Tylko u nas. Kuriozalna decyzja łódzkiej prokuratury w sprawie wulgarnej prowokacji - "człowieka - motyla" na procesji Bożego Ciała

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Na początku przypomnijmy od czego wszystko się zaczęło: od radosnych doniesień "Gazety Wyborczej" po bolesnym dla katolików wydarzeniu:

 

Na procesji Bożego Ciała, 44-letni Paweł Hejncel przebrał się w strój motyla i dołączył do wiernych. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", mężczyzna wspinał się na palce, kucał i pląsał między ludźmi. Dzieci myślały, że jest on częścią procesji, natomiast księża byli zniesmaczeni. Ta forma happeningu może mieć poważne skutki. Żart najprawdopodobniej skończy się w prokuraturze. Ks. proboszcz Ireneusz Kulesza wniósł do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Paweł Hajncel ma 44 lata. Maluje, rysuje, kręci filmy.

Człowiek przebrany za motyla a chrześcijańska godność , Gazeta.pl, lipiec roku 2011

 

Później, w początkach sierpnia dowiedzieliśmy się, że prokuratura sprawę umorzyła. Ale dlaczego? Portal wPolityce.pl dotarł do uzasadnienia umorzenia. Dokument wydała Prokuratura Rejonowa Łódź Górna w dniu 29 lipca 2011 roku.

Niestety, potwierdza on najgorsze nasze obawy. Można domniemywać, że od teraz każdy kto chce, będzie mógł sobie na chrześcijańskich uroczystościach organizować prowokacje, zabawy i wszelkie gorszące ekscesy.

 

Na początku przypomnijmy paragrafy kodeksu karnego jakich ewentualne naruszenie badała prokuratura, co sama potwierdza w uzasadnieniu postanowienia:

Art. 195. § 1. Kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Art. 196. Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

I przypomnijmy co w tej sprawie mówił mężczyzna, który tak ochoczo kpił z uroczystości Bożego Ciała:

Wkurza mnie wszechobecność Kościoła. Konkordat, religia w przedszkolu, święcenie karetek. Przestrzeń publiczna została zaanektowana przez księży i polityków. Próbowałem odzyskać chociaż jej część. Pokazać, że mogę chodzić po ulicy w przebraniu motyla tak samo jak wierni manifestować przywiązanie do religii

- opowiadał  "Wyborczej". Z czego wynika, że działał świadomie. Zrobił, co chciał zrobił. Zakłócił publicznie wykonywaniu aktu religijnego, obraził uczucia dorosłych uczestników procesji. Wcześniej sprosił na swoją akcję zaprzyjaźnionych fotoreporterów, w tym, można domniemywać, z "GW".

A jednak, w dość pokrętnym wywodzie prokuratura łódzka uznała, że to co zrobił, mieściło się w granicach prawa. Jak do tego doszła?

Asesor Mariusz Kuśnierek w "Postanowieniu o odmowie wszczęcia postępowania" do którego dotarliśmy najpierw opisuje zdarzenie:

W dniu 23 czerwca 2011 roku w Łodzi, m.in. na ulicy Czerwonej odbyła się procesja uliczna wyznawców Kościoła rzymskokatolickiego związana z obchodzeniem święta Bożego Ciała.

W czasie procesji, z bramy posesji przy ulicy Czerwonej 2 wyszedł mężczyzna ubrany w ciemną bluzę oraz mający zamocowane na plecach teatralne skrzydła na wzór motyla, w kolorze różowym oraz różowe rajstopy i trampki. Mężczyzna ten następnie przez chwilę uczestniczył w pochodzie, a także biegał pośród idących ludzi, po czym z powrotem wszedł do bramy posesji przy ulicy Skorupki, gdzie zdjął przebranie.

Dokonania mężczyzny, którym okazał się Paweł Hejncl rejestrowane były przez towarzyszących mu fotoreportera oraz fotografów z lokalnych gazet w Łodzi.

Rozpytany przez funkcjonariusza dokonującego interwencji Paweł Hejncl oświadczył, że jest artystą, a swoim uczestnictwem w oryginalnym stroju chciał dać uciechę dzieciom uczestniczącym w procesji, jak również dać wyraz swojej radości z jednego z najbardziej radosnych świąt Kościoła rzymskokatolickiego.

Jak oświadczył, jego zamiarem nie było złośliwe przeszkadzanie w wykonywaniu aktu religijnego. Paweł Hejncl, poinformowany, iż jego zachowanie może zakłócać procesję zobowiązał się, że nie będzie ponawiał tego typu działania w czasie procesji.

Tyle opisu. Dalej asesor Kuśnierek stwierdza, że artykuł 195 par. 1 kodeksu karnego "penalizuje złośliwe przeszkadzanie w wykonywaniu aktu religijnego" zaś artykuł 196 kodeksu karnego "penalizuje obrażanie uczuć uczuć religijnych innych osób przez działanie polegające na publicznym znieważaniu przedmiotu czci religijnej albo miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych".

Przepisy te "zapewniają też prawo do publicznego wykonywania aktów religijnych (mszy, procesji i innych aktów). (...) I dalej czytamy:

Czynność sprawcza przestępstwa polega na przeszkadzaniu w wykonaniu takiego aktu, czyli zachowaniu, które chwilowo lub przez dłuższy czas uniemożliwia uczestnictwo w konkretnym akcie religijnym, zakłóca nastrój skupienia czy transu religijnego, a także utrudnia lub uniemożliwia wykonanie aktu religijnego.

Stoi więc dość jasno - procesji zakłócać nie można. No, ale to zapewne dotyczy innych wyznań. Bo w przypadku gdy chodzi o katolików, zawsze da się włączyć jakieś usprawiedliwienie. Oto i one:

Nie każde jednak przeszkadzanie będzie podlegało odpowiedzialności karnej, a tylko takie, które jest umyślne i którego motywem jest "złośliwość" rozumiana jako szczególne nastawienie podmiotowe sprawcy, wyrażające się w chęci dokuczenia, zrobienia komuś przykrości, wyprowadzenia kogoś z równowagi.

Zapytajmy więc - czy Paweł Hejncl chciał to zrobić? Czy chciał dokuczyć, zrobić komuś przykrość, wyprowadzić kogoś z równowagi.

Mówił "Wyborczej", że "wkurza go wszechobecność Kościoła". Więc raczej nie z sympatii działał. Działał świadomie. Ale prokuratura znalazła sposób, by dojść do innego wniosku:

Analiza zgromadzonego materiału nie daje podstaw do uznania, iż zachowanie Pawła Hejncla mogło wyczerpać znamiona czynów karalnych wskazywanych powyżej.

Jesteśmy zadziwieni, ale czytamy dalej:

Jakkolwiek przyznać należy, iż działanie jego miało charakter przemyślany, mający na celu zdobycie przy pomocy towarzyszących mu dziennikarzy oraz fotoreportera rozgłosu oraz uznania go jako artysty poprzez wykonanie "kreacji artystycznej" to oceniając jego zachowanie nie sposób przypisać mu koniecznego dla stwierdzenia (...) przestępstwa szczególnego, ukierunkowanego zamiaru złośliwego dokuczenia uczestnikom procesji, bądź też złośliwego zakłócenia przebiegu tego aktu religijnego.

Dlaczego "nie sposób"? Czy ktoś to rozumie? Przecież mówił "Wyborczej", że "wkurza go wszechobecność Kościoła", i to był jego motyw, jak najbardziej złośliwy. Dlaczego więc zdaniem prokuratury "nie sposób" uznać, działał złośliwie? Że chciał zakłócić procesję? No przecież chciał! Po to się tam pojawił! Przebrał, a wcześniej zwołał media. Dziwne? Dalej jest jeszcze dziwniej:

Co prawda uznać można, iż Paweł Hejncl realizując dające mu rozgłos, artystyczne przedsięwzięcie mógł przewidzieć i godził się na to, że jego zachowanie może zakłócić nastrój skupienia i transu religijnego oraz być subiektywnie postrzegane przez niektórych uczestników procesji jako obraza ich uczuć religijnych, to jednak zachowanie realizowane w tej postaci zamiaru nie jest penalizowane.

A więc Paweł Hejncl wiedział, jakie będą skutki. To jest obiektywnie stwierdzone. Ale już obraza jakiej się dopuścił, jest "subiektywna". No i ten język prokuratury - "trans religijny...".

Poza tym pan asesor uprzejmie podkreśla, że Paweł Hejncl orzekł, że chciał dzieciom sprawić radość. Jak można mu nie wierzyć? Trzeba mu wierzyć, chociaż w "Wyborczej mówił, że "wkurza go wszechobecność Kościoła". I to podawał za swój motyw.

I wniosek - zdaniem prokuratury łódzkiej nic co zrobił Paweł Haincl, ulubiony happener "Gazety Wyborczej" "nie miało charakteru obelżywego bądź poniżającego wiernych Kościoła katolickiego".

Tak, bo tak naprawdę, mógł to pan asesor napisać wprost, zapewne nic i nigdy nie uraża wiernych Kościoła katolickiego. Ciekawe swoją drogą czy równie pokrętnie wybrnąłby z problemu, gdyby "radosny" motyl pojawił się wśród muzułmanów, Żydów, ewangelików czy nawet na spotkaniu kółka ateistycznych prokuratorów.

Tak czy inaczej - warto to wydrukować i zachować. Po tym postanowieniu granice ochrony kultu religijnego zostały w Polsce drastycznie osłabione.

wu-ka

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych