Jednak nie będzie pięciu milionów dolarów odszkodowania dla córki Włodzimierza Cimoszewicza za tekst we "Wprost"!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Córka b. premiera Włodzimierza Cimoszewicza nie dostanie od dawnego wydawcy i naczelnego "Wprost" 5 milionów dolarów odszkodowania, przyznanych przez sąd w USA za jej zniesławienie

 

- orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie. Jej adwokaci zapowiadają apelację.

W piątek sąd w precedensowej sprawie uznał za niewykonalny w Polsce wyrok sądu z USA, który w 2009 r. zasądził 5 mln dolarów dla Małgorzaty Cimoszewicz-Harlan, córki p. premiera koalicji SLD-PSL z lat 90., i jej męża.

Według SO wyrok z USA jest sprzeczny z porządkiem prawnym RP, bo zasądzane w Polsce odszkodowania nie mogą prowadzić do wzbogacenia powoda i zarazem upadłości pozwanego - a tak by się stało, gdyby wyrokowi z USA nadać klauzulę wykonalności.

Uznanie wyroku sądu z Chicago oznaczałoby konieczność zapłaty zasądzonego odszkodowania - normalnego w USA, a niespotykanego w procesach wytaczanych mediom w Polsce, gdzie najwyższe zasądzane kwoty nie przekraczają 150-200 tys. zł.

Proces w USA dotyczył artykułu tygodnika z 2005 r. pt. "Konspiracja Cimoszewiczów". Autor Jan Fijor oskarżył w nim mieszkającą w USA córkę Cimoszewicza i jej rodzinę o rzekome nadużycia finansowe w związku z zakupem za pośrednictwem ojca akcji PKN Orlen. W 2005 r. Cimoszewicz-Harlan i jej mąż Russell Harlan zaskarżyli "Wprost" - początkowo do sądu w Karolinie Południowej, gdzie mieszkają, a następnie do sądu w Chicago.

W 2009 r. media podały, że ława przysięgłych w Chicago orzekła, że informacje tygodnika były nieprawdziwe i znieważyły powodów. Zasądzono 5 mln dolarów odszkodowania.


Po informacji o tym w polskich mediach wskazywano, że tak wysokie odszkodowanie oznaczałoby ruinę dla tygodnika. Podkreślano, że aby przełożyć wyrok zagranicznego sądu na polski system prawny trzeba wszcząć postępowanie o uznanie wykonalności wyroku w Polsce; nie dotyczy ono już meritum sporu, tylko spraw formalnych.

W 2009 r. ówczesny wydawca tygodnika - Agencja Wydawniczo-Reklamowa Wprost oświadczyła, że nie otrzymała "żadnej korespondencji procesowej, w związku z tym trudno jest w ogóle ustosunkować się do ewentualnego wyroku, można jedynie przypuszczać, że jakieś kapturowe orzeczenie zapadło w trybie nieznanym europejskiemu wymiarowi sprawiedliwości". Zaznaczono, że wydawca nie otrzymał ani wyroku, ani żadnych pism procesowych z USA.

B. naczelny "Wprost" Marek Król mówił PAP, że "to o niego chodzi w całej sprawie". Podkreślał, że powódka nigdy nie zwróciła się o sprostowanie, a od razu poszła do sądu, i to nie w Polsce, lecz w USA. Dodawał, że wynajął w USA adwokata do sprawy w Karolinie Płd., a gdy tam pozew oddalono, był przekonany, że to już koniec sprawy. Dlatego ze zdziwieniem przyjął wyrok sądu w Chicago, bo o tej sprawie nigdy nie został zawiadomiony. Król zwrócił uwagę, że autor artykułu nie został pozwany przez powódkę.

Cimoszewicz-Harlan (której nie było w sądzie) wniosła do SO o nadanie klauzuli wykonalności całemu wyrokowi z USA. Jej adwokaci argumentowali, że ma to "ważki wymiar dla standardów prasowych w Polsce wobec powszechnego obiegu informacji i odpowiedzialności za słowo". Prawnicy b. wydawcy tygodnika oraz Króla uważali, że wyrok nie powinien być uznany, bo "stwarza zagrożenie dla wolności mediów". Według nich prawo polskie kwestionuje takie odszkodowania, które nie mogą być wzbogaceniem, a tylko "odpowiednim naprawieniem szkody, której tu nie było". Negocjacje ugodowe z b. wydawcą nie dały rezultatu.

SO uznał, że sąd USA zastosował nieznaną polskiemu prawu formułę "karnego odszkodowania". Zadośćuczynienia przyznawane przez polskie sądy muszą być w "odpowiedniej sumie", przy uwzględnieniu sytuacji majątkowej pozwanego - uzasadniała sędzia Krystyna Nowak. Dodała, że kwota zasądzona w USA była "rażąco wygórowana i niewspółmierna do krzywdy". Podkreśliła, że polskie sądy nigdy nie zasądziły tak olbrzymiej kwoty w procesie o ochronę dóbr osobistych.

Według SO wyrok zapadł "w realiach USA", a jego uznanie w Polsce mogłoby spowodować upadłość AWR. Sędzia podkreśliła, że wyrok ma być dolegliwy dla strony przegrywającej, ale nie może prowadzić do jej bankructwa. Dodała też, że wyroku sądu zagranicznego nie można uznać tylko w części.

Ponadto SO ocenił, że b. wydawca tygodnika został odpowiednio poinformowany w 2006 r. o sprawie i mógł się bronić, natomiast Król nie - co pozbawiło go prawa do obrony.

Adwokaci wnioskodawczyni nie chcieli komentować sprawy merytorycznie; zapowiedzieli apelację.

Usatysfakcjonowany decyzją sądu Król przyznał dziennikarzom, że liczył się nawet z koniecznością sprzedaży domu, gdyby sąd uznał wykonalność wyroku. Dodał, że żądanie uznania wyroku z USA "miało znamiona wyłudzenia".

Nie udowodniono, by państwo Cimoszewicz ponieśli konkretne straty po naszym artykule

- dodał b. naczelny "Wprost"

 

wu-ka, PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych