Wiosną tego roku Minister Spraw Zagranicznych w informacji o polityce zagranicznej zapewniał Sejm, że „nasz interes polega na umocnieniu wizerunku Polski jako państwa stabilnego i sprawnego. Na utrwaleniu dobrej marki." Dalej wspomniał, że chciałby aby Polska była „poważnym krajem". Mamy jednak od dłuższego czasu problem do wyjaśnienia czy sam szef naszej dyplomacji zachowuje się poważnie.
Szefem dyplomacji czasem zostaje wyrazisty działacz polityczny lub związkowy. Zdarza się wtedy, że podczas interpelacji parlamentarnej lub w debacie międzynarodowej odwoła się do mocnego porównania lub ciętej riposty. Generalnie jednak szefowie dyplomacji są znani ze stateczności, umiarkowania, łagodnego języka, jednym słowem zachowania pojednawczego. Na wewnątrzpolitycznej scenie ich głównym wysiłkiem są nieustanne zabiegi o uzyskanie konsensu dla swojej polityki zagranicznej. Są też interpretatorami sytuacji międzynarodowej. Wyjaśniają i tłumaczą społeczeństwu stan międzynarodowej rywalizacji i miejsce jakie zajmuje aktualnie ich kraj. Tak to robili poprzednicy i tak to zwykle robią ministrowie spraw zagranicznych innych państw.
Ale nie robi tego tak Radosław Sikorski. Czasem wystąpi w mediach elektronicznych z krótką i banalną oceną na temat międzynarodowy. Jeszcze rzadziej podpisze się w gazetach pod artykułem wykreowanym przez urzędników ministerialnych. Jednak po czterech latach sprawowania urzędu nie zaistniał w przestrzeni intelektualnej jako indywidualność znająca problematykę międzynarodową. Raczej przejdzie do historii jako dyplomata licznych niepowodzeń szczególnie w polityce wschodniej.
Jego koncepcja odejścia od polityki jagiellońskiej i skoncentrowania się na piastowskiej odbudowie kraju poprzez ułożenie relacji z Rosją na zasadach pragmatycznej współpracy legła w gruzach. Postawa Moskwy wobec spraw historycznych (Katyń), bieżących politycznych i gospodarczych (importujemy gaz po najwyższych cenach) oraz zachowanie wobec śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej dowodzi, że Rosja nie traktuje nas jako partnera. Nie widać pomyślnych perspektyw na rozwój Partnerstwa Wschodniego, a tym bardziej utrzymania polityki otwartych drzwi do NATO i Unii dla państw Europy Wschodniej. Spaliły na panewce jego próby eksperymentowania z reżimem Łukaszenki.
Na kierunku zachodnim Sikorski pogrzebał możliwość zawarcia korzystnego porozumienia z Amerykanami w sprawie tarczy antyrakietowej. W Europie poniósł ostatnio klęskę, kiedy Unia odrzuciła możliwość debatowania nad jego pomysłem o wspólnej polityce obronnej. Nie zaistniał też w naszym regionie, który nie poparł jego ambicji kandydowania na szefa NATO w 2009 roku.
Ale Radosław Sikorski przejdzie do historii jako niezłomny wojownik na wewnętrznym froncie walki politycznej, jako autor licznych bonmotów. Tu zbiera same sukcesy w mediach kibicujących konkursowi kto dowali więcej Prawu i Sprawiedliwości i jego liderom. A zaczęło się z hukiem i od razu z wykorzystaniem areny międzynarodowej.
Tuż po dymisji w lutym 2007 roku Sikorski sugerował Amerykanom, aby nie zawierali porozumienia o tarczy antyrakietowej z polskim rządem. Następnie w ferworze starań o sympatie nowego obozu politycznego zaatakował byłych przyjaciół politycznych i apelował o dorżnięcie watah. Nie przerywając retoryki przeciwko PiS zaatakował następnie śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który był dla niego człowiekiem małym, chamem, a wreszcie już tylko byłym prezydentem jeszcze zanim zaczęła się kampania prezydencka w 2010 roku. Sikorski nie oszczędzał również współpracowników prezydenta. Zamiast merytorycznej debaty o kierunkach polityki zagranicznej, każdy głos dobiegający z Kancelarii Prezydenta czy BBN był szyderczo zbywany jakimś epitetem o miłośnikach buszyzmu (chodzi o prezydenta Busha) czy obroocach Św. Trójcy.
Od miesięcy mamy nieustający festiwal ocen Sikorskiego szczególnie odkąd odkrył możliwości twittera. Tu odgryza się reżimowi na Białorusi, wychwala istnienie kary śmierci w Pakistanie i wyraża żal za brak takiej kary w Norwegii. Przypominam, że robi to nadal czynny szef dyplomacji sporego państwa Unii Europejskiej. Mimo, iż zaczęło się polskie przewodnictwo w Unii Europejskiej nie poznamy wykładni Sikorskiego na wiele spraw stojących na porządku obrad instytucji europejskich. Próżno doszukiwać się opinii szefa dyplomacji o bliskowschodnim procesie pokojowym, problemach Syrii, Libanu, Libii, Afganistanu czy Pakistanu. Nie znamy stanowiska polskiego wobec przyszłości Palestyny, Sahelu, Sudanu Południowemu czy głodowi w Afryce. A kryzys euro i grecki? Szkoda gadać. W zamian mamy zdecydowaną wykładnię o winie polskich pilotów w katastrofie smoleńskiej prezentowaną konsekwentnie w Polsce i zagranicą.
Największe baty od Sikorskiego zbiera jednak ostatnio polskie społeczeństwo. Chwali tych optymistycznych i radosnych należących do PO, ale krytykuje ponuraków z PiS. Rozpoczyna kampanię przeciwko internautom za antysemickie wypowiedzi. Skarży się wreszcie na redemptorystę, polskiego obywatela, do władz innego państwa.
Nie koniec tej niedyplomatycznej działalności. Tragedia norweska jest dogodnym pretekstem do przyłożenia Polsce i opozycji w kraju. Otóż Sikorski dostrzega w Polsce wielki potencjał do podobnego zachowania. Informuje świat z Londynu, że w jego kraju jest wielu gotowych do strzelania do swoich rodaków, aby obalić rząd. Czy tak się utrwala dobrą markę kraju?
Można by zareagować na te bonmoty wzruszeniem ramion i uznać, że to niepoważne wypowiedzi niepoważnego ministra. Należy jednak przypomnieć, że wypowiada to człowiek uczyniony odpowiedzialnym za program i strategię wyborczą PO. Przypomnę również, że podobną retorykę, przestrogi przed agresją i zamętem w stylu norweskim, zaczął prezentować też ostatnio premier Tusk. Oznacza to więc, że wypowiedzi takie są już elementem większej strategii przedwyborczej. Rząd nie ma powodów do zadowolenia przed wyborami. Niewiele osiągnął i niewiele pustych obietnic może już złożyć. Polacy mogą nie uwierzyć. Nie mogąc zatem prowadzić merytorycznej kampanii stosuje się pradawną sztuczkę polityczną: kreowanie wroga. Oskarżając opozycję o język nienawiści i obrzucając ją wulgarnymi epitetami, stosując jednocześnie całe instrumentarium tejże nienawiści, należy (kolejny już raz) wmówić społeczeństwu kto nie pozwolił Platformie Obywatelskiej rządzić i zrealizować danych obietnic. No przecież nie Chińczycy, którzy nadal trzymają się mocno. To właśnie PiS, który za nic nie chce się podporządkować szerokiemu frontowi polityków miłości od Gowina i Niesiołowskiego po Arłukowicza i Rosatiego, a nawet Cimoszewicza i Senyszyn! Tylko ten polityczny mord w Łodzi jakoś mąci tę filozofię i strategię wyborczą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/116539-sikorski-a-sprawa-polska
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.