przerywające mu co pół zdania, trwało może z dziesięć minut. Te owacje to wzorzec przeniesiony wprost z podobnych  imprez amerykańskich, gdzie same trwają po minut kilkadziesiąt  i są tak naprawdę często ważniejsze  od tego, co powie polityk – bo symbolizują partyjną mobilizację. I z tego punktu widzenia zjazd w Sali Kongresowej można uznać za udany. Lubiący długo mówić lider uznał logikę nowych trendów.

Przemówienie Kaczyńskiego to zbiór ogólników, oskarżeń obecnego rządu o kłamstwa w sprawie stanu finansów i zapowiedzi: my to zrobimy lepiej. W krótkim dystansie czasowym można je uznać za… sukces jeszcze z innego powodu. Trzeba na to spojrzeć z szerszej perspektywy: charakteru tej kampanii.

Niewątpliwie PO dominuje w sondażach, ale wobec dużej liczby niezdecydowanych (także, czy pójść na wybory) to trochę ułuda. Sztabowcy PO wiedzą dobrze, że realne twarde elektoraty prawie się liczebnością nie różnią. Ich dotychczasowa metoda: nie tyle się chwalić, co podkreślać, robimy coś, czego jeszcze nie skończyliśmy, jest zręczna, ale przemawia raczej do przekonanych. Sztab Platformy złożony, inaczej niż sztab PiS, z dużej grupy ekspertów od marketingu a nie polityków, musi teraz znaleźć sposób na mobilizację biernych i chwiejnych. Tych, którzy pognali do urn w roku 2007  wystraszeni PiS-owskim „faszyzmem”, widmem „państwa policyjnego” itd.

Najłatwiej ich sprowokować negatywnymi emocjami. Na razie jednak żaden przedmiot takich emocji się nie nasuwa. W moim tekście o obecnej kampanii, który ukaże się w poniedziałkowym „Uważam Rze” Eryk Mistewicz zauważa, że opozycja schodzi z linii strzału. A opozycja to naturalnie w pierwszym rzędzie Jarosław Kaczyński – już dziś widać, że kampania będzie może jeszcze bardziej pojedynkiem dwóch liderów niż ta w 2007 roku.

Prezes PiS lubi czasem powiedzieć coś, co potem przypominają do znudzenia TVN 24 na zmianę w Tok Fm. Wystarczy nieostrożne słowo, zbyt mocno zaatakowanie tego czy innego środowiska.  Tak choćby było nawet nie z wypowiedzią, a zapisanymi paroma zdaniami o Śląsku w jednym z partyjnych programów. Służyły potem za temat potępieńczych debat  podejmowanych w niezmiennie apokaliptycznym tonie przez kilka dobrych tygodni.

W ostateczności opozycja nie przegra, jeśli nie da się sprowokować. To schodzenie z linii strzału będzie miało jednak swojej granice. Tusk zaproponował cykl debat. Kaczyński odpowiedział dość lekceważąco zapowiadając swoiste rozliczanie ministrów tego rządu przez nowopowoływany  Ośrodek Myśli Programowej PiS. To dobre zagranie na początek. Zbyt szybkie przystanie na ofertę Tuska wywoływałoby wrażenie tańczenia w rytm rządowej muzyki.

Ale stawiam dolary przeciw orzechom, że Kaczyński nie będzie mógł bez końca ignorować  tego pomysłu, bo wywoływałby wrażenie, że się boi konfrontacji. Choć ma znany uraz na punkcie debaty w roku 2007, kiedy niezbyt zdrowy i wytrącony z równowagi przez agresywną platformerską publiczność, przegrał  telewizyjne starcie z Tuskiem na punkty i od tego momentu zaczął tracić w sondażach.

Co gorsza Tusk traktuje tę debatę jako zderzenie swojej i PiS-owskiej ławki autorytetów. Nie ulega wątpliwości, że Beata Szydło wypadnie bladziej od ministra Rostowskiego, a Radosław Sikorski łatwo wytrąciłby z równowagi Anne Fotygę. Kaczyński musi zdecydować, czy wziąć cały ciężar starcia na siebie. Czy może sięgnąć po jakiejś nowe postaci, które mają się znaleźć na listach PiS, podobno bardziej gruntownie zapełnionej nowymi ludźmi niż nam się zdaje. Kto byłby dobrym partnerem dla Sikorskiego? Może Witold Waszczykowski? A kto może stać się „finansową twarzą” PiS? Na razie nie wiemy.

Jest coś jeszcze. Kaczyński zdecydował się na razie na operowanie prostym przekazem dotyczącym tematyki gospodarczej. Nie dlatego, że jak napisał w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" Paweł Wroński, za polskimi partiami nie stoją żadne większe idee. Akurat w PiS takich idei nie brakuje: obrona narodowej tożsamości, obrona tradycyjnego wychowania i edukacji czy całkiem inna filozofia wymiaru sprawiedliwości to nie jest fikcja, ale coś realnego. Ale najwyraźniej lider PiS uznaje takie tematy za zbyt abstrakcyjne i zdradliwe. Więc poprzestaje na prostej konkluzji: w finansach i gospodarce jest źle, bo rząd się nie stara.

Może to jest dobra recepta. Ale czy w dalszych tygodniach będzie wystarczyła deklaracja z dzisiejszego przemówienia: My wiemy, skąd wziąć pieniądze i jaj je wydawać? Instynktownie czuję, że nie. I nie chodzi tu o zapowiadane już dziś przez szefa sztabu Tomasza Porębę szczegółowe konferencje prasowe z projektami ustaw. Wiem, że PiS chce nawet przedstawiać projekty całkiem nowego systemu podatkowego.

Chodzi o parę prosto i wizjonersko przedstawionych celów. Jeśli się nie pojawią, filozofia Tuska: w obliczu kryzysu skupmy się wokół rządu, może się okazać atrakcyjna dla wielu grup, nawet tych potencjalnie niezadowolonych.



Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych