Generał Anodina musi być z nich dumna! Jan Osiecki i Tomasz Hypki do upadłego walczą w obronie rosyjskiej wersji wydarzeń

Młody dziennikarz Jan Osiecki to współautor książki "Ostatni lot. Przyczyny katastrofy smoleńskiej". Publikacja ukazała się przed raportem MAK, ale w cudowny sposób zawierała niemal dokładnie te same ustalenia do których doszła generał KGB Tatiana Anodina. Widać było też w publikacji, że autorzy musieli mieć dostęp do tych samych materiałów, którymi dysponowała strona rosyjska. Wtedy osoby wrażliwe na rosyjskie wpływy w polskim życiu publicznym zwróciły uwagę na tych dwóch dżentelmenów.

A to co wygadywał i robił później Jan Osiecki, stawiało kolejne pytania o głębsze przyczyny jego zaangażowania po stronie rosyjskich tez. W programie "Warto rozmawiać" dał na przykład taki pokaz, opisany w naszym portalu:

Najważniejszym punktem programu był spór o to co robił generał Andrzej Błasik w kabinie Tupolewa lecącego do Smoleńska i czy ta obecność czegokolwiek dowodzi. Zacytujmy fragment rozmowy:

Jan Osiecki: To jest dokładnie pokazane w stenogramach. Generał Błasik nie poszedł tam, żeby porozmawiać o zegarku czy o tym co miał zamiar zrobić po lądowaniu w smoleńsku. Musiał pójść w konkretnym celu. On tam autoryzuje błędy jakie popełniają  dowódcy samolotów, nie oponuje, wręcz przeciwnie, akceptuje co się dzieje. To były działania związane z naciskami i z próbą doprowadzenia do lądowania.

Tomasz Sakiewicz: Nie ma podstaw by tak sądzić, jeśli ktoś się odwołuje do stenogramów, to tam nie ma ani cienia nacisków. Poza tym nie mamy oryginałów, chyba, że pan redaktor dotarł do oryginałów. Z tego co mamy, nic takiego nie wynika. Rosjanie od początku forsowali tezę, że to był błąd pilotów.

Antoni Macierewicz: Jest niebywałą bezczelnością twierdzenie, że generał Błasik był tam w kabinie w celu wywierania jakichkolwiek nacisków. W sytuacji kiedy nie pada ani jedno słowo ani generała Błasika, ani pilotów, ani kogokolwiek z tego samolotu, które mogłoby o tym świadczyć. Nic  - zero. Mimo tego rozpętana została nieprawdopodobna kampania mająca charakter kampanii rosyjskiej agentury wpływu, mająca skupić atak na generale Błasiku, który był dowódcą bardzo silnie związanym z niepodległościowymi tendencjami, z polityką niepodległościową pana prezydenta Kaczyńskiego.

Ten atak moralnie jest obrzydliwy, a politycznie ma charakter oddziaływania prorosyjskiego.

Osiecki: Niech pan powie w takim razie, co do końca robił generał Błasik w kabinie?

Macierewicz: To pan powinien powiedzieć, bo pan stawia tę tezę. To pan ją stawia.

Osiecki: Niech pan w takim razie powie, co robił tam generał Błasik?

Macierewicz: To pan powinien powiedzieć, bo pan stawia tę tezę. I pan musi ją udowodnić. Pan nie jest w stanie tego udowodnić, pan jest tylko w stanie spotwarzać człowieka, który nie może już się bronić. To obrzydliwe.

(Osiecki nie odpowiedział).

Później był występ Osieckiego w rosyjskiej telewizji. A teraz ten wspaniały koncert, wykonany wspólnie z przedstawiającym się jako ekspert lotniczy Tomaszem Hypkim, w Radiu TOK FM, po publikacji raportu Millera. Obaj panowie brutalnie zaatakowali raport Millera. Nazwali go "żenującym". Dlaczego? Bo - jak można rozumieć całość wywodu - nie powiela tez generał Anodiny:

- Nawet nie opublikowano pełnego stenogramu rozmów w kabinie, który mógłby być interesujący. Komisja zapewnia tylko, że nie było nacisków. A przecież obecność w kokpicie generała Błasika, która w żaden sposób nie była uzasadniona i nie była zgodna z regulaminami, musiała wywierać wpływ - mówi Hypki. - Mówienie, że jego obecność nie miała znaczenia jest bzdurą - dodał.

(...)

Chciałbym wiedzieć na jakiej podstawie komisja przyjęła to założenie. (...) - mówił Osiecki. - Wyraźnie widać na wszystkich zapisach, że wyrównywali lot (...). Oni naprawdę próbowali odejść dopiero w momencie zderzenia z pierwszą brzozą. (...) Gdyby próbowali odejść wcześniej, w momencie, w którym gen. Protasiuk powiedział "odchodzimy", czyli na wysokości 100 metrów, to po pierwsze nacisnąłby przycisk "Uchod". (...) Gdy przycisk nie działa i mija pół sekundy, rwie się ster do siebie, pcha się manetki gazu do oporu do przodu. Czy którakolwiek z tych rzeczy została wykonana? Nie została, więc nie mówmy, na Boga, że oni próbowali odejść - przekonywał Jan Osiecki.

- Gdyby pilot chciał odchodzić, a nie chciał lądować, to nie przestawiałby sobie alarmu radiowysokościomierza ze 100 m na 60, a ewidentnie był przestawiony alarm, co komisja potwierdziła, ale nie wytłumaczyła dlaczego - dodał Osiecki.

- Jak mówiłem, w tym raporcie nie ma wiele nowego. Jedyna różnica to interpretacja funkcji lotniska Smoleńsk-Siewiernyj. Strona polska naciska, że było to lotnisko czynne, przygotowane. Z dokumentów rosyjskich wynika co innego - mówił Hypki. - To było lotnisko nieczynne od października 2009, zdemontowano na nim część urządzeń. Lądowanie na nim było niezgodne z przepisami.

Hypki nie zgodził się jednak z przypisywaniem winy rosyjskim kontrolerom lotu: - Wielokrotnie mówili, że nie ma warunków do lądowania. Po drugie, urządzenia, które mieli, nie dawały żadnego rzeczywistego obrazu tego, co się dzieje. Dlatego zastosowano rosyjską procedurę - której Polacy najwyraźniej nie znali - zalecającą kwitowanie każdej podanej przez kontrolera wysokości.

Jak widać - do upadłego panowie walczą w obronie rosyjskiej wersji wydarzeń. Jak można przypisywać Rosjanom jakąkolwiek część wydarzeń? Jak można kwestionować ich profesjonalizm? Tak, generał Anodina byłaby z obu panów dumna.

A może, znając niejawne mechanizmy polskiego życia publicznego, jest?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych