Dlaczego uparcie wracam do problemu postanowionego przez Jarosława Marka Rymkiewicza - czy są dwie, czy jedna Polska? Ponieważ uważam, że odpowiedź na to pytanie określa jaki jest stan naszej świadomości. Czy jesteśmy nastawieni na konfrontację czy wierzymy jeszcze w ideały Solidarności?
Tych, którzy uparcie twierdzą, że jednak są dwie Polski - renegatów (idących za głosem fletni tvn) i chwatów skupionych na samotnych szańcach internetu, chciałbym zadać jedno pytanie:
Czy można stawiać znak równości pomiędzy oszustem, a oszukanym?
A robią tak ci, którzy do jednego wora chcą wrzucić tych, którzy kłamstwo preparują i tych, którzy je potem z durnom udawolstwiem powtarzają. Oczywiście są ludzie, którzy ściemę powielają z premedytacją, jak wytyczne na XXX zjazd KPZR, ale czy można zakładać, że każdy z nich robi to świadomie ? Czy wszystkim którzy powtarzają łgarstwa, jak stara kołchozowa szczekaczka, chodzi o pogłębianie rozziewu w społeczeństwie? Albo w kościele?
Poglądy w naszej wspólnocie się radykalizują. Owszem. Ale czy rzeczywiście istnieją dwa wrogie obozy? Lub jak chce ktoś inny, powtarzając za poetą, że "to co nas podzieliło, to się już nie sklei" - dwie Polski ?
Jest tylko jedna Polska. Nie dzieli się ona ani na PiS-owców i PO-wców, ani nawet wzdłuż linii Wisły czy innego Curzona. A nawet nie na Polskę A oraz B. Polska jest jedna, tylko że część ludzi dała się otumanić "wolnym mediom" . Ale to, że niemal całe media są w dłoniach, wcale nie metaforycznego, "imperium zła" wcale nie znaczy, że jesteśmy z góry przegrani.
Diagnoza? Proszę.
Co spowodowało podział w społeczeństwie?
Kłamstwo.
Niektórzy w nie uwierzyli, bo było im wygodnie w nie uwierzyć. Inni, bo bali się utraty pracy, lub jakichś profitów, apanaży bądź rządowych dotacji. Ale w końcu byli i tacy (wierzę, że jest ich większość) którzy uwierzyli w kłamstwo z czystej naiwności, zapatrzeni jak w bóstwo w jakiegoś pożal się boże celebrytę-debila, gwiazdora-zdrajcę lub szmatławego idola. Mówić im teraz, że są w tej drugiej, złej Polsce, to jak rzucać grochem o ścianę, albo perły między wieprze. Nie poskutkuje. Szkoda próbować. Perswazja nie przyniesie żadnych skutków. A tym bardziej pogarda.
W wojsku nauczyłem się jednego - jak się rozciągnie zasieki, to trudno jest przejść na drugą stronę. Wiem to nie tylko ja, ale i wszyscy, którzy kiedyś byli po tak zwanej tamtej stronie. Którzy wierzyli kiedyś w Magdalenkę, Gazetę Wyborczą, albo w "politykę miłości", czyli większość z nas.
Jaka jest zatem recepta?
Prawda.
Żmudne jej odkrywanie dla samych siebie i dla tych, którzy tak jak kiedyś ja, celebrowali datę 4 czerwca 1989 roku.
Co jest najbardziej bolesne w tym odkrywaniu prawdy? To, że trzeba niestety najpierw odkryć prawdę o sobie. Powiedzieć sobie jasno - kim byłem, jakie miałem poglądy, co spowodowało, że stanąłem właśnie po tej, a nie po tamtej stronie oraz dlaczego teraz, mam takie a nie inne zapatrywania.
Co jest największym niebezpieczeństwem przy odkrywaniu prawdy? Moim zdaniem pułapek jest wiele. Są nimi półprawdy, maski, ucieczka w schematyzm, wyparcie. Albo zastępowanie prawdy jakimś nośnym hasłem. Takim, dla mnie jest na przykład sformułowanie : "są dwie Polski".
To nieprawda, że są ludzie, którzy są straceni, bo ich tak wychowano, bo im tak wygodnie, albo dlatego, że są z natury źli. Każdy człowiek jest wrażliwy na piękno, dobro, oraz prawdę. Jeśli u kogoś zabito tą wrażliwość, stępiono, albo wypaczono, to nie znaczy że trzeba wieszać na nim psy i skazywać na wieczną banicję.
Jeśli ktoś siedzi przed telewizorem dwie godziny dziennie i przez godzinę czyta jakieś gw, to ma tyle trucizny w mózgu, że nawet sto godzin rozmów tego nie usunie. Trzeba mu zrównoważyć dietę. Uświadomić mu, że wyłączne stołowanie się u Pana McDonalda grozi śmiercią. Podsunąć antidotum, zaciekawić rzeczywistymi problemami, a nie tymi spreparowanymi przez media. Jeden z moich znajomych (taki jak i ja oszołom), którego ojciec jest zatwardziałym lemingiem przyszedł do niego z wizytą, do szpitala.
Kup mi do czytania Gazetę
- poprosił ojciec. Synek poszedł do kiosku i przyniósł ojcu Gazetę. Tyle że Polską, a nie Wrogą.
Coś ty mi przyniósł
- krzyknął wściekle ojciec. Nie wiem czy kuracja odniosła właściwy skutek i czy jest to najlepszy sposób na pokazywanie innej strony problemu. Ale próbować zawsze warto.
Wydarzenia 10 kwietnia wielu ludziom otworzyły oczy. I wielu jeszcze się otworzą. Nie można dziś tych ludzi, zindoktrynowanych, odurzonych, zaślepionych - odpychać. To oni, (nie my) są ofiarami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/116717-roman-misiewicz-jest-tylko-jedna-polska-nie-dzieli-sie-ona-ani-na-pis-owcow-i-po-wcow-ani-nawet-wzdluz-linii-curzona