Gen. Roman Polko o rozwiązaniu 36. Specjalnego Pułku: "To tak, jakbyśmy uważali, że BOR może zastąpić agencja ochrony"

PAP
PAP

Powierzenie cywilom a nie wojskowym transportu prezydenta Rzeczypospolitej, jej władz i generalicji, to jawna demonstracja braku zaufania do własnej armii - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" gen. dyw. dr. Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM i były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Gen. Polko bardzo krytycznie ocenia decyzję nowego szefa MON Tomasza Siemoniaka o rozwiązaniu 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego:

Zacznę przede wszystkim od formy, gdyż ta w ogóle nie przystaje do sytuacji - do tego, by w taki właśnie sposób, jak to uczyniono, rozwiązywać jednostkę. Jest przecież pewien standard i są pewne tradycje budowane przez lata. Forma rozwiązania jednostki - mówiąc najdelikatniej - była niegodna. I jeżeli ktoś mówi, że to jest "twarde wejście" nowego ministra, to ja, niestety, tego nie mogę potwierdzić, gdyż jest to głupie wejście. Bo przecież nowy minister nawet się nie przyjrzał sprawie i chcąc pokazać, że jest niby twardym facetem, podjął decyzję o rozwiązaniu. Czyli najpierw działa, a potem myśli. A przecież gdybyśmy w wojsku najpierw działali, a później myśleli, to mielibyśmy codziennie Nangar Khel.

Bardzo ważne są uwagi gen. Polko o ograniczeniach, które wynikają z wyboru maszyn cywilnych jako maszyn transportowych dla VIP-ów:

Po pierwsze 36. SPLT to nie tylko jednostka do przewozu VIP-ów, ale także do przewozu m.in. generałów wyższych sztabów zajmujących się planowaniem, by mogli oni udać się chociażby do żołnierzy na pole walki. A takich możliwości nie daje samolot pasażerski. Nie daje on również możliwości udzielania pomocy humanitarnej, możliwości szybkiego pojawienia się w regionach kryzysowych - chociażby takich jak Somalia, gdzie jest klęska głodu i gdzie pilot cywilny nie wyląduje, bo należy liczyć się z ostrzałem. To są specyficzne wymogi techniczne tego typu samolotów. Bo wątpię, by na LOT-owskich samolotach montowało się system wystrzeliwanych flar na wypadek, gdyby ktoś chciał ten samolot strącić. Piloci cywilni i wojskowi uczeni są różnych ścieżek podchodzenia do lądowania, jak to było chociażby w Bagdadzie, gdzie każdy pilot wojskowy podchodził tak naprawdę różną, indywidualną ścieżką, najczęściej spiralnie, z wysoka, niemal pikując, by nie ułatwiać ewentualnego ostrzału. Samo uzasadnienie, że teraz najważniejsze osoby w kraju będą latać śmigłowcami, bardzo źle wpływa na bezpieczeństwo państwa. To tak, jakbyśmy uważali, że BOR może zastąpić agencja ochrony. Aczkolwiek w naszym wypadku, gdy zginęło 96 najważniejszych osób w państwie, a BOR nie ma sobie nic do zarzucenia, to chyba faktycznie jest ono - przynajmniej w takiej formie - do niczego niepotrzebne. Podejrzewam, że szef jakiejkolwiek firmy ochroniarskiej, gdyby zginęła grupa ludzi, którą ochrania, na pewno do takiej odpowiedzialności by się poczuwał.

Gen. Polko podkreśla, że "rozwiązanie 36. SPLT nie jest żadnym rozwiązaniem":

Na tej samej zasadzie będzie można niedługo dokonać przeglądu Marynarki Wojennej i jej obecnego wyposażenia i podjąć decyzję także o jej rozwiązaniu. Bo i tam niestety jest źle, gdyż długo już nie dokonujemy żadnych zakupów i mamy problemy ze sprzętem. Jeśli rząd będzie utrzymywał taką sytuację, już niedługo naprawdę nie będziemy mieli Marynarki Wojennej. Tymczasem nie tędy droga. Myślę, że trzeba przestać oszukiwać siebie i obywateli, karmiąc ich propagandą sukcesu na miarę Gierka i zacząć rzeczywiście coś robić. Bo wykonywane na potrzeby kampanii wyborczej gesty tego typu, jak chociażby rozwiązanie specpułku, naprawdę przynoszą niewyobrażalną szkodę nie tylko ludziom w nim zatrudnionym, ale i państwu. Przecież w 36. SPLT zainwestowano już kilkadziesiąt milionów złotych, a teraz chce się to wszystko przekreślić, nie potrafiąc nawet rzeczowo wyjaśnić tej decyzji.

Co ważne, samoloty cywilne nie gwarantują bezpieczeństwa także w sferze jawności:

To jest kwestia też tego typu, że na pokładzie samolotu wożącego najważniejsze osoby w państwie czy generałów powinna być chociażby tajna łączność, a takiej nie ma w samolotach cywilnych. Ale co tu dużo mówić, skoro po katastrofie smoleńskiej zaczęto nam wmawiać, że fakt, iż zginęły tajne telefony całego naszego dowództwa wojskowego, które są prawdziwą bazą wszelkich istotnych dla naszego kraju informacji, nie jest niczym szczególnym i wartym zajęcia.

Skaj

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych