Tomasz Sakiewicz o nowym dzienniku: Tabloidalna tylko forma. "Lekka gazeta o konserwatywnych poglądach"

Tomasz Sakiewicz podczas spotkania z okazji wręczenia nagród "Złotej Ryby". Fot.wPolityce.pl
Tomasz Sakiewicz podczas spotkania z okazji wręczenia nagród "Złotej Ryby". Fot.wPolityce.pl

Na portalu sdp.pl red. Błażej Torański rozmawia z Tomaszem Sakiewiczem o nowym tabloidzie politycznym, źródłach sukcesu „Gazety Polskiej” i Toli Donalda. Poniżej fragmenty.

 

Red. Błażej Torański: W Polskę poszła wiadomość, że od września będzie Pan wydawać tabloid. Tabloidy charakteryzują się szybką informacją, ale i sensacją, plotkami z życia celebrytów, ciętym językiem, epatują krwią i seksem.

Tomasz Sakiewicz: „Gazeta Polska Codziennie” będzie miała tylko formę, grafikę tabloidu. W treści nie będzie tabloidem.

Nie będzie Pan zatrudniać detektywów, jak w „News of The World”, aby włamywali się do poczty głosowej polityków i wyłapywali pikantne szczegóły z ich prywatnego życia?

Nie, nie. Nas interesują tylko plotki zza kulis polityki, które mają realny wpływ na życie. Zawsze dziennikarze działają w przestrzeni pewnego ryzyka, jak dziennikarze „Gazety Polskiej”, którzy przywieźli ze Smoleńska części tupolewa. Pewnie Putin z tego powodu nie jest szczęśliwy. Ale moi dziennikarze nie przekroczą granic wyznaczonych przez dobro społeczne.

Nie pokażą w interesie publicznym, jak Krzysztof Piesiewicz ubrany w damska kieckę wciąga nosem biały proszek?

Myślę, że nie. Nie przyzwoliłbym na coś, co – w mojej ocenie – dla naszych czytelników byłoby niesmaczne i naruszało granice prywatności.

Ale senator – swoją drogą wybitny scenarzysta i adwokat zasłużony dla polskiej demokracji - w tym konkretnym przypadku uległ szantażystom, więc jako polityk był dla polskich interesów niebezpieczny.

Można to samo opisać słowem. O tym, że uległ szantażystom i brał narkotyki oczywiście opinia publiczna powinna wiedzieć. Ale nie trzeba koniecznie publikować pikantnych zdjęć. Nie potępiam „Super Expressu”, który opublikował te zdjęcia, bo taki mają sposób myślenia, redagowania i ci, którzy kupują tę gazetę, z tym się liczą. Ja bym tego nie zrobił.

A opisałby Pan, jak to uczynił „Newsweek”, jednego z polskich polityków, jak korzysta z usług prostytutek?

Jeżeliby to nie miało żadnego wpływu na życie polityczne, to nie. Spraw wyłącznie osobistych nie będziemy w gazecie poruszać. Gdyby jednak polityk był z tego powodu szantażowany albo płacił pieniędzmi z funduszy partyjnych, to pewnie tak.

Będziecie więc wkraczać w życie prywatne polityków tylko wtedy, kiedy będzie ono miało przełożenie na interes publiczny?

Tak, oczywiście.

Nie będzie Pan wysyłać paparazzi na plażę, gdzie politycy wypoczywają, ani wdzierać się do ich mieszkań i rezydencji?

Nie, raczej do Sejmu.

Co to za tabloid, skoro nie będzie konkurował z „Super Expressem” i „Faktem”?

Mam wrażenie, że wchodzimy w niszę nie zajętą jeszcze przez żadną gazetę. Chcemy redagować lekką gazetę o konserwatywnych poglądach.

Aby redagować opiniotwórczą gazetę, potrzebne są znane nazwiska. Ma Pan już takich autorów?

Tak. Pomijając, że w zespole „Gazety Polskiej” są osoby znane z pierwszych stron gazet, będę miał autorów z najwyższej półki.

Proszę wymienić nazwiska.

Chciałbym zaskoczyć czytelników. Poza tym nie każdy wyraził zgodę, aby ujawnić jego nazwisko przed ukazaniem się gazety.

Według moich informacji Bronisław Wildstein odmówił Panu.

A dlaczego miałby odmówić? Nie rozmawiałem z nim, bo jest gdzie indziej zatrudniony. Nie mogę jednak wykluczyć, że któryś z szefów działu coś mu proponował.

Kiedy Grzegorz Hajdarowicz kupił 51 proc. „Presspubliki” uznał Pan to za koniec „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” i zaproponował dziennikarzom obu tytułów współpracę przy organizowaniu nowego dziennika. Nie spotkało się to jednak z entuzjazmem. Jest Pan zawiedziony?

Wszyscy ci ludzie mają obecnie zatrudnienie, więc mogą do mnie przyjść, kiedy przestaną pracować. Niektórzy mają prawdopodobnie zapisy uniemożliwiające pracę u konkurencji, więc muszą być ostrożni w deklaracjach o chęci zmiany redakcji. Nie wiem więc, na jakiej podstawie twierdzi pan, że nie spotkało się to z entuzjazmem.

(...)

Wybitny medioznawca, prof. Wiesław Godzic twierdzi, że nie macie szans.

Pamiętam wcześniejsze opinie pana Godzica na nasz temat. Od lat twierdzi, że nie mamy szans. Dlatego jest medioznawcą, a nie dziennikarzem.

„Gazeta Polska” bije rekordy sprzedaży. Jest na fali. W czym upatruje Pan źródeł sukcesu?

Jak przejmowałem „Gazetę Polską” w 2005 roku, sprzedawaliśmy 10 tys. egzemplarzy, a teraz między 60-70 tysięcy z tendencją wzrostową. Podstawową przyczyną jest moje postanowienie otwarcia się na ludzi o naszych poglądach, ale jednak różniących się. Wpisaliśmy do stopki redakcyjnej, że drukujemy poglądy autorów, z którymi się nie zgadzamy. Wrócili więc publicyści i czytelnicy, którzy kiedyś na nas się obrazili. Zachowujemy nurt konserwatywno-patriotyczny, ale nie zawsze prawicowy, bo wielu naszych autorów ma lewicowe poglądy gospodarcze. Zmieniliśmy też sposób redagowania. Nie jesteśmy ani grzeczni, ani układni. Wymykamy się spod kontroli różnych elit. Na początku 2010 roku „Gazeta Polska” rozpoczęła ostrą walkę o rynek i mieliśmy pierwszą prawdziwą kampanię reklamową w telewizji. Na to nałożyła się katastrofa smoleńska i zwielokrotnił się efekt sprzedaży. Otworzyliśmy łamy na wszelkie hipotezy przyczyn katastrofy: od zamachu po przypadek i zaniedbania.

Czy tajemnica sukcesu „Gazety Polskiej” nie wynika właśnie z wyzwalania silnych emocji?

Głównym motorem działania człowieka zawsze są emocje. Jeżeli coś nie budzi emocji, to nie zwraca uwagi. Rozum pozwala nam realizować nasze motywacje, które wynikają z emocji.

Nową gazetę także zbudujecie na emocjach? Od dalszego wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej po kryzys finansów i narastającą w Polsce biedę? Na nastrojach populistycznych, roszczeniowych, nacjonalistycznych?

Nie wiem co Pan rozumie przez nacjonalizm. Nigdy nie pozwoliłbym na poniżanie innych narodów. Co nie oznacza, że nie cenimy sobie bardzo kultywowania patriotyzmu.

(...) Opisywać będziecie nastroje tych, którzy wieszają na stadionach hasło „Tola ma Donalda, Donald ma Tolę”?

Będziemy nie tylko relacjonować wydarzenia sportowe, ale także opisywać życie z punktu widzenia odbiorców. Bo Donald nie tylko ma Tolę, ale znacznie więcej problemów. Ma przede wszystkim kłopoty z poczuciem humoru.





Tomasz Sakiewicz, urodzony 1967 r. Po stanie wojennym współtwórca konspiracyjnych struktur w liceach na Żoliborzu w Warszawie. Członek podziemnego Ruchu Katolickiej Młodzieży Niepodległościowej, od maja 1988 członek NZS, współzałożyciel ZChN.

W latach 80. członek i animator ruchu oazowego i ruchu muminkowego zajmującego się dziećmi z upośledzeniem umysłowym. Studiował  psychologię na Uniwersytecie Warszawskim (absolutorium). Związany z podziemną prasą. Pisał do podziemnej gazetki młodzieżowej „Słowo Niepodległe”, współpracował z konspiracyjnymi „Wiadomościami Codziennymi”.

Po 1989 r. krótko  współpracował z „Expresem Wieczornym”, potem z gazetą „Nowy Świat”. W 1992 r. był pomysłodawcą i współzałożycielem (razem z Piotrem Wierzbickim) „Gazety Polskiej” (pierwszy numer ukazał się w 1993 r.) Od 2005 r. redaktor naczelny „Gazety Polskiej”. Autor programów radiowych i telewizyjnych. W latach 2003-2007 stały komentator wielu stacji radiowych i telewizyjnych. Współautor książki „Układ o A. Lepperze” i dwóch tomików bajek pisanych dla córek.

wu-ka, źródło: sdp.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych